Współczesna Polska przypomina grę w gorące krzesła. W takiej grze jest zawsze mniej krzeseł od uczestników, a ci którzy nie zdążą zająć miejsc – wypadają. W naszej rzeczywistości przegrani muszę przyjąć na siebie piętno nieudacznika. Pozostali będą zachwalać polskie przemiany i odbierać „słuszną zapłatę” za swą zaradność.

Niezaradni masowo popełniają samobójstwa, stają się ofiarami różnych oszustów, grzebią w koszach i śmietnikach, albo cicho umierają w swych domach z zimna i głodu. Ojcowie patrzą na swe głodne dzieci nie potrafiąc zapewnić im pożywienia, albo rozpaczają za córkami sprzedanymi sutenerom. Młodzież nie widząc perspektyw masowo wyjeżdża za granicę. Część z nich wraca w nadziei, że szansa w grze w krzesła im się zwiększy. Uczą się pisać CV i dobrze wypadać w rozmowach kwalifikacyjnych. Coraz częściej znają języki obce i sprawnie posługują się sprawnie komputerowymi programami. Szanse w grze rosną, ale krzeseł ubywa, a coraz więcej z nich jest okupywana na zasadzie zasiedzenia przez organizatorów tej gry. Ich już nie obowiązuje rywalizacja. Oni sobie załatwili ciepłe posadki w różnych instytucjach, uniwersytetach i urzędach, których główną funkcją stało się zapewnienie bezpieczeństwa najbardziej zaradnym.

 

Dlaczego krzeseł ubywa? Bo Polska padła ofiarą neokolonialnej agresji ekonomicznej. Bo zamiast elity wyczulonej na los Polaków, ma sprzedajną kastę durni, których zdolności kończą się na organizacji różnych koterii, rozpychających się przy korycie.

Bo nauki społeczne stały się swoją parodią. Niedawno na przykład ich przedstawiciele ogłosili, że demografia wyleczy nas z bezrobocia. Według opracowanych na zachodzie modeli rzeczywiście około 2020 roku bezrobocie zacznie szybko maleć. Ale czy to dotyczy Polski? W kraju neokolonialnym, gdy niewolnicza siła robocza stanie się mniej dostępna, właściciele fabryk przeniosą je gdzie indziej. Problem malejących emerytur zostanie zapewne rozwiązany poprzez spieniężenie resztek własności (w tym prywatnej – przez odwróconą hipotekę). Zamiast wzmocnić gospodarkę, proces obciążania nieruchomości hipoteką jedynie podtrzyma chwilowo konsumpcję, łagodząc efekty starzenia się społeczeństwa i odsuwając problem w czasie. Ale konsumpcja będzie maleć i gospodarka będzie się kurczyć. Siłą rzeczy pracy będzie ubywać. Czy demografowie biorą to pod uwagę?

 

Może to jest czarnowidztwo. Ale to nie są wizje nierealne i przynajmniej należałoby poważnie nad tym się zastanowić. Jednak to w Polsce nie jest możliwe. Publiczna debata jest niszczona przez wojny klanów, które de facto nie mają nic do zaoferowania i niczym szczególnym się nie różną. W ich interesie jest więc medialna wrzawa. Wzajemne oskarżanie się i wylewanie pomyj. W tej dusznej atmosferze naród nie ma szans zorientować się w sytuacji. Ze spokojem przyjmuje wieszanie najwyższych orderów na szyjach sprzedawczyków. Pozwala także na niszczenie resztek polskiej kultury (w tym tradycyjnej rodziny i Kościoła Katolickiego), która mogłaby stanowić ogniska oporu i zaczyn odrodzenia.

 

Wierność bez pogardy i nienawiści?

Widząc to wszystko, człowiekowi wiernemu ideałom Polskości trudno uciec przed słowami Poety: „niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów i tchórzy”, a w konfrontacji z pacierzem zgrzytają słowa „i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie”. Intelektualna gimnastyka podsuwa rozwiązanie w postaci ograniczenia pojęcia „bliźni”, którego mamy kochać. Ale pozostaje problem z nienawiścią, która rodzi się w miejsce miłości. Takie zmagania były udziałem Jacka Kaczmarskiego i Przemysława Gintrowskiego, którzy śpiewali o tym w piosence. Krytycyzm obu wobec społeczeństwa narastał pod koniec ich życia. Pewnie udało się uniknąć pogardy i nienawiści – dzięki azylowi w poetyckim raju. Jaki jednak los czeka tych z nas, którzy nie są poetami?

 

Zapewne nie mogąc kochać naszych wrogów, powinniśmy o nich zapomnieć. Nie chcesz ulec nienawiści – musisz zapomnieć o polityce. Ale zapomnieć o polityce, to zapomnieć o Polsce i uznać za szaleńców oddających za nią życie bohaterów. To zapomnieć o słowach Wieszcza „Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, Zapomnij o mnie!”.

 

Może jednak powinniśmy walczyć? Podjąć naszą tradycję jak zbroję i prawdę wziąć za oręż? Jeszcze tlą się resztki polskiej kultury, a młodzi ludzie zaczynają dostrzegać, że coś nie gra w naszym matriksie.

 

Obszarem naszej walki muszą być media. Bo trudno bez nich dzisiaj poszukiwać i głosić prawdę. Mieliśmy wśród nas Proroka, który potrafił głosić prawdę z siłą, której nawet liberalne media nie umiały się przeciwstawić. Ale jego nauki udało się go pogrzebać głębiej, niż jego ciało.

 

Dawid stojący naprzeciw Goliata wygląda wobec naszej sytuacji na mocarza. Musimy więc cierpieć upokorzenie, obserwując groteskę świątecznych życzeń powtarzanych rytualnie przez skundlone społeczeństwo.

 

Nie licz więc na rychłe zmartwychwstanie. Ale rób swoje. Bądź wierny. Idź.