Podział ról wydawał się jasny: media podburzają, naród protestuje, a politycy prowadzą – do boju o wolność i demokrację. Jednak totalna opozycja w chwilowej rozsypce, więc aktyw dziennikarski dwoi się i troi. Chodzą na demonstrację robiąc za studentów, i jeżdżą do Brukseli wyręczając targowiczan. Goszczący tam funkcjonariusz Michnika błaga przy okazji o wsparcie. Bo ten wredny reżim kaczystowski nie dość, że nie publikuje u nich reklam, to jeszcze nie chce z nimi gadać! No to Unia musi dać dotacje, bo inaczej nie będzie na propagandę. Na razie wydział propagandy trzyma się mocno. Gdy w przestrzeni publicznej pojawi się jakieś łgarstwo - to w poszukiwaniu źródła prawie zawsze trafiamy na Czerską. Tak było ostatnio z głośnym "blokowaniem" jedwabnego Szlaku (http://www.argumenty.net/2501) i zmuszaniem nieubezpieczonych pacjentów do kłamstw (http://www.argumenty.net/2483).

Propagandystów wspiera poseł Nitras, który swoimi relacjami z sejmu udowadnia, że jednak może być jeszcze gorzej. Jednak warsztatowo musiałby się trochę podciągnąć – by dostać pracę w Polsacie albo innym TVN.

W Polsacie urządzono wczoraj zamiast wiadomości seans pod tytułem „Wina pilotów. Do ustalenia kto im kazał. Część druga”. Na szczęście tym razem piloci byli za kierownicą samochodów – więc nikt nie zginął. W relacji z wypadku kolumny z ministrem Macierewiczem było wszystko co się da podciągnąć pod „arogancję władzy”. Z nieszczęsnym Misiewiczem włącznie (trzeba przyznać, że facet pasuje do udowodnienia każdej tezy). Po wiadomościach - dla utrwalenia – dyskusja o tym, czy władza może pilotów zmuszać do takich zachowań. W relacji zabrakło pytania do kierowców lub ministra – czy miało miejsce zmuszanie. Poseł Nitras jednak by się przydał….

TVP dostosowuje się do poziomu mediów prywatnych. Przyznaje to nawet Przewodniczący Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański: „Standardy, które powinny w tym zawodzie obowiązywać i obowiązują, choć mało kto ich przestrzega, są nieraz naruszane”. Oczywiście ma on rację, że trzeba się przeciwstawić zjednoczonemu frontowi antyrządowej propagandy. Jednak telewizja publiczna nie tylko „rozbija” kłamliwą propagandę poprzez pokazywanie prawdy, ale tworzy sama materiały propagandowe. Podobnie jak we wspomnianej informacji Polsatu pojawia się w relacji wszystko, co może zwiększyć siłę przekazu. Na przykład relacja z „demonstracji studentów” ubarwiona fragmentem filmu Barei „Miś” jest z pewnością bardziej wymowna (i chyba ciekawsza) niż suchy przekaz. Można mieć jednak wątpliwości, czy nie ma w tym jakiegoś zachwiania proporcji. Może jednak należałoby obstawiać, że prawda zwycięży bez propagandowego wsparcia?

W skeczu „przychodzi baba do lekarza” tytułowy medyk fachowo opisuje szkodliwość używek, racząc się nimi z pacjentką. Ta scena przychodzi na myśl, gdy obserwujemy „pochylanie się” mediów nad problemem braku prawdy. „Rzeczpospolita” drukuje ubolewania Roberta Terentiewa z ze Stowarzyszenia Wolnego Słowa, który zauważa: „Być może wojna informacyjna prędzej czy później się skończy. Ale raz utracone dziewictwo walczących w niej mediów będzie już nie do odzyskania”. Autor wspomina między innymi o podłej kampanii wymierzonej w Prezydenta Trumpa oraz o tym, że duże media niemieckie (w tym telewizja publiczna) nie dostały akredytacji na konferencję organizowaną przez partię AfD (Alternatywa dla Niemiec).

Wyczuwający nastroje społeczne Jarosław Kaczyński mówił w Łodzi o potrzebie reformy mediów: „Potrzebna jest reforma mediów, chcemy aby dążyli oni do prawdy a nie opowiadali się za jedną stroną”. Zwraca uwagę pierwszy z komentarzy pod opisem tego wydarzenia (pisownia oryginalna): Rządzi nami psychopata. Nikt tak nie Podzielił Polski i Polaków jak fuhrerek z żoliorza. Niebawem poleje się polska krew...”. Czy takie komentarze to nie jest efekt działalności mediów? A może wręcz odwrotnie – media jedynie wydobywają to co w ludziach najpodlejsze?

Na szczęście dla mediów – one nie muszą się zbytnio przejmować tymi problemami. Ryszard Petru już ogłosił, że to rząd jest winny nienawiści w kraju. Mediom pozostaje jedynie kontynuować klakę temu „liderowi opozycji” - aby jego mądrości trafiały pod strzechy.

Nietrudno zgadnąć jaki będzie koniec tego procesu. I to jest dobra wiadomość: upadek tradycyjnych mediów zbliża się wielkimi krokami.

 

Pod koniec ubiegłego roku portal Politico ogłosił swój sensacyjny ranking najbardziej wpływowych osób w Europie. Na czwartym miejscu znalazł się Jarosław Kaczyński: Według serwisu, Kaczyński razem z Viktorem Orbanem dowodzą  wschodnią flanką brygad antyestabiliszmentu, "które zaliczyły znaczące zwycięstwa na Zachodzie - od Brexitu po Donalda Trumpa, i szykują się do kluczowych wyborów we Francji, w Niemczech i Holandii w przyszłym roku".

Wkrótce potem Polskę pracujący dla Donalda Trumpa Rudolph Giuliani – by spotkać się z z Prezesem PiS. Podobno planowane jest też spotkanie między nim a Angelą Merkel.

Mamy więc wielkiego męża stanu?

Według Erika von Kuehnelt-Leddihna („Demokracja – opium dla ludu”) ogromna różnica między politykiem a mężem stanu polega na tym, że dla polityka jest ponowny wybór lub sukces wyborczy jego partii, zaś dla męża stanu dobro jego kraju i przyszłych pokoleń. Ronald Reagan mówił z kolei, że politycy mają skłonność do myślenia o następnych wyborach, a nie o następnym pokoleniu – dlatego można ich ocenić jako mężów stanu dopiero po zakończeniu politycznej kariery.

W przypadku Jarosława Kaczyńskiego sytuację komplikuje to, że on nie zajmuje się bieżącą polityką, ale ma spory wpływ na działanie rządu. Bez wątpienia jego osobistym sukcesem było też wskazania Andrzeja Dudę jako kandydata na prezydenta. Prezydent Duda okazał się człowiekiem z wielką klasą, godnie reprezentującym Rzeczpospolitą. Jednak wbrew zapowiedziom Jarosława Kaczyńskiego z kampanii wyborczej – Pałac Prezydencki nie stał się centralnym ośrodkiem kształtowania polskiej polityki. Być może to i lepiej – z uwagi na wyczyny „totalnej opozycji”, dla której Andrzej Duda wydaje się za miękki. Istotniejsze jest jednak to, że Andrzej Duda nie dał się poznać jako autor politycznych wizji. Taka wizja jest kształtowana w trójkącie Kaczyński – Szydło – Morawiecki. Jak to ujął Konrad Morawiecki (ojciec Ministra) – jest to wizja „demokracji solidarnej”. To wydaje się rzeczywiście czymś, czego świat XXI wieku potrzebuje.

Wątpliwości budzi jednak to, czy taką solidarną politykę da się pogodzić z centralizacją państwa i militarnymi ambicjami kojarzonymi z działalnością Ministra Macierewicza. Te zagrożenia niestety także przynajmniej współgrają z poglądami Jarosława Kaczyńskiego. Wątpliwości budzi także jego zaangażowanie w bieżące rozgrywki polityczne. Cały miniony weekend prominentni politycy PiS byli zajęci tłumaczeniem się ze słów Jarosława Kaczyńskiego na temat demonstracji KODpatrząc na twarze tych osób – to jest tylko domysł – ale obawiam się, że niektórzy z nich byli pracownikami dawnych organów bezpieczeństwa. Z kolei wydaje mi się, że widać tam też twarze osób specjalnej troski”. Można zrozumieć irytację Kaczyńskiego – bo to co wyprawiają jego wrogowie przekracza wszelkie granice. Ale czy tak powinien / może się wypowiadać mąż stanu - zwłaszcza w sytuacji, gdy media tylko czyhają na każde jego potknięcie? Nietrudno zgadnąć, że teraz każda podłość „totalnej opozycji” będzie prezentowana w kontrze do wystąpienia Kaczyńskiego.

Całe szczęście, że ani Beata Szydło ani Mateusz Morawiecki nie dają się ponosić emocjom. Co do Kaczyńskiego – pozostaje trzymać kciuki (jak kiedyś za Wałęsę) – aby takie „odloty” zdarzały się jak najrzadziej.

Zbigniew Stonoga wielokrotnie zapowiadał publikację niezbitych dowodów na swoje oskarżenia. Nigdy się ich nie doczekaliśmy. Na dodatek z chwilą, gdy zamarzyła mu się polityczna kariera, zaczął przekraczać wszelkie granice – snując obyczajowe opowieści jakich w Polsce nawet brukowce nie drukują. Ale jak widać Tomasz Lis i Adam Michnik to jeszcze nie jest wystarczający poziom upodlenia. Dlatego sięgnięto po Stonogę. Nikomu nie przeszkadza to, że on znów „ma dowody ale ich nie pokaże”, że znów „ujawni w swoim czasie” kim jest Jarosław Kaczyński (przecież to już było)…. Ten materiał Polsatu jest promowany na stronach internetowych mediów „głównego ścieku”. Szczególnie szokujące jest oskarżenie, że Andrzej Duda obiecał ułaskawić Stonogę w zamian za poparcie. Tymczasem pomimo tysięcy próśb Prezydent odmówił ułaskawienia. Każdy normalny człowiek ujawniłby wówczas (półtora roku temu) posiadane dowody na układ. Każdy normalny dziennikarz bez tych dowodów nie opisałby dzisiaj tej sprawy. Określenie „dno” przestało być w odniesieniu do polskich (?) mediów adekwatne.

Nowy Prezydent USA powiedział w swej inauguracyjnej mowie jak jest. Oczywiście spotkało się to z należną porcją hejtu ze strony „elity”, która wie lepiej (tak w USA jak i w Polsce). Zgasła ostatnia nadzieja na to, że będzie jak dotąd, bo Trump podtrzymał tezy głoszone w kampanii wyborczej.

Także Barack Obama opuszczając Biały Dom uznał, że może choć na koniec powie kilka słów prawdy. Na ostatniej konferencji prasowej powiedział między innymi, że wnioski wywiadu w sprawie udziału rosyjskich hakerów w kradzieży dokumentów i przekazaniu ich WikiLeaks „nie były rozstrzygające”. Naprawdę? To po co było łgać i robić aferę na cały świat? Myślał, że to się nie wyda?

W Polsce – tak na deser tradycyjne już łgarstwa GW-na zostały oficjalnie obnażone. Firma Emitel przyjęła na siebie winę za zaniki sygnału TVP i zobowiązała się do zapłaty odszkodowania. Miejmy nadzieję, że pomimo tego ABW sprawdzi ten nadzwyczajny zbieg okoliczności.

 

W USA obserwujemy na żywo podobny efekt jak w Polsce – tak zwana „elita” pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Ciekawe, czy jeśli jutro lewackie bandy zdemolują parę miast, to podburzający je celebryci poniosą odpowiedzialność.