Portal businessinsider.com opublikował spis 10-ciu najbardziej szalonych technologicznych teorii spiskowych:

  1. Rząd USA i kampanie naftowe blokują rozwój elektrycznych samochodów.
     
  2. Rządowy projekt HAARP umożliwia wywoływanie trzęsień ziemi (takie oskarżenia pojawiają się m.in. przy okazji tsunami).
     
  3. Żarówkowy spisek. Oskarża się koncerny produkujące żarówki o to, że specjalnie tworzą produkty nietrwałe. Producenci filmu „Żarówkowy spisek (Light Bulb Conspiracy)” podają przykład żarówki, która od stu lat oświetla bazę straży pożarnej.
     
  4. Amerykańska armia potrafi uczynić statki niewidocznymi. Ta teoria jest dobrze znana pod nazwą „Eksperyment Filadelfijski
     
  5. Manipulowanie umysłami. Nie chodzi przy tym o zwykłe pranie mózgu, jakie na co dzień robią polskie media, ale o pełną kontrolę. Zobacz obszerny artykuł „Agenci-psi-psychotroniczne
     
  6. Podobno IBM oszukiwał w słynnym meczu ich komputera Deep Blue z mistrzem szachowym z 1997 roku.
     
  7. Nowe telewizory cyfrowe mogą służyć do inwigilacji widzów.
     
  8. Prawie darmowa energia. Ponoć istnieją teoretycznie metody uzyskania bardzo taniej energii. Najsłynniejszą z nich jest zimna fuzja., która jednak została zweryfikowana negatywnie.
     
  9. Silnik magnetyczny działający bez zasilania. Jak wiadomo perpetuum mobile nie istnieje, a strony takie jak ta, są dziełem ignorantów. A jednak...
     
  10. Podobno Microsoft ukrył w znakach "Wingdings" antysemickie komunikaty związane z zamachem na WTC 11/09. Napis NYC po zmianie czcionki na Windings wygląda następująco:
    Microsoft allegedly hid anti-Semitic messages in its "Wingdings" font.

Czy tworzenie takich zestawień nie jest czystą erystyką? Naciągane interpretacje znaków graficznych obok dość oczywistego spadku trwałości produktów pozwala na przejście do porządku dziennego nad ważnym problemem.

Tymczasem można wskazać wiele podobnych teorii, które zostały potwierdzone. W Polsce przez dłuższy czas nikt nie dowierzał Lucjanowi Łągiewce, który wynalazł bezpieczny zderzak. Tymczasem niedawno zaczął on produkcję swoich urządzeń na rynek (mimo, że naukowcy nadal nie potrafią wyjaśnić jak to działa).

Znany jest przykład języka Smalltalk, który utajniono na wiele lat, gdy zauważono, że może zrewolucjonizować przemysł softwerowy.

Dyskredytowanie różnych rozwiązań bez wchodzenia w merytoryczną treść jest często spotykane wśród ekonomistów. Na początku transformacji były różne pomysły rozwoju polskiej gospodarki. Argument wydętych warg wyrażających pogardę dla spiskowców bywał jedynym jaki przedstawiono.

Profesor Uniwersytetu Harvarda, słynny historyk Niall Ferguson podjął ostatnio „ciekawą” polemikę z poglądami Johna Maynarda Keynesa. Zdaniem Fergusona na poglądy Keynesa silnie wpłynął fakt, że był on homoseksualistą!

 

Każdy - kto interesuje się ekonomią - wie, że centralną osią sporu między Keynesem i jego przeciwnikami była zasadność interwencji państwa w czasie kryzysu. Przeciwnicy interwencji uważali, że rynek sam sobie poradzi i w dłuższej perspektywie wróci do stanu równowagi.

Keynes w odpowiedzi wypowiedział słynne słowa: w dłuższej perspektywie wszyscy będziemy martwi. Wydaje się dość oczywiste, że Keynesowi chodzi o konieczność zmierzenia się z problemami, zamiast czekania aż się same rozwiążą. Wczoraj w jednej z telewizji biznesowych widziałem odwrotną postawę eksperta. Skąd wiemy, że niedługo nastąpi ożywienie? Bo zawsze po spadku jest wzrost!

 

Tymczasem zdanie Fergusona poglądy Keynesa wynikały stąd, że nie miał dzieci (stąd podejrzenie o homoseksualizm, mimo że miał żonę). Skoro nie miał dzieci, to się o nich nie musiał troszczyć. A więc dłuższa perspektywa nie była dla niego ważna.

 

Aby sprawę nieco rozjaśnić, przytaczam kontekst cytowanej opinii Keynesa:

"In the long run we are all dead. Economists set themselves too easy, too useless a task if, in tempestuous seasons, they can only tell us that when the storm is long past the ocean is flat again."

Czyli w wolnym tłumaczeniu: "W dłuższej perspektywie wszyscy będziemy martwi. Ekonomiści stawiają zbyt proste i bezużyteczne problemy, jeśli w czasie burzy, mogą tylko opowiadać o czasach, gdy morze będzie na powrót spokojne."

Bezpośrednim dowodem troski Keynesa o przyszłość jest jeden z jego esejów pod tytułem "Economic Possibilities for Our Grandchildren" (Ekonomiczne możliwości dla naszych wnuków).

W ostatnim spotkaniu G20 wzięli udział przedstawiciele Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którzy przedstawili raport przestrzegający przed szeregiem poważnych zagrożeń.

W bardzo interesującym artykule „Święte krowy i pies Łajka” Jerzy Bielewicz i Ryszard Czarnecki piszą na ten temat:

"W konkluzji MFW wskazał na ogromne wręcz niebezpieczeństwo uzależnienia się świata od ciągłego dopływu nowiutkich euro, dolarów, jenów czy funtów. Teza tyle banalna, co spóźniona. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę nieunikniony wzrost stóp procentowych przy zakręceniu kurka z gotówką, wtedy bowiem szereg państw i instytucji finansowych, obecnie nadmiernie zadłużonych, stanie na krawędzi bankructwa."

Dla autorów jest to jednak tylko punkt wyjścia do szerszej analizy, w której stwierdzają między innymi: "Pewien wpływowy dżentelmen z globalnego świata finansów powiedział nam przed pięciu laty, że straty w sektorze bankowym są tak olbrzymie, że ich „ciche” rozliczanie przy aprobacie banków centralnych potrwa co najmniej 20 lat. I tak oto zrodziła się strategia zwana wdzięcznie „kick the can down the road”, czyli spychania kłopotów finansowych na przyszłe pokolenia.

Beztrosko założono, że bankowcy w międzyczasie zmienią się w sposób cudowny na lepsze i nie popadną w recydywę. Nic bardziej błędnego. Pobłażanie skutkuje tym, że dziś „być albo nie być” realnej gospodarki i bułki z masłem dla Kowalskiego zależą, bardziej niż kiedykolwiek w historii, od doraźnych decyzji bankowców o dodruku pustych pieniędzy. Sytuacja wymknęła się spod czyjejkolwiek kontroli."

W ostatnim czasie bardzo nasiliła się działalność przestępców komputerowych, związana z kradzieżą danych. To naturalny efekt coraz większej popularności serwisów internetowych, nie zawsze dobrze chronionych. Z drugiej strony zabezpieczenia są coraz lepsze i wbrew obiegowym opiniom, to człowiek pozostaje najsłabszym ogniwem każdego systemu.

Niedawno mieliśmy dwa spektakularne przypadki utraty danych:

1. Kradzież bazy portalu NowyEkran, przez byłą redakcję.

2. Kradzież danych portalu wykop.pl, połączona z próbą szantażu.

Wspólnym mianownikiem w obu przypadkach jest kradzież danych zawierających hasła. Rosnąca ilość usług z dostępem chronionym hasłem sprawia, że ludzie korzystają z takich samych haseł w wielu portalach. Poznanie hasła dla jednego z nich grozi włamaniem na kolejnych. Czy rzeczywiście? W dobrze skonstruowanych serwisach hasła nie są pamiętane. Zapamiętuje się wyliczony na ich podstawie szyfr (skrót) w rodzaju MD5 lub SHA-1. Po podaniu hasła logowania przez użytkownika, obliczany jest skrót i porównywalny z bazą. Czasem dodatkowo stosuje się zmienne szyfrowanie, zależne od parametru przypisanego każdemu użytkownikowi (jest to coś w rodzaju podwójnego szyfrowania). Kradzież danych o zaszyfrowanych hasłach nie wystarcza więc do kolejnych włamań.

Nieco inny charakter ma przechwytywanie danych w trakcie transmisji. Jest to trudniejsze, ale bardziej efektywne, gdyż może się odbywać bez wiedzy komunikujących się ze sobą stron. Ten mechanizm jest wykorzystywany przez służby całego świata. Rozwój zabezpieczeń i coraz częstsze stosowanie skutecznego szyfrowania utrudnia im pracę. Stąd pomysł, by w komunikacji publicznej zakazać szyfrowania. Podobno przepisy takie forsuje FBI. Obawy, że jest to kolejny krok na drodze ku przekształceniu USA w państwo policyjne nie są bezzasadne.

 

Według wiosennych prognoz gospodarczych polskiego sektora finansów publicznych w 2013 r. wyniesie 3,9 proc. PKB, a w przyszłym roku 4,1 proc. PKB.

Jak czytamy w komunikacie PAP, komisarz UE. ds. gospodarczych i monetarnych Olli Rehn skomentował sytuację w naszym kreju słowami: "Wydaje się, że podjęto zalecane wysiłki fiskalne, ale deficyt pozostanie na poziomie około 4 proc. w okresie objętym prognozami, czego konsekwencją będą zrewidowane rekomendacje w ramach procedury nadmiernego deficytu".

Oznacza to, że KE nie zdejmie z Polski procedury nadmiernego deficytu, która została nałożona w 2009 roku.

 

W ramach procedury nadmiernego deficytu może zostać wstrzymana pomoc w ramach unijnej polityki spójności.

Progiem, którego nie można przekroczyć jest 3%. Z uwagi na reformę ubezpieczeń, Polska może się starać o zdjęcie tej procedury przy nieco wyższym poziomie (około 3,5%). Minister Rostowski zapowiedział dążenie do tego, byśmy osiągnęli ten poziom w przyszłym roku.