Drukuj
Kategoria: Krótko

Kiedyś węgierska deputowana Krisztina Morvai przyrównała ataki Parlamentu Europejskiego do znęcania się nad kobietą w rodzinie. Takiej sytuacji nie da się przerwać, szukając u siebie powodów ciągłych ataków. Najskuteczniejszym rozwiązaniem jest rozwód. Nawiasem mówiąc ta sama deputowana udzieliła najkrótszej i najbardziej sensownej rady PE w kwestii rezolucji wymierzonej w Polskę: proszę zająć się swoimi sprawami. Brak gotowości do rozwodu sprawia, że jesteśmy zupełnie bezbronni. Trzeba się na coś zdecydować. Jeśli chcemy suwerennej Polski – to nie możemy pozwalać na to, by byle kto tu przyjeżdżał i nas pouczał.

Dlatego absolutnie nikt z polskich władz nie powinien się spotykać z przedstawicielami Komisji Weneckiej. Jeśli odwołanie ich wizyty nie jest możliwe – to odpowiednim partnerem do rozmowy z nimi może być odźwierny w hotelu.

Na to - nad czym debatuje KE i PE niestety nie mamy wpływu. Jednak skoro część z tych działań jest pozbawionych podstawy prawnej, a ewidentnie szkodzi Polsce – to rząd powinien podjąć przeciw tym ludziom kroki prawne. W Polsce (przeciw polskiej Targowicy) i Europie (przeciw przekraczającym prawo biurokratom z Brukseli).

To nie jest jedynie kwestia polityki.

 

Ostatnimi czasy mieliśmy w Polsce wiele uroczystości patriotycznych, których celem jest kształtowanie postaw patriotycznych. Po roku 1989 przez 25 rządziły Polską „elity” przekonane, że patriotyzm można zredukować do orła z czekolady i „Ody do radości”. Ci dla których Ojczyzna to ziemia i groby – byli traktowani jak zacofani nieudacznicy. To było może podłe, ale uczciwe. Gdy obecna władza z jednej strony podnosi z dumą narodowy sztandar, a z drugiej pozwala aby na niego pluł jakiś belgijski guj, czy inny polski lub europejki lewak, postępuje w sposób nieludzki. To miłość do rodziny sprawia, że jej członkowie trwają w niej pomimo patologii. Tego na dłuższą metę utrzymać jednak się nie da. Albo trzeba skończyć z tą patologią, albo dać sobie spokój z patriotyzmem (wszak pisała noblistka, że „bez tej miłości można żyć”). Inaczej dojdzie do tragedii. I niekoniecznie winni ucierpią najbardziej.