Człek na starość zazwyczaj robi się coraz bardziej tolerancyjny. Rozumie, że każdy chce jakoś żyć i walczy jak umie o swoje partykularne interesy. Jedni umieją pięknie, prowadząc twórcze życie. Inni są gotowi na wszystko, byle „wyjść na swoje”. Trudno. Takie czasy. Jednak o wiele trudniej o tolerancję wobec fałszu. Wobec ludzi, którzy swoją podłą działalność stroją w piórka kultury i humanizmu. Tolerancja nie może bowiem dotyczyć działań, które niszczą społeczeństwo. Dlatego rozumiem „humanistów”, którzy postanowili bronić swoich interesów, pisząc list do premiera, ale krew się burzy, gdy czytam, że to „stu najwybitniejszych chyba polskich intelektualistów”.

 Już samo to, że autor tego stwierdzenia chwali sygnatariuszy listu, określając ich jako prorządowych albo opozycyjnych, antyklerykalnych i „tomistycznych” budzi obrzydzenie. Intelektualista bowiem służy prawdzie, a nie rządowi lub opozycji.

Ja nie chcę, by moje dzieci i wnuki żyły w państwie, w którego „tożsamość” buduje Magdalena Środa z Kingą Dunin. Nic mnie nie obchodzi to, kto jeszcze zniżył się do podpisania listu razem z tymi szurniętymi babami. Chciałbym, aby od fabryki lemingów (UW) zostały wydzielone wydziały matematyczno-przyrodnicze, by można było nadal kształcić młodzież bez sponsorowania hołoty, która uwiła sobie ciepłe gniazdko na tym uniwersytecie. Chciałbym, aby pojawiła się jakaś siła polityczna, która będzie zdolna do dokonania takich zmian.

A tak nawiasem mówiąc, nie ma (na szczęście) wśród sygnatariuszy wielu osób, które naprawdę cenię i które dla mnie bardziej zasługują na określenie „wybitny”. Mało tego – sądzę, że te osoby dadzą sobie radę w każdych warunkach i chętnych do zapłacenia z własnej kieszeni za udział w ich wykładach nie zabraknie.

 

Jerzy Wawro, 4-01-2014