Niestety płonne były nadzieje na to, że Witold Waszczykowski opuści ministerstwo po tym, jak wybór Trumpa podważy fundamenty jego polityki. Jego nieudolność jest nieco nadrabiana przez aktywność innych polityków na arenie międzynarodowej. Ale doszło już do tego, że rzecznik rządu musi łagodzić jego bredzenia, a przedstawiciel Prezydenta wręcz podejmuje krytykę: „uznajemy sprawę wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej za zamkniętą; sugerujemy, żeby do tej sprawy w sensie politycznym już nie wracać”. Zgodnie z logiką gier partyjnych Waszczykowski jest nieodwoływalny – bo oczywiście opozycja pospieszy z wetem nieufności (według niemieckich gazet ta sama logika stała za ponownym wyborem Tuska). Nie wygląda też na to, by ten człowiek był zdolny do autorefleksji. Logika dziejów wskazuje też na to, że Beata Szydło nie zmieni najbardziej niekompetentnych ministrów. Jeśli sięgniemy do dzieł Ignacego Prądzyńskiego („Zaprzepaszczone szanse. Wybór myśli politycznych i społecznych”) - widać, że tradycja niekompetencji jest w Polsce trwała. Przecież „Nikodem Dyzma” nie był jedynie literacką fikcją, a po 1989 roku bez liku było niekompetentnych polityków (i chyba tylko raz z tego powodu doszło do dymisji). Bez Waszczykowskiego i Glińskiego obecny rząd ewidentnie wyróżniałby się na plus – a przecież PiS na każdym kroku odwołuje się do tradycji.