Specjaliści od meandrów rynków finansowych policzyli „straty” banku z tytułu ustawy o restrukturyzacji kredytów w CHF: "łączne straty banków z tytułu umorzenia części zobowiązań kredytobiorców wyniosłyby około 21 mld zł, czyli około 20 proc. więcej, niż zysk brutto banków objętych ustawą (tj. posiadających portfel mieszkaniowych kredytów walutowych) za okres ostatnich 12 miesięcy" .

Szczegółów obliczeń nie podano. Spróbujmy to oszacować. Jak to policzono? Pewnie tak mniej więcej jak redaktor Samcik: „Musiałyby [banki] przyjąć od klientów 27 mld franków (tyle wynosi saldo naszego zadłużenia) po średnim kursie np. 2,8 zł (w zależności od tego kiedy dany klient podpisywał umowę), a następnie "zamknąć pozycję" frankową po kursie np. 4,3 zł (czyli zwrócić finansowanie, które pozwoliło bankom udzielić kredytów). Dziura, według różnych szacunków, może wynieść od 34 mld zł do nawet 100 mld zł”.

Lepszym źródłem informacji jest analiza przygotowana przez KNF (http://www.knf.gov.pl/Images/prezentacja_Forum_Bankowe_11-03-15_tcm75-40763.pdf).

rok

mld zł

kurs franka

mld franków

lat zostało (z 25)

do spłaty chf

różnica

2006

23,6

2,5

9,44

16

6,04

8,46

2007

31,4

2,4

13,08

17

8,90

13,35

2008

52,6

2,3

22,87

18

16,47

26,35

             
       

razem

31,40

48,15

Objaśnienia do tabelki: założono średni czas na jaki były brane kredyty na 25 lat. Kolumna „do spłaty w CHF zawiera nie spłaconą część kredytu (wynikającą z ilości lat jakie pozostały do końca spłaty). W ostatniej kolumnie policzono różnicę wartości tej kwoty wyliczonej według bieżącego kursu (3,9PLN) a wartością według kursu z roku w którym kredyt był wzięty.

Mniej więcej zgadza się to z szacunkami, opublikowanymi przez Gazetę Prawną z czerwca 2013 44mld PLN).

Dlaczego zatem tylko banki oszacowały „stratę” tylko na 21mld? Po pierwsze mamy w ustawie ograniczenie do 90%, a po drugie – ograniczenie do tych kredytów, dla których LtV (stosunek kredytu do wartości nieruchomości) wynosi co najmniej 80%. Sięgnijmy do opinii innego znawcy rynków: „Przy LtV powyżej 120% z restrukturyzacji głównie mogliby skorzystać kredytobiorcy, którzy brali kredyt w 2007 roku i później. Obniżka do 80% sprawia, że mogą to zrobić wszyscy”.

Sufit w w „strefie inwestorów” trochę mniej brudny, niż u redaktora Samcika, ale konfrontacja z dokumentem KNF i w tym wypadku wypada druzgocąco:

51,64% kredytów miało LtV powyzej 100%, a 14,54% od 80% do 100%. Czyli razem 66% (wykres na stronie 7) – bynajmniej nie wszystkie. Nawet nie wszystkie z analizowanych powyżej 3 lat. Do szacunków możemy przyjąć, że jakieś 92% kredytów z lat 2006-2008 (na podstawie sumy w PLN: 99/107,6). Czyli „strata” banków wyniosłaby 90% z 44 mld (48*92%) = 40mld.

Ale dla banków pojawiają się także korzyści. Przede wszystkim musimy uwzględnić zmiany w oprocentowaniu. Zamiast stawki LIBOR po przewalutowaniu będzie obowiązywać WIBOR. Obecnie LIBOR 3M dla CHF wynosi -0,727%. Natomiast WIBOR 3M = 1,72%. Oprocentowanie kredytu wzrośnie o około 2,45% (rocznie). W ciągu 17 lat spłaty banku na oprocentowaniu zyskałyby około (44mld / 2) * 17 * 2,45% = 9mld.

Drugą korzyścią dla banku jest zmniejszenie się ilości kredytów zagrożonych i straconych, na które banki muszą robić rezerwy bezpośrednio wpływające na wynik finansowy. Na podstawie analizy ze strony 12 cytowanej analizy KNF można oszacować tą wielkość na około 10mld PLN. Mamy więc 40mld – 9mld – 10 mld = 21 mld.

To oczywiście tylko niezależne szacunki – bo skąd wzięła się ta liczba 21mld możemy tylko zgadywać. Niemniej powyższe szacunki nie były robione w celu uzyskania pełnej zgodności, a jednak wyszło na to samo.

Problem w tym, że powyższe wyliczenia są inspirowane przez publikacje specjalistów od „meandrów rynków finansowych”. Trzeba więc wziąć pod uwagę fakt, że tu z dużym prawdopodobieństwem mamy do czynienia z oszustwem. Zastanówmy się więc jak wyliczyłby straty banku normalny człowiek, który nie ma pretensji do bycia specjalistą od meandrów rynków finansowych.

Zwykły człowiek zastanowi się przede wszystkim, skąd biorą się zyski i straty banków. Udzielone kredyty stanowi aktywa banku. Gdyby banki rzeczywiście pożyczyły kilkadziesiąt miliardów franków, to moglibyśmy tą sytuację porównać do firmy leasingowej. Taka firma pożycza samochód, licząc na godziwy zarobek. Ale do ich interesu wtrącają się politycy i mówią: klienci nie muszą zwracać samochodów i na dodatek ich spłaty trzeba zmniejszyć o jedną czwartą. Mielibyśmy ewidentną stratę. Jednak chyba nawet eksperci od „meandrów rynków” wiedzą już, że banki nie miały franków. Kiedy redaktor Samcik pisze o „zamykaniu pozycji”, ma zapewne na myśli przewalutowanie powiązane ze zmniejszeniem ilości odpowiednich zabezpieczeń. Chodzi o instrumenty finansowe (CIRS), teoretycznie służące zabezpieczeniu banku przed ryzykiem kursowym (jak to wygląda w bilansie banku można zobaczyć tutaj).

I tutaj pojawia się kluczowy problem, decydujący o tym jakie straty rzeczywiście banki poniosą. Chodzi o dopasowanie terminów spłat kredytów i odpowiadających im zabezpieczeń. Gdyby bank pożyczył miliard franków (których nie miał) na 10 lat i równocześnie wykupił zabezpieczenie przed ryzykiem kursowym na ten sam termin, to żądanie zmiany kursu przeliczeniowego byłoby zwykłym rozbojem. Jak jest w rzeczywistości?

Do zarządzania płynnością banku można zastosować dwie odmienne koncepcje. Pierwsza jest oparta na klasycznym podejściu wywodzącym się z początku historii bankowości i opierającym się na tzw. złotych regułach między innymi na ścisłym dopasowaniu terminów wymagalności pasywów i zapadalności aktywów. Druga koncepcja koncentruje się na zapewnianiu stabilnych pasywów, których wartość odpowiada wartości aktywów (portfela kredytowego). W ostatnich dekadach banki w Polsce istotnie odeszły od klasycznego podejścia w zarządzaniu płynnością na rzecz modelu, w którym szacowano tzw. osad dla depozytów krótkoterminowych, traktując go jako ekwiwalent długoterminowego finansowania" [http://www.bfg.pl/sites/default/files/dokumenty/bb_154_2014_0.pdf]. Skoro BFG tak twierdzi, to chyba musi tak być. Potwierdza to regulacja Bazylea III, która ma skłonić do uzyskania na powrót wymogów zgodności. Ustawa o restrukturyzacji kredytów może w tym bankom pomóc. Co to jednak oznacza? Ano to, że banki nie tylko nie miały franków, które pożyczyły. Udzielając kredytu w CHF namówiły one klientów do obstawienia kursu z chwili udzielenia kredytu (poniżej 2,5 PLN) na kilkadziesiąt lat, gdy same obstawiają zmiany kursu w dużo krótszych terminach.

Ile naprawdę mogą w związku z tym wynieść ich straty? Nic, albo bardzo niewiele. Stracą głównie swobodę w naliczaniu lichwiarskich odsetek.

Skoro tak bardzo bronią swojego prawa do hazardu, to mamy dwie możliwości. Albo ograniczyć jego skutki dla obywateli poprzez ustawę anty-lichwiarską, albo zabrać im „żetony” do gry. Jak to zrobić? Wymuszając wdrożenie zaleceń regulacji Bazylea III.

Zamiast tej „kontrowersyjnej” ustawy jeden prosty zapis: obciążenie kredytobiorców z tytułu ryzyka kursowego nie może być większe, niż koszty jakie ponosi bank z tego tytułu. Koszty te liczone są w kwocie netto (czyli na klienta przenoszone są zarówno straty jak i zyski).

Innymi słowy jeśli bank pożyczył CHF, to powinien dostać CHF. Jeśli obstawił na 25 lat, że kurs będzie 2,5 PLN, to trudno – jego klient musi pokryć różnicę. Ale jeśli bank obstawia aktualnie, że kurs będzie 3,8 PLN to klient nie może płacić za różnicę między bieżącym kursem, a 2,5PLN, tylko między bieżącym kursem a 3,8PLN (+oczywiście koszty ubezpieczenia). A jeśli się bankierom nie podoba, to ta reszta banków należących do Polski może spokojnie przejąć te kredyty.