Od wczoraj trwają uroczystości pogrzebowe Heleny Kmieć z Libiąża. Polskiej wolontariuszki zamordowanej w Boliwii. Wspaniałej, dobrej osoby, która pokazywała całym swym życiem co oznacza chrześcijańskie przykazanie miłości.

Czas próby dla rodziców i przyjaciół. Nie poznałem osobiście Helenki, ale znam środowisko w którym się wychowała. Ona była koleżanką córki moich przyjaciół. Chrystusowe „tak” – tak, „nie” - nie, oznacza dla nich bezkompromisowość. To może przerażać, bo droga Chrystusa to nie tylko radość życia, ale także gotowość poświęcenia.

Radość widać na poniższym filmie – na którym Helenka pięknie śpiewa o Bogu, a poświęceniem było całe jej życie.

Dziś o 15 odbędzie się w Libiążu msza pogrzebowa której przewodniczył będzie kardynał Dziwisz. O 17:30 TV Trwam nada reportaż „Iskra Helenki” poświęcony zamordowanej wolontariuszce.

Warto zatrzymać się na chwilę i zobaczyć, że istnieje inny świat. Świat prawdziwego życia – któremu nawet śmierć nie straszna. Jak wspomina jedna z jej koleżanek: „Helenka była człowiekiem modlitwy. Była bardzo mocno oddana Panu Bogu. Często też przewodniczyła tej modlitwie. […] Dziś modlimy się o spokój jej duszy i pamiętamy o tych, którzy cierpią po jej stracie”.

Niech spoczywa w pokoju.

Jurek Wawro

Dziennikarze to świetni fachowcy i mądrzy ludzie. Nawet jeśli to nie jest prawda, to przecież „polityka można zabić gazetą”. Dlatego politycy obchodzą się z mediami jak z jajkiem.

Donald Trump nie jest typowym politykiem. Dlatego wczorajsza konferencja prasowa miała charaketer konfrontacji: Włączam telewizję i widzę materiały pokazujące chaos i jeszcze raz chaos!" zauważył, nie kryjąc oburzenia prezydent Trump. "Tymczasem moja administracja działa jak świetnie naoliwiony mechanizm" - podkreślił. Po poprzedniku "odziedziczyłem bałagan. Bałagan w kraju i na świecie.

Ale media zostały oskarżone nie tylko o czarny PR. Trump mówił wprost o fałszowaniu wiadomości i utrudnianiu pracy. W szczególności ataki medialne utrudniają ułożenie relacji z Rosją. W tym kontekście mówił o tym, że Rosja to mocarstwo atomowe i dobre relacje USA z tym państwem chroni nas przed „atomowym holocaustem”. Gdy się czyta komentarze choćby naszego dziennikarzyny z Onetu, który miał niezły ubaw z tej konferencji, przychodzi refleksja – że Donald Trump w Polsce ludzie mediów nie są zdolni do refleksji. Mogą za to śmiało współzawodniczyć z innymi kastami „wyjątkowych ludzi” - sędziami, przemądrzałymi profesorami uniwersytetów i „ludźmi kultury” - w zawodach o najlepsze mniemanie o sobie.

Trwa nieustanny atak „wolnego świata” na wolny wybór Amerykanów. Według opiniotwórczego The Economist jego szaleństw boją się sojusznicy USA (Polski chyba nie zapytano?). Główna linia krytyki dotyczy stosunków z Rosją Putina. Gwoli sprawiedliwości Brytyjczycy przypominają zarówno o wygłupie Busha, który dostrzegł w oczach Putina demokratę jak i resecie Obamy. Czynią to jednak tylko po to, żeby przedstawić działania Trumpa jako trzecie z rządu uleganie iluzjom wobec Rosji. Szczególe oburzenie budzi fakt, że gdy dziennikarz Fox News nazwał Putina Putina zabójcą, Trump odrzekł: "Jest wielu zabójców. Myślisz, że nasz kraj jest taki niewinny?". Jak to mówi Max Kolonko: powiedział jak jest. Ale to najwyraźniej jest szokiem dla „wolnego świata”. Wolny świat zbudowano na kłamstwie?

Do tej pory nie było żadnych podstaw do oskarżeń Trumpa o knucie z Putinem. Jednak niedawno dziennikarze wytropili, że Michael Flynn – doradca Prezydenta ds bezpieczeństwa kontaktuje się z pracownikiem ambasady Rosji. Flynn najpierw zaprzeczał, a w końcu podał się do dymisji. Oczywiście – jak zwykle w takich sytuacjach - „Prezydent nic nie wiedział”. Może rzeczywiście nie wiedział, a może jednak Trump rozumie reguły kłamliwego „wolnego świata” lepiej niż sądzimy?

 

Ludzką reakcją na wypadek drogowy w którym ucierpiała Premier Polski powinno być chyba zatroskanie. Nawet jeśli ktoś nie jest w stanie odczuwać empatii, to chyba powinien dostrzegać nadzwyczajną sytuację w której żyjemy. Układane są na nowo relacje w całym świecie i należy się szczególnie obawiać każdego osłabienia państwa. Potrzeba bowiem raczej zwiększonej jego aktywności. Jednak politycy i pismaki nie są w sanie porzucić odgrywanych ról niezależnie od sytuacji. Totalna opozycja wypracowała opowieść o zderzeniu kierowcy który najechał na rządową limuzynę z „państwem PiS”. Kłamliwe tytuły „opiniotwórczych mediów” informują o „wstydliwej prawdzie” na temat wypadku – choć w chwili obecnej nie wiadomo na pewno kto formalnie ponosi za niego winę. Media prorządowe też trzymają się swojej roli – ferując wyroki. Oczywiście nie brakło też głosicieli „prawdy” o tym, że rząd pozbywa się „doświadczonych funkcjonariuszy (najlepiej z kwalifikacjami potwierdzonymi pracą dla SB?) i takie są skutki.

O fali hejtu w internecie wspominać nie warto – bo chyba nikt się nie spodziewał, że będzie inaczej. Tak samo nie dziwi tytuł „W Oświęcimiu boją się kiedy jedzie rządowa kolumna” jaki pojawił się w antypolskiej „gazecie”.

Wypadek na szczęście skończył się niegroźnymi obrażeniami Premier i bardziej poważnymi – choć nie zagrażającymi życiu - jednego z ochroniarzy…

Ten wypadek ma rzeczywiście wymiar symboliczny i dobrze oddaje problem (?) rządów PiS. Być może kierowca BOR złamał przepisy wyłączając sygnał dźwiękowy. Zgodnie z przepisami kolumna staje się nieuprzywilejowana i nie może wyprzedzać z lewej strony pojazdu skręcającego w lewo. Gdy mimo tego doszło do kolizji ze skręcającym fiacikiem, funkcjonariusz chyba nie powinien był zjeżdżać z drogi – bo jego zadaniem była ochrona Premier. Wtedy pancerne auto mogło zabić młodego kierowcę. Rząd zadziałał z troską o tego człowieka, choć być może popełnił przy tym jakiś błąd. Jednak zgodnie z wypracowanym przez nasze społeczeństwo prawem żadne działanie dla dobra innych nie może zostać bez kary (i to nie dotyczy tylko rządu – choć zostało z entuzjazmem przyjęte przez „totalną opozycję”).

Miejmy nadzieję, że jednak „ludzi dobrej woli jest więcej” I mocno wierzmy w to, że dla nich ta historia kończy się na dwóch zdaniach: „dzięki Bogu nikt nie zginął” oraz „reszta w rękach odpowiednich służb, które – miejmy nadzieję – działają profesjonalnie”.

W czasach świetności PO politycy tej partii byli sterowani SMS’ami, w których były krótkie instrukcje co mają mówić na „gorące tematy” (najsłynniejszy był ten SMS z ustaleniem winy pilotów tuż po katastrofie smoleńskiej). Było to irytujące – bo przekształcało politykę w marketingowy spektakl. Nawiasem mówiąc „demokraci wszystkich krajów” wydają się tak samo nakręcani – a potem biadolą, że są ofiarami „post-prawdy”. Jednak ten rodzaj kłamstwa miał swoje zalety – bo jak się okazuje prawda jest bardziej okrutna. Trudno bowiem podejrzewać, że jako tako rozgarnięty leming wypisujący te SMS’y wymyśliłby coś tak głupiego, jak ostatnia wypowiedź Grzegorza Schetyny, który ma zamiar dzielić się z Kanclerz Merkel troską o niemieckie inwestycje w Polsce. Nie chodzi mu bynajmniej o to, żeby pokazać większą skuteczność w zachęcaniu inwestorów od Wicepremiera Morawieckiego, ani też o to – by te inwestycje były obustronnie korzystne. On chce wystąpić jako obrońca interesów niemieckich w Polsce!!! No bo jakby ktoś zapomniał, że reprezentuje partię targowicy – to jest okazja do przypomnienia.

Podobno jednym z tematów rozmów ma być poparcie Tuska na drugą kadencję. Może Schetyna chce pokazać, że jest bardziej proniemiecki i prosić Merkel o zamianę (Tusk do Polski – Schetyna do Brukseli)? Alternatywa jest tylko jedna: przywódca partii, która jeszcze niedawno niepodzielnie rządziła Polską jest debilem. Niby racjonalne jest w warunkach niepełnej informacji stosowanie zasady, że najprostsze wyjaśnienie jest prawdziwe – ale może jednak w tym wypadku jest to jakiś spisek? Za kamerą stał Misiewicz i Grzesia rozpraszał? Stanowczo trzeba gdzieś wysłać tego Misiewicza, żeby Grzesia nie rozpraszał.

Nawiasem mówiąc szef Misiewicza – Antoni Macierewicz i Grzegorz Schetyna to "towarzysze broni" z czasów "walki z komuną". Obaj bardzo dobrze uzasadniają określania tego, co z tamtych czasów zostało mianem „styropianowa elita”.

Niestety chyba trzeba przyznać rację profesorowi Bogusławowi Wolniewiczowi, który ostrzegał PiS przed Macierewiczem. Może nie słuchali go, bo ta prawda jest też zbyt okrutna?