Kto ty jesteś? Brzydka panna na wydaniu.

Czy PRL to była twoja ojczyzna? Tak - bo innej wtedy nie było.

A Polska ad 2017? Nie – bo to Polska pisowska.

Jaka jest największa zbrodnia PiS? Przegłosowuje ustawy, „gwałcąc prawa mniejszości”?

A co robi UE, ignorując zasady i depcząc prawa mniejszości? Zachowuje „elastyczność”.

Co sprawia Polakowi satysfakcję? Gdy ktoś dokopie jego reprezentantom.

Dlaczego Polak oddycha w Paryżu pełna piersią, a „dusi się” w Warszawie? Bo nikt tak jak Francuzi nie potrafią okazywać Polsce swej pogardy.

Dlaczego Polak mówi o swojej ojczyźnie „ten kraj”? Bo wie, że nie zasługuje na to, by mieć własną Ojczyznę.

Co będzie dalej?

Jeśli Kościół/PiS/prawica (* do wyboru) się nie opamięta – dojdzie do przelewu krwi….

Bo przechodzącej w nienawiść pogardy dla „prawdziwych Polaków” na pewno mieszkańcom „tego kraju” nie braknie.

Święty Anzelm przedstawił następujące rozumowanie (nazwane argumentem ontologicznym), obalające tezę, że Bóg nie istnieje:

  1. Nawet głupiec rozumie pojęcie „Bóg” gdy twierdzi, że „Bóg nie istnieje”.
  2. Pod pojęciem tym rozumiemy coś najdoskonalszego, czyli coś takiego, że nie możemy nawet pomyśleć o czymś doskonalszym.
  3. Jednak coś co istnieje naprawdę jest doskonalsze niż coś co istnieje tylko w umyśle.
  4. Jeśli głupiec twierdzi, że Boga nie ma, to uważa że jedynie rozumie (ma w umyśle) pojęcie, które do niczego się nie odnosi.
  5. Ale przecież może sobie wyobrazić, że tej doskonałości w jego umyśle odpowiada coś istniejącego naprawdę. Czyli może sobie wyobrazić coś doskonalszego. To przeczy tezie, że najdoskonalsze jest/było pojęcie Boga nie istniejącego. Musi zatem Bóg istnieć realne – bo tylko odnoszące się do niego pojęcie może być pojęciem doskonałości.

Historia tego argumentu jest bardzo ciekawa, bo pokazuje zmiany w relacji między nauką i religią.

Religia przestała być podstawowym sposobem objaśniania świata. Dlatego takie argumenty należą obecnie do sfery kultury i nie są oparte na dedukcji. Pozbawiony pretensji do ścisłości argument ontologiczny może wyglądać następująco:

  1. Samo istnienie idei Boga stanowi wystarczającą podstawę do tego, by rozważać Jego istnienie. Ta myśl św Anzelma została podjęta przez Jana Pawła II w encyklice "Fides at Ratio". Papież pisze tam: "Już sama zdolność poszukiwania prawdy i stawiania pytań podsuwa pierwszą odpowiedź. Człowiek nie podejmowałby poszukiwania czegoś, o czym nic by nie wiedział i co uważałby za absolutnie nieosiągalne."

  2. Akceptując pojęcie Boga jako bytu najdoskonalszego, musimy uznać iż byt ten istnieje realnie. Skoro bowiem Bóg jest bytem najdoskonalszym, to „w taki sposób realnie istnieje, że nawet nie można pomyśleć, iż nie istnieje” [Mieczysław Gogacz].

W zupełnie odwrotnym kierunku rozwija się światopogląd naukowy, którego wielu wyznawcom marzy się „dyktatura racjonalności”. Kultura i religia może według nich odpowiadać na pewne potrzeby ludzi, ale na pewno nie jest to dobry sposób na dotarcie do fundamentalnych prawd o świecie w którym żyjemy.

Podstawowym wnioskiem z opisanej poniżej historii jest jednak to, że ścisłe oraz pewne odpowiedzi mogą być udzielone wyłącznie wtedy, gdy postawimy właściwe pytania. Pytania te pozostają różne dla religii i nauki. Argument ontologiczny pojawia się w punkcie ich styczności.

Jest to początek tekstu z portalu logic.edu.pl. Zapraszamy do zapoznania się z całością.

Wysłaliśmy gratulacje do Ambasady Niemiec w Warszawie:

W związku z wyborem faworyta pani Angeli Merkel, Donalda Tuska na przewodniczącego RE, proszę o przekazanie gratulacji Pani Kanclerz. Wiemy, że Pani Kanclerz jest fanką carycy Katarzyny II, więc zapewne będzie jej zrozumiałe przesłanie płynące z piosenki Jacka Kaczmarskiego pod tytułem "sen Katarzyny II".

Zakładając że poeta piszący tą proroczą piosenkę miał rację, proszę równocześnie przekazać wyrazy ubolewania z powodu przykrej porażki w nadchodzących wyborach.


Po wyborze Tuska okazało się, że w traktatach „warunki takie stoją”: Premier Szydło konkluzji ze szczytu nie podpisze i będzie on nieważny. Szok? Nie. Ten dopiero nastąpił, gdy Król Europy zaczął odpowiadać na pytanie, jak wyobraża sobie współpracę z polskim rządem. Srodze się zawiódł ten, kto oczekiwał jakichkolwiek pojednawczych gestów. Król przytoczył przysłowie: "uważaj jakie mosty palisz, bo nie będziesz mógł ich przekroczyć". Żeby nie było niejasności – dodał wyjaśnienie, że nie chodzi bynajmniej o mosty łączące jego z Polską, ale polski rząd z nim. Ależ Królu! Litości! Co my zrobimy, gdy nie dopuszczą nas przed twe oblicze?

Czy jakakolwiek informacja elektroniczna może być bezpieczna? Najnowsze publikacje WikiLeaks pokazują, że od czasów Snowdena w kwestii inwigilacji nas przez amerykańskie służby dużo się zmieniło. Bynajmniej nie tak jak zapewniał największy łgarz w historii USA – prezydent Obama. Materiałów jest bardzo dużo i minie trochę czasu zanim odkryjemy skalę zagrożenia. Pierwsze komentarze są porażające:

Centrum Cyberwywiadu CIA przeznaczyło bardzo dużo czasu, pieniędzy i talentu swoich programistów na opracowanie sposobów pozwalających na włamanie się do większości najpopularniejszych urządzeń elektronicznych.

Na liście znajdują się m.in.: systemy operacyjne iOS, Microsoft Windows, czy Google Android. Pojawia się też sporo urządzeń, z których miliony ludzi korzysta na co dzień w mieszkaniu: chociażby SmartTV firmy Samsung. Exploity opracowane przez CIA, według publikacji WikiLeaks, umożliwiają włamanie się do wyżej wymienionego oprogramowania i dyskretne monitorowanie jego użytkowników.


W teorii oznacza to, że amerykańscy agenci mogli podsłuchiwać dowolną osobę, która korzysta z najpopularniejszych urządzeń elektronicznych, podłączonych do internetu. A, że większość nowych telewizorów (o telefonach i laptopach nie wspominając) wyposażone są już od dawna w mikrofon, CIA mogło podsłuchiwać kogokolwiek w czasie rzeczywistym
.

W tej sytuacji wydaje się rozsądnym założenie, że każda możliwa luka w bezpieczeństwie i ochronie prywatności jest wykorzystywana. Czyli paranoicy mają rację? Tak. Bo wspomniane luki to nie jest tylko wynik błędów, które można usunąć. Na przykład ktoś projektując protokół GSM zadbał o to, by istniała komenda zdalnego włączenia mikrofonu. Po co? Czy nie dla pozostawienia furtki dla podsłuchiwaczy?

Nawet gdyby ktoś uznał, że nasze bezpieczeństwo wymaga zgody na inwigilację przez służby będące pod kontrolą państwa, to musi przyjąć do wiadomości, że te niebezpieczne technologie nie są należycie strzeżone. Ostatnio szerzy się plaga ataków różnych szantażystów, szyfrujących dane na dyskach i żądających okupu za klucz szyfrujący. Przygotowanie takiego ataku wymaga bardzo specjalistycznej wiedzy. Ktoś kto potrafiłby to zrobić samodzielnie, nie musiałby uciekać się do przestępstw, aby zarabiać masę pieniędzy. Można więc domniemywać, że są to technologie kradzione. W niektórych przypadkach to zresztą o wiele więcej, niż przypuszczenia (tak jak w przypadku zamówionego przez FBI programu do łamania zabezpieczeń iPhone 5c).

Przeciętny Kowalski czy Smith może uważać, że jego ograniczona działalność w internecie niczym mu nie grozi. Już niedługo jednak rozwój internetu rzeczy sprawi, że nie będzie nowej pralki, lodówki telewizora czy kuchenki, które nie byłyby podłączane do globalnej sieci. Co służby obchodzi co jemy, oglądamy w TV i piszemy w internetowych komentarzach? Nic – póki nie jesteśmy nikim ważnym. Gdy jednak ktoś zechce się wychylić i wystąpić przeciw dysponentom władzy, lub choćby być za bardzo niezależnym – może się zdziwić obszernością swojego dossier.

Na szczęście nadal posiadamy proste narzędzie w postaci certyfikatów i szyfrowania asynchronicznego RSA. To sprawia, że bezpieczne protokoły (takie jak https) pozostają bezpieczne. Jednak ilość połączeń zabezpieczonych to nadal w internecie margines. Poza tym – szyfrowanie zabezpiecza przeważnie tylko transmisję. Jakie mamy podstawy sądzić, że obydwa krańce komunikacyjnego kanału są bezpieczne? Wojnę o cyberbezpieczeństwo społeczeństwa przegrywają.

 

Podobno szykuje się „klęska polskiej ofensywy przeciwko Donaldowi Tuskowi”. To rzecz zupełnie niewyobrażalna. Jeśli Beata Szydło nie skrewi, to musi na unijnym szczycie paść proste pytanie: czy Donald Tusk będzie utrzymywał stosunki z Polską za pośrednictwem Berlina? Skoro nie było go stać na to, by zwrócić się do polskiego rządu o poparcie go, to chyba w mniej ważnych dla siebie kwestiach także będzie obecność Polski w UE lekceważył. Po takim pytaniu pewnie nastanie niezręczna cisza…. A potem głosowanie. Nie nad przyszłością Donalda Tuska, ale nad przyszłością UE…..

Zastanawia ta „wojna o Tuska” w zestawieniu z wieloma realnymi problemami z jakimi musi mierzyć się Europa. Dlaczego Niemcom zależy, by akurat ten figurant zachował swe stanowisko? Może to wyznacznik nowego trendu: im ktoś ma więcej „za uszami”, tym lepiej? Najnowsze odkrycia postępów w powszechnej inwigilacji mogą wyjaśniać przyczyny tego trendu….