Gościem jednej z audycji TVP Info był prezes Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce Roman Rewald. Na pytanie o to, dlaczego część Amerykanów kocha Trumpa odpowiada krótko: bo mogą dać upust swojej bigoterii i swemu rasizmowi. Jak widać podział na godnych i niegodnych - o którym wspominał Jarosław Kaczyński jest ponadnarodowy. Wystarczy porównać fizjonomię obu panów (zdjęcie), by wiedzieć który jest godzien być prezydentem USA. Według Rewalda techniki negocjacyjne z biznesu nie sprawdzają się w polityce. Należy więc z tego wnosić, że nagły zwrot w opiniach działaczy republikańskich był wyłącznie kapitulacją przed „szołmenem” Trumpem – bez żadnych cichych uzgodnień (nawiasem mówiąc warto z tej perspektywy ocenić postawę prezesa polskiego TK). Jakoś doradcy milionerów uszło uwadze, że Trump triumfuje w polityce właśnie dzięki technikom powszechnie stosowanym w biznesie: dostarczania produktu oczekiwanego przez odbiorców. Dostarcza Amerykanom siebie – i jest przy tym bardzo wiarygodny. Zestawiając to finiszem u Demokratów mało znanego wcześniej Sandersa – widać czego Amerykanie oczekują. Mają dość fałszywego establishmentu. Dość poprawności politycznej. Dość rządów korporacji i banksterów.  

Trump prezydentem? To się przecież nie zdarzy. Przecież organ polskiej ćwierćinteligencji zapewnia, żewedług wszelkich sondaży nie ma on szans na wygranie z Hillary Clinton jesiennych wyborów prezydenckich”. O tym jaka jest grupa docelowa cytowanej gazety najlepiej świadczą następne dwa akapity:

To jest człowiek kompletnie nieprzewidywalny”.

Jest on zdecydowanym przeciwko TTIP oraz umowy o wolnym handlu z krajami Pacyfiku. – Uważa, że trzeba renegocjować wszelkie umowy międzynarodowe, bo to one sprawiają, że w USA znikają miejsca pracy. - Trump zapowiada, że chce zmusić Chiny do aprecjacji juana, a z Rosją twierdzi że zawrze "deal", ale nie mówi jaki”.

Jak pogodzić tą „nieprzewidywalność” z tak konkretnymi zamierzeniami?

Równie celna jest teza „Trybuny Ludu” o braku szans z Clinton. W ubiegłym tygodniu jeden z sondaży po raz pierwszy dał zwycięstwo Trumpowi. Gdy pytania sondażowe obejmowały opcję „zostanę w domu”, Hillary Clinton i Donald Trump uzyskali poparcie po 38%. Bez tej opcji – Trump wygrywa 41% do 39%. Co ważniejsze, Trump ma obecnie poparcie 73% Republikanów, podczas gdy 77% Demokratów popiera Clinton. Ale na Trumpa chce głosować aż 15% Demokratów, a tylko 8% Republikanów wybrałoby Clinton. A to było jeszcze przed tym, gdy establishment Republikanów zaczął zmieniać front. Trump zyskał już poparcie 41 delegatów niezależnych (mogą na konwencji głosować wedle swego uznania). Wielu szanowanych w partii polityków uznało, że nie wolno dopuścić do wybrania Clinton, a hasło „never Trump” jest wręcz obrzydliwe. W ślad za tym poszły rezygnacje konkurentów Trumpa.

Chyba więc najwyższy czas odpowiedzieć sobie na pytanie: jaka powinna być polityka Polski pozbawionej amerykańskiego protektoratu?

Polska nie może prowadzić wojny na dwóch frontach tocząc równocześnie nierówny bój z własną hołotą zwaną „elitą”. Albo trzeba się dogadać z Berlinem/Brukselą, albo z Moskwą. Pierwszy wariant jest lepszy z jednego względu: Targowica pozbawiona wsparcia „obrońców demokracji” w UE nie ma szans nawet z tak słabym państwem jakim jest obecnie Polska. Jednak dogadać się z naszymi „przyjaciółmi” z zachodu będzie trudno w opozycji do Rosji. Więc reset w stosunkach polsko-rosyjskich byłby wskazany w każdej sytuacji. Czy jednak nie zostanie to potraktowane przez Ukraińców jako zdrada? Chyba nie większa jak wysłanie tam Balcerowicza ;-). Problem Ukrainy nie może zostać pominięty. Można jednak wrócić do stanu sprzed zestrzelenia MH-17, kiedy Niemcy byli bliscy wynegocjowania potajemnie całkiem rozsądnego dealu. Polska musi prowadzić bardziej aktywną politykę zagraniczną – po prostu nie ma innego wyjścia. Im szybciej – tym lepiej. Jak mówi pismo: „król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju”.

Przy odrobinie szczęścia moglibyśmy służyć Trumpowi pomocą przy układaniu na nowo europejskich klocków.

Uczmy się przekuwać nasze słabości w siłę. Niejasny podział kompetencji między Prezydenta i rząd jest doskonałym sposobem do zmiany frontu. Nawet jeśli minister Waszczykowski nie jest jeszcze spakowany, to jego zdolność do podjęcia wielkiej gry jest co najmniej wątpliwa. Można więc pozostawić rządowi prowadzenie bieżącej polityki dyplomatycznej, pozostawiając strategiczne działania Prezydentowi. Jeśli ktoś nie jest uprzedzony, to dostrzega w nim wielki potencjał. Panie Prezydencie! Pora przerwać podróże po polskich powiatach (będzie na to jeszcze czas) i podjąć rolę Męża Stanu oraz Wielkiego Przywódcy.

 

Wczorajszy dzień w kalendarzu wyborczym USA był dniem głosowania w stanie Indiana. U Demokratów wygrał Sanders, ale wynik Clinton jest na tyle dobry, że jej nominacja wydaje się przesądzona. Pomimo wielkiej nagonki medialnej na Trumpa, zyskuje on w głosowaniu więcej niż w sondażach. To wróży dobrze dla niego także w przypadku listopadowego starcia Trump-Clinton. Obecnie już niektóre sondaże dają mu zwycięstwo.

Tymczasem w prasie po staremu biadolą, że nominacja Trumpa może oznaczać:

  1. Sromotną porażkę z Clinton – co może przełożyć się na całkowitą utratę wpływów.
  2. Zniszczenie marki Partii Republikańskiej – przez co trudniej będzie wygrać następne wybory.
  3. Nominację człowieka któremu brak charyzmy i charakteru, aby być prezydentem.

Chyba jednak to są tylko medialne wojenki, skoro aż 41 niezależnych delegatów zadeklarowało już poparcie Trumpa (ci delegaci stanowią aktyw partii i mogą głosować na konwencji jak chcą).

Media martwią się, że Trump zniszczy trzy filary idei republikańskiej: liberalną ekonomię, społeczny konserwatyzm i militaryzm.

Jednak liberalna ekonomia jest już tak skompromitowana, że Trumpowi pozostanie tylko wziąć odkurzacz i posprzątać resztki tego śmiecia. Zarzut dotyczący konserwatyzmu jest oparty w zasadzie wyłącznie o jego rozwody (deklaruje swe poparcie dla „cywilizacji życia”). W kwestii militaryzmu – to chyba czas wyciągnąć wnioski z dotychczasowych interwencji, które przyniosły tak wiele zła. Trudno zresztą zrozumieć jak można pogodzić „społeczny konserwatyzm” z szerzeniem śmierci.

Na nic wielka mobilizacja by „zatrzymać Trump'a”. Na nic sojusz jego konkurentów. Kolejny dzień prawyborów dał Donaldowi Trumpowi zwycięstw w pięciu kolejnych stanach. Do uzyskania nominacji brakuje mu już tylko poparcia 288 delegatów, co stanowi 57% pozostałych do zdobycia głosów. We wczorajszych głosowaniach Trump miał poparcie 55-60% głosujących, ale wprowadzone przez republikanów zasady powodują, że w wielu stanach zwycięzca bierze wszystko lub większość. Nic więc dziwnego, że Trump już czuje się „przypuszczalnym kandydatem”. Ataki na Trumpa przynoszą jednak pewien skutek – bo w sondażach widać, że ewentualny starciu Clinton – Trump dużą przewagę ma kandydatka Demokratów.

W Niemczech w początkach lat 30-tych realne było zagrożenie komunizmu. Przemysłowcy i bankierzy znaleźli na to sposób, wspierając faszystów. Od tamtej pory sojusz polityki i biznesu jest traktowany jako zagrożenie dla demokracji i pokoju. Rosnące rozwarstwienie społeczeństw sprzyja plutokracji, ale wąskie grupy zamożnych ludzi starały się dotąd utrzymać pozory demokracji. Obecne wybory prezydenckie w USA stanowią pod tym względem przełom, gdyż zakłamany establishment waszyngtoński stał się jednym z głównych celów ataków. Co prawda jawiąca się jako przedstawiciel tegoż establishmentu Hillary Clinton dzięki „superdelegatom” jest nieomal pewna nominacji, ale jej ewentualna przegrana w normalnej walce wyborczej bardzo ją osłabi przed listopadowymi wyborami powszechnymi. Tym bardziej przerażenie władców świata budzi przebieg prawyborów wśród Republikanów. Republikańscy politycy desperacko szukają sposobu ratowania sytuacji i powstrzymania Trumpa, który wprawdzie sam jest miliarderem, ale nie jest „ich”.

O skali desperacji świadczy tajne spotkanie tych przywódców z prezesami największych firm z Doliny Krzemowej, na którym miano radzić jak powstrzymać Trumpa. Spotkanie jest kuriozalne, gdyż wśród miliarderów z Doliny Krzemowej rozpowszechnione są poglądy lewackie, które oficjalnie Republikanom są obce. Usprawiedliwieniem jest dla nich – jak napisał jeden z uczestników spotkania – widmo Donalda Trumpa. Nawiązał w ten sposób do Manifestu Komunistycznego, który zaczynał się od słów „widmo krąży po Europie – widmo komunizmu”.

Problem w tym, że jedyną alternatywą jest w chwili obecnej Ted Cruz, który jest dla przywódców partyjnych tak samo nie do zaakceptowania, gdyż jak się zdaje więcej dla niego znaczą zasady niż pieniądze.

Na razie Trump triumfuje (po przeliczeniu połowy głosów) w kolejnych stanach: Michigan, Mississippi.