W Grecji wypadki toczą się szybko. Wkrótce będą nowe wybory. Jednak nikt za bardzo się tym nie ekscytuje, gdyż jak się wydaje – wszyscy oceniają to jako wewnętrzną grę polityczną. W Niemczech ukazała się analiza, z której wynika, że samo obniżenie oprocentowania niemieckich obligacji dało większe oszczędności, niż cała „pomoc” dla Grecji. A to obniżenie oprocentowania Niemcy zawdzięczają między innymi greckiemu kryzysowi. Niemieckie „tak” także nikogo więc nie dziwi.

Polak mieszkający w Grecji relacjonuje: „Tsipras wykorzystał wynik referendum do nastraszenia wierzycieli. Dalsze wydarzenia (śledztwo w sprawie systemów informatyznych Warufakisa) wykazały przecież, że Grecja - czego nie umiał Cypr -  faktycznie gotowa była poradzić sobie pieniądzem czysto elektronicznym, czyli i bez EBC. Czyli dając "zły" przykład także innym państwom.

Tsipras zmusił tym samym wierzycieli do uzgodnienia znacznie lepszych umów, nieporównanie mniej groźnych dla Grecji niż były te poprzednie. M.in. wprowadzono prawo rządu do działań o równoważnym efekcie finansowym, ale innych, niż proponuje trojka...  Obalono zasadę "bankructwo możliwe jest według prawa brytyjskiego, sprawowanego w sądach Luksemburga... Uzyskanio 10-krotnie wyżsżą pożyczke i na wiele lat, a wkrótce nastąpi zapewne też docelowa restrukturyzacja długu. Ale sam wynik referendum oczywiście, że Tsipras zignorował. Powiedziałbym  - wierzyciele uwzględnili, a zignorował Tsipras.  

Teraz Tsipras sondował honorowe podtrzymanie status quo, przez udzielenie mu votum zaufania. Wiadomo, że po pierwsze przez własnych posłów, o to cała gra.  Zrezygnował natychmiast po odmowie i w wyborach chce odzyskać pozycję niekwestionowanego lidera. Gdyby na to nie liczył - nie rozwiązywałby parlamentu”.

Powyższa opinia o elektronicznym pieniądzu chyba jest trochę przesadzona – to byłby wielki eksperyment na żywym organizmie. Niemniej powszechna krytyka byłego ministra finansów Grecji jest rzeczywiście czymś zastanawiającym. Można jednak znaleźć również jego pochwały. Zwraca się przy tym uwagę, na trzy najważniejsze rzeczy do jakich on dążył: mniej oszczędności, które powinny być bardziej rozumne; reformy strukturalne, które lepiej spełniają cele społeczne; a także redukcja zadłużenia. To droga do zakończenia kryzysu. Pozostaje ona otwarta,

Grecy chcieli się „zamachnąć na euro”! Tak przynajmniej ujmuje to „Rzeczpospolita”. Cały cywilizowany świat aż się trzęsie z oburzenia. Planowano bowiem „włamanie do bazy danych o podatnikach, przejęcie mennicy i rezerw Banku Grecji, a nawet zatrzymanie jego szefa”. Co jak najgorzej świadczy o rządzących Grecją politykach. O co w tym wszystkim chodzi? Chcieli „włamać się”, aby uzyskać bazę swoich podatników? To znaczy, że państwo nie posiada bazy podatników? Ano wygląda na to, że nie: bo faktycznie tym systemem zarządzają instytucje zewnętrzne – MFW, Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny – które w imieniu wierzycieli nadzorują przebieg kolejnych programów pomocowych dla Grecji. Czyli ichniejsze urzędy skarbowe nie mają dostępu do pełnej bazy podatników? Ściąganie podatków robi też „trojka”? No to by znaczyło przejęcie przez bandę urzędników niepodległego państwa. Równie ciekawie wygląda informacja o tym, że Grecja chciała zająć swoje własne rezerwy finansowe!

To wygląda tak niesamowicie, jednak Brytyjski „Telegraph” potwierdza fakt przygotowywania „włamania” do komputera w ministerstwie (źródło). Gazeta uzyskała także potwierdzenie informacji i komentarz od byłego ministra finansów. Okazuje się, że Grecja była przygotowana do szybkiego wdrożenia systemu płatności opartego o sprawdzone w Kalifornii po upadku Lehman'a weksle IOUs. Chodziło więc o awaryjne dostarczenie płynności (waluta komplementarna) przy użyciu przetestowanego już oprogramowania. Dlaczego konieczne było włamanie do komputera – nie jest do końca jasne. Być może chodziło jedynie o uzyskanie bezpośredniego dostępu do bazy, albo jakąś integrację oprogramowania. Jednak minister Varoufakis potwierdza, że Grecja nie ma kontroli nad oprogramowaniem urzędów skarbowych. W ujawnionej rozmowie mówi oburzony: "To tak, jakby urząd skarbowy w Wielkiej Brytanii (Inland Revenue) był kontrolowany przez Brukselę. Jestem pewien, że włosy stanęłyby ci dęba na taką wiadomość". To jest najbardziej niesamowita informacja w tej wiadomości. Ale oczywiście nie dla polskich pismaków.

Nie mniej sensacyjnie brzmi opis Varoufakis dotyczący kontekstu całej akcji. Mówi on, że po wygranym referendum chciał przejść do kontrofensywy wobec Brukseli, ale Tsipras się na to nie zgodził (stąd dymisja). Twierdzi też, że niemiecki minister finansów wprost powiedział, że „grexit” pozwoli mu „dyscyplinować” Paryż. Ten plan nie został bynajmniej zarzucony, gdyż niemiecki minister wie, że „plan ratunkowy” się nie powiedzie – ma więc czas.

W Grecji otworzono w ubiegłym tygodniu banki. W tym tygodniu zapewne ruszy giełda. Wygląda więc na to, że sytuacja zatem normalizuje się? Wygląda. Ale to tylko złudzenie. Nie jest bowiem normalną sytuacja, w której decyzje o zamknięciu lub otwarciu giełdy zapadają poza granicami kraju. A według agencji Reuters tak właśnie jest w przypadku Grecji. Rzecznik Giełdy w Atenach oficjalnie zakomunikował, że wniosek o „wydanie opinii” w sprawie wznowienia pracy giełdy został złożony do Europejskiego Banku Centralnego. Takie „konsultacje” to nic nowego – w czasach Balcerowicza nikt się nawet nie krył, że dla polskiego ministra finansów najważniejsze jest to, co powiedzą finansiści z międzynarodowych instytucji. Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z państwem, które jeszcze wymaga „tresury”. Dlatego EBC odrzucił "propozycję" otwarcia giełdy,

To ćwiczenie z uległości ma znaczenie nie tylko dla Grecji. Wygląda to na część strategii poradzenia sobie z problemem „podnoszenia głowy” przez społeczeństwa Europy. Po podpisaniu „porozumienia” przez Grecję, raptownie spadło poparcie dla hiszpańskiej partii „Podemos”:

 

 

Banki w Grecji zostały otwarte. Grecja dostała w poniedziałek unijną pożyczkę pomostową - nieco ponad 7 miliardów euro. To pozwoli jej spłacić inne kredyty, bo na pieniądze od Aten czekają Europejski Bank Centralny oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Prawie całość tych środków pójdzie na spłatę tych zobowiązań.

 

Według ankietowanych przez Bloomberga ekonomistów, nadal istnieje niebezpieczeństwo, że Grecja będzie zmuszony do wyjścia ze strefy z regionu euro do końca roku 2016. Na 71 procent respondentów w sondażu sądzi tak 34 ekonomistów. Siedemdziesiąt procent mówi, że liczyć Grecja powinna być bezpieczna do końca 2015 roku, choć prawie połowa twierdzi, że kwota 86 mld euro pakietu pomocowego okaże się zbyt mała.

"Bez jakiejś formie umorzenia długu, pakiet nigdy nie będzie wystarczająco duży" napisał Peter Dixon, główny ekonomista Commerzbanku AG w Londynie. "Pakowanie dodatkowych pożyczek w państwa, które nie mogą mają możliwości ich spłaty odpowiada definicji szaleństwa sformułowanej przez Einsteina : próbować to samo w kółko, w oczekiwaniu na różnych wyników".

Informacje na temat sytuacji Grecji podawane w polskich i światowych mediach są tak przesączone kłamstwem, że można podejrzewać, że jest to świadoma strategia dezinformacji. A może prawda jest zbyt przerażająca, aby w nią uwierzyć?

Znany ekspert ekonomiczny Piotr Kuczyński nazwał ostatnio (w telewizyjnym komentarzu) projekt wspólnej waluty euro „absurdem ekonomicznym”. W co jest łatwiej uwierzyć: w to, że przygotowywany przez lata przez wybitnych ekspertów projekt jest idiotyczny, czy też w to, że to co niektórym wydaje się głupotą jest celem tego projektu? Może od początku chodziło wyłącznie o to, aby zbudować mechanizm pozbawiania państw suwerenności (w nowomowie europejskiej: „pogłębionej integracji”)?

1. Dlaczego sytuacja Grecji ulega stałemu pogorszeniu?

Rzecz w tym, że to nie jest prawda! W roku 2013 pojawiły się oznaki stabilizacji. Kryzys zmienił też nastawienie Greków i ich gotowość do reformowania państwa). Rok 2014 był pierwszym rokiem poprawy sytuacji. Pomimo znacząco większego zadłużenia w stosunku do innych państw ogarniętych kryzysem (Hiszpania i Irlandia) – sytuacja Grecji nie wydawała się wobec nich dużo gorsza. Grecja uzyskała pierwotną (przed obsługą długu) nadwyżkę w budżecie. Dla inwestorów prywatnych ponownie greckie obligacje stały się atrakcyjne. Niemieckie banki zresztą nigdy nie przestały inwestować w Grecji. Punkt zwrotny nastąpił w roku 2015, gdy w Grecji zaczęła rządzić Syriza. Oficjalna propaganda mówi, że to wina „populistów”, choć jest to pierwszy rząd, który stara się mówić prawdę o kryzysie. Ten rząd nie podjął żadnych działań, które mogłyby wprost osłabić grecką gospodarkę. Jedyną jego winą jest porażka w „negocjacjach” z Niemcami i ich „unią”.

Grecki parlament przyjął pierwszą część aktu kapitulacji podyktowanego przez Niemcy. Dzięki temu zapewne zostaną otwarte greckie banki. Część rządzącej w Grecji koalicji głosowała przeciw, ale dzięki poparciu opozycji ustawy zostały przyjęte znaczną większością głosów. Według PAP było to głosowanie „za Europą” - tak jakby chodziło o konkurs piosenki :-(.

Tymczasem na portalu zerohedge.com przypomniano szokujący dokument opublikowany przez AIG w maju 2008 roku. To co rozpoczęło się w Grecji kilka miesięcy później wygląda jak realizacja scenariusza opisanego w tym dokumencie. Powinni się z nim zapoznać zwłaszcza ci, którzy uważają, że Grecy są sami sobie winni (pani Kopaczowa może sobie darować – przy tym poziomie intelektu zostańmy przy populistach z Syrizy i PiS'u).

Dokument AIG nie tylko dokładnie tłumaczy przyczyny greckiego kryzysu i „nieustępliwość Niemiec”, ale też opisuje te wydarzenia w szerszej perspektywie – przewidując także przyszłość Polski. Grecja to dopiero początek.

Wspomniany dokument analizuje strategię integracji w ramach Unii Europejskiej. Strategia ta opiera się na wykorzystaniu globalnych problemów jako pretekstu, dla wzmocnienia unijnych władz:

  • ekologia (CO2, ochrona środowiska): wykorzystanie dla zwiększenia kontroli nad państwami członkowskimi; początek centralnego rządu;

  • terroryzm: pretekst dla większej kontroli policyjnej i sądowej; zwiększenie nadzoru;

  • światowy kryzys finansowy: przejście do anglosaskiego modelu wolnego rynku i dominacji ogólnoeuropejskiego regulatora w zakresie zarządzania finansami;

  • Unia gospodarcza i walutowa (UGW): stworzenie kryzysu, aby wymusić wprowadzenie "europejskiego rządu gospodarczego"

Chociaż brzmi to jak publicystyka, mamy do czynienia z poważną i dogłębną analizą, opartą na faktach i odsłaniającą ekonomiczne mechanizmy.

Światowy kryzys gospodarczy – także kryzys UGW (warto zwrócić uwagę na to, że opracowanie powstało kilka miesięcy przed kryzysem!) jest wynikiem niewłaściwej 'alokacji międzyokresowej' (przepływ pieniądza nie jest wynikiem naturalnych procesów produkcji i handlu), w efekcie której doszło do globalnej piramidy finansowej (schemat Ponziego). Największą bańką spekulacyjną jest UGW (w szczególności strefa euro), w której mamy sztuczne ujednolicenie warunków kredytowania (+ wymóg aby rządy miały takie same warunki kredytowania jak sektor prywatny). To wzmacnia niestabilność gospodarczą. Pęknięcie kredytowej bańki spekulacyjnej na świecie oznacza załamania popytu wewnętrznego w krajach z dużym deficytem budżetowym (np USA, Wielkiej Brytanii, Bałkany, kraje bałtyckie - i kilka krajów strefy euro). W USA, oraz do pewnego stopnia w Wielkiej Brytanii, popyt krajowy można stymulować poprzez obniżki stóp (w USA dodatkowo przez bodźce fiskalne). W strefie euro to nie jest możliwe.

Czemu Amerykanie oddali Grecję na pastwę Niemiec? Gdy MFW pod ich wpływem (co potwierdził ekspert MFW) opublikowali raport, z którego wynikało, że grecki dług jest niespłacalny i konieczna jest zmiana restrykcyjnej polityki, wydawało się, że sprawa jest rozstrzygnięta. Tymczasem pomimo głośnego wyrażania odmiennych opinii przez amerykańskiego sekretarza Jacka Lewa i samego Baracka Obamę, Niemcy zrobili co chcieli…. Dlaczego? Czyżby Niemcy zerwali się ze smyczy?

Opinie na ten temat są różne. Część Amerykanów uważa, że to nie ich problem. Biorąc pod uwagę strategiczne znaczenie amerykańskiej bazy wojskowej na Krecie (na zdjęciu), wątpliwe aby tak sądził rząd USA. Niektórzy twierdzą, że chodzi o utrzymanie sojuszu przeciwko Rosji, na którym Niemcy sporo tracą. Grecja byłaby więc pewnym rodzajem rekompensaty. Urzędnicy amerykańskiej administracji nieraz mówili o sprzedaży greckich wysp – więc głośne wspieranie greckich nadziei mogło być wręcz rodzajem „podpuchy”. Wiemy więc już, gdzie może powstać nowy „Olimp” - siedziba współczesnych „bogów” decydujących o losach Greków. Tak czy owak – jest wielce prawdopodobne, że cios zadany demokracji nie ogranicza się tylko do zignorowania głosu Greków. Demokratyczne społeczeństwa nie tylko przestają mieć jakikolwiek wpływ na losy świata, ale nawet nie są o wielu zakulisowych rozstrzygnięciach informowane. Chyba, że w formie „medialnej osłony” działań, których ukryć się nie da.

Przykładem może być wsparcie Niemców (i to w ich gazecie!) przez „dziennikarza” GW: „Większość Polaków nie odczuwa współczucia wobec przeciętnego mieszkańca Aten czy Saloników" Te tezy powtarza „Rzeczpospolita”, co można odczytać jako przeprosiny za wybryk z poniedziałku. Skoro tak piszą dziennikarze, to musi tak być i nawet żadne sondaże potrzebne nie są :-(. Jeśli manewr z Grecją się powiedzie, możemy doczekać czasu, gdy Niemcy odkupią od Polski Śląsk i Pomorze. Solidarność słabszych państw jest więc nie na miejscu, a nawet godzi wręcz w rację stanu. Niemiecką rację stanu…..

Tymczasem MFW opublikowała właśnie nowy dokument w sprawie Grecji, w którym stawiany jest wniosek: jeśli nie nastąpi redukcja długu Grecji na poziomie daleko większym, niż Europa była dotąd skłonna rozważyć, zadłużenie Grecji osiągnie w ciągu dwóch lat poziom 200% PKB. Wygląda więc na to, że w dalszym ciągu „piłka jest w grze”….

 

 

W nocy z 12 na 13 lipca ludzkość uniknęła wielkiej katastrofy. Kolejny projekt zjednoczenia Europy pod przywództwem Niemiec legł w gruzach. Dokonane dotąd zmiany będą trwały jeszcze jakiś czas, utrzymując pozory żywotności projektu. Nadwiślańscy politycy będą prowadzić swoje gierki – w przeświadczeniu, że na tym polega polityka. „M łoda lekarka” z dalekiej rubieży, którą los rzucił na odcinek premierostwa będzie nadal bredzić, że „to cena za populistyczne, siedmiomiesięczne ostatnie rządy premiera. On zszedł z drogi reform, naobiecywał, a te obiecanki kończą się tym, że muszą przekazać swój własny majątek do funduszu powierniczego”. (Nawiasem mówiąc, pomimo dużej konkurencji za tą wypowiedź „młoda lekarka” ma spore szanse na antynobla). Jednak większość przytomnych ludzi na całym świecie zobaczyła na własne oczy, że niemiecka buta została jedynie przykryta mitem „zeuropeizowanego Niemca”. To raczej wyklucza sukces projektu „niemieckiej Europy”.

Marcin Król (i nie tylko on) w greckim kryzysie dostrzega problem demokracji: „Demokracja bowiem jako ideał wyróżnia się tym, że nie da się oddzielić polityki od publicznej moralności. Oczywiście, ideału nie zrealizujemy, ale gdzie mamy podążać, jeżeli nie w jego kierunku? Taka demokracja jest na nic nowej klasie bezczelnych pieniędzy. I jeszcze do tego chcą nam wmówić, że Grecja sama sobie winna, że Grecy za mało pracowali i że za dużo mieli przyjemności. Otóż wszystko to jest nieprawda. Mordercy demokracji są wśród nas. Sprytni ludzie, którzy wyciągną ostatnie pieniądze z naszej kieszeni. To pokolenie jeszcze da radę jakoś Grecję sobie podporządkować, ale następne? Albo plutokracja zabije demokrację, albo demokracja wypędzi szkodników. Tylko czy proces ten może być bezbolesny? Wątpię”.

Podobny cywilizacyjny kryzys mieliśmy na świecie w pierwszej połowie XX wieku. Rodziły się wówczas podobne patologie. I podobnie jak obecnie, państwo niemieckie znalazło sposób na wykorzystanie ich do budowy swojej potęgi.

Były grecki minister Varoufakis stwierdził: kiedyś dławiono demokrację przy pomocy czołgów (tanks), a teraz przy pomocy banków (banks).

Financial Times opublikował roboczą wersję oferty, jaką Eurogrupa przedstawiła Grekom. Jest w tym dokumencie propozycja czasowego opuszczenia strefy euro przez Grecję. Jest to pomysł niemieckiego ministra finansów. Mówi on wiele o mentalności tego człowieka. Jak komentuje to jeden amerykańskich portali biznesowych, jest oczywiste, że jeśli Grecja opuści strefę euro, to albo ich gospodarka stanie na nogi i nie będą drugi raz chcieli wchodzić do tej samej wody, albo nastąpi wielki krach i nikt ich w strefie euro nie zechce. Amerykanie patrzą na to z daleka i trudno ich posądzać o stronniczość. Nie ulega dla nich wątpliwości, że oferta przedstawiona Grekom jest „rzeczywiście straszna (a także obraźliwa)”. Jest też głupia – bo nie prowadzi do rozwiązania problemu. Jednym z problemów Grecji jest oligarchizacja gospodarki. Proponowanie w tej sytuacji wyprzedaży wszystkiego (tak zwanej „prywatyzacji”) to zwykły bandytyzm. Na dodatek Eurogrupa (czytaj: Niemcy) zażyczyli sobie aby grecki rząd przekazał majątek wartości 50mld euro funduszowi powierniczemu, który zajmie się jego „upłynninieniem”. Oczywiście fundusz ma być pod kontrolą „niezależnych fachowców” z UE.

Wydawać się mogło, że z chwilą gdy Grecy zaakceptują „realistyczny plan reform”, przynajmniej rozpocznie się debata nad możliwością oddłużenia tego państwa. Wszak „król Europy” mówił, że konieczna jest strategia win-win i w zamian za zobowiązania do reform, Grecja powinna dostać szansę na wyjście z zadłużenia. A chyba nikt nie wierzy w to, że on coś może chlapnąć bez wiedzy Merkel. Tymczasem w piątek „światli ludzie” całego świata popadli w euforię z powodu „kapitulacji” Grecji. Niemcy pisali o „nawróceniu”, albo „udomowieniu” (brakło tylko „wytresowania”).

Chyba jednak triumfalizm zachodu był przedwczesny. Greckie władze nie wyglądają na dostatecznie wytresowane: domagają się spłaty kredytów z czasów II wojny światowej oraz zwrotu zrabowanych przez Nazistów zabytków należących do ich kraju. Rząd z Aten zagroził nawet przejmowaniem niemieckich aktywów w ich kraju jako rekompensatę za zbrodnie hitlerowskie. Niemców to oburza w 70 lat po zakończeniu II wojny światowej.

Ciekawe co w tym oburzającego? Adolf Hitler 4 maja 1941 powiedział: dla zachowania prawdy historycznej należy stwierdzić, że z wszystkich naszych przeciwników tylko Grecy walczyli z najwyższą odwagą i lekceważeniem śmierci. Ten naród więc tak szybko nie "skapituluje". W każdym razie na pani Merkel nie powinna planować tam wakacji. Bo obraźliwe transparenty (jak ostatnio: "Córko Hitlera, won z Grecji, nie chcemy IV Rzeszy") to minimum przykrości jakie mogłyby ją tam spotkać.

Dla kontrastu można zestawić z Grekami „światłych ludzi” znad Wisły. Urzędujący jeszcze (niestety) prezydent Komorowski pojechał ze swoją ostatnią wizytę do Niemiec. Na uroczystości ku czci autora poniższych słów: Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Wokół czuje się nadzwyczajną nędzę. Jest to naród, który, aby dobrze się czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni [Polacy i Żydzi] są pilni, pracowici i niewymagający.

Dość powszechne było oburzenie po tym wybryku Gajowego. Jak zauważył jeden z blogerów – zupełnie niesłusznie, gdyż Prezydent Komorowski zrzucił maskę i poleciał czcić swojego ideologicznego mentora: Przecież te słowa są aktualne i dziś! No, prawie aktualne, bo Żydów już w Polsce prawie nie ma, a ci którzy się ostali awansowali znacznie w ciągu minionych siedemdziesięciu lat. Ale Polacy – pilni, pracowici i niewymagający – przyczyniają się do rozwoju gospodarek nie tylko niemieckiej. Korzyści z anszlusu do UE wyciągnęli wszyscy, tylko nie my. Pracowały na to wszystkie rządy od roku '89 ze szczególnym wskazaniem na gabinety Tuska i Kopacz, byśmy stali się „niewiarygodnym motłochem”, by wokół czuć było „nadzwyczajną nędzę” i by, powtórzę, kraje starej Unii mogły „wyciągnąć korzyści” z pracy Polaków.   

 

Dwie godziny przed terminem Grecja przesłała plan reform Eurogrupie. Brytyjscy dziennikarze donoszą, że reformy mają być na tyle drastyczne, że sprzeciwia się im nawet część rządzącej w Grecji Syrizy. Komuniści już zapowiedzieli demonstracje przeciw nim. Wygląda więc na to, że bezprecedensowy szantaż EBC połączony polityczną i medialną nagonką oraz ostrym stanowiskiem Niemiec przyniosły skutek. Grecy ulegli. A więc wielki sukces Zjednoczonej i Solidarnej Europy.

Scenariusz „europejskiego sukcesu” miał kilka kluczowych momentów. Najpierw niemiecki Minister Finansów pobiadolił trochę, że europejska unia walutowa „jest wprost zaproszeniem dla kogoś, kto nie trzyma się zasad i stosuje moralny hazard”. Z kolei szef Bundesbanku zapowiedział, że EBC będzie nadal dławił grecki system bankowy, póki Grecy nie ulegną. Poza kijem jest też marchewka. Król Europy Donald Tusk powiedział, że konieczna jest strategia win-win i w zamian za zobowiązania do reform, Grecja powinna dostać szansę na wyjście z zadłużenia. Nawiasem mówiąc – miło byłoby, gdyby Donaldinio załatwił taką szansę także Polakom ;-). Wreszcie wieczorem można było odtrąbić sukces: Grecki rząd skapitulował godząc się na drastyczne cięcia wydatków (austerity) w zamian licząc na niewielkie zmniejszenie długu.

W Parlamencie Europejskim odbyło się rytualne sekowanie greckiego premiera. Poprzednio tak atakowano Victora Orbana. Teraz będąca w trudnej sytuacji Grecja bardziej nadaje się na chłopca do bicia. Polskim mediom szczególnie spodobało się wystąpienie byłego premiera Belgii, który wzniósł się na wyżyny hipokryzji, zarzucając greckiemu premierowi uchybienie europejskiej zasadzie kompromisu. Nie za bardzo wiadomo na czym ten „kompromis” miałby polegać, skoro dotąd Grecja robiła to, co od niej oczekiwano, albo na co się zgadzano (łącznie z fałszowaniem statystyk) – z dość marnym skutkiem. Może teraz dla odmiany Belgia zaczęłaby „bolesne reformy” redukując swój horrendalny dług publiczny (przekraczający 100% PKB)? To chyba byłby jakiś kompromis?

Wobec wzrostu nienawiści między narodami Europy, jakiego nie było na starym kontynencie od czasów wojny, takie seanse jak wczoraj w PE muszą niepokoić. To „świali ludzie” liderujący Europie powinni się zdecydować na jakiś kompromisowy poziom hipokryzji. Inaczej projekt pod nazwą Unia Europejska rozleci się z wielkim hukiem.

Jeśli jednak ma rację Paul Craig Roberts, który uważa, że te mapety i tak odtańczą swój grecki taniec w takt muzyki granej z Waszyngtonu, to ich zachowanie staje się zrozumiałe. Jakoś muszą odreagować. Dla USA Grecja w UE i NATO jest ważniejsza, niż to co myślą i mówią Ukochani Przywódcy – łącznie z „matką Europy” Angelą Merkel. Grecy pewnie o tym wiedzą, ale muszą zachować pozory = bo po co drażnić silniejszego przeciwnika. Dlatego grecki minister zanotował sobie „unikać triumfalizmu” - co zostało w TVP skomentowane jako schodzenie na ziemię po euforii wygranej!

 

Zobacz list Greków do EUROGUPY.

Do niedzieli mają się rozstrzygnąć losy Grecji. Według Reutersa Jean-Claude Juncker powiedział, że "są tacy, w Unii Europejskiej, którzy otwarcie lub potajemnie pracuje do wykluczenia Grecji ze strefy euro". Prawdopodobnie chodziło o ministra finansów Niemiec. Jednak Angela Merkel wyraziła bardziej ugodowe stanowisko: nowy program pomocowy dla Grecji powinien być zaplanowany na dwa lata. Przy jego opracowaniu zapewne będzie uwzględniona kwestia możliwości obsługi greckiego zadłużenia – powiedziała, zastrzegając jednak, że nie może być mowy o redukcji długu, gdyż nie pozwalają na to unijne traktaty. Kanclerz Niemiec poinformowała również, iż prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi zapewnił, że jego instytucja będzie wspierała greckie banki, aby dać czas unijnym przywódcom do niedzieli na podjęcie decyzji.

Może wpływ na to miały naciski ze strony USA, Japonii i Chin. Państwa są zainteresowane pozostania Grecji w strefie euro. Zastrzeżenia w kwestii traktatów nie muszą dotyczyć zadłużenia w MFW. Poza tym istnieją sposoby zmiany warunków zadłużenia, bez jego formalnego zmniejszania. Istnieje więc duża szansa, że w zostanie wypracowany plan, który będzie rzeczywistą pomocą dla Grecji w wyjściu z kryzysu. Co prawda wszystkie polskie media mówią o fiasku i gotowości UE na „grexit”, ale happy end jest dużo bardziej prawdopodobny.  

Bezprecedensowy atak na Grecję trwa nadal. Polskie media głoszą, że EBC zamierza utrzymać dotychczasowe limity "kredytów ratunkowych", dzięki czemu greckim bankom wkrótce skończy się gotówka. Te „kredyty ratunkowe” są mechanizmem dostarczania bankom gotówki niezbędnej do „zachowania płynności” - czyli wypłaty ludziom ICH pieniędzy. Ludzie nie ustawiają się przed bankomatami po kredyty! Żaden bank nie ma też gotówki wystarczającej do zaspokojenia nadzwyczajnego popytu. Nikt nigdy nie zarzucił greckim bankom, że złamały reguły bankowości, ustalane przez EBC. Więc jeśli działają zgodnie z regułami, to ich wsparcie jest obowiązkiem EBC. Po to tworzy się takie nadzwyczajne mechanizmy. EBC jest bowiem zobowiązany do dbałości o płynność sektora bankowego w strefie euro. Po to ma takie mechanizmy, jak wspomniany wyżej. Został on nazwany „emergency liquidity assistance” (ELA), ale równie dobrze może się nazywać „promyk słońca”. Nie jest też najważniejsze, że w Polsce to przetłumaczono jako „kredyt ratunkowy”.

Obecną panikę w Grecji wywołał zachód (prawdopodobnie celowo), swoją propagandą. W tej sytuacji EBC nie tylko odmówił Grekom wsparcia, ale obecnie żąda dodatkowego zastawu ze strony rządu! Decyzja EBC zburzyła system zarządzania strefą euro i jeszcze bardziej upolityczniła EBC, co „budzi mnóstwo nieprzyjemnych pytań o sposób traktowania państwa członkowskiego i niezależność banku centralnego”. Autor cytowanego tekstu (Grexit: porażający koszt braku niezależności banku centralnego), profesor Charles Wyplosz dochodzi do wielu interesującychdla nas wniosków:

Grecy odrzucili w referendum dyktat „Trojki”. Jeden z ciekawszych komentarzy na ten temat wygłosił w TVP Info były minister finansów Grzegorz Kołodko. Jest on jednym z nielicznych komentatorów, którzy przeczytali żądania „trojki” i nie ma wątpliwości: Grecy mieli rację. Trojka postawiła bowiem zupełnie nierealistyczne żądanie, aby Grecy osiągnęli 3,5% nadwyżki pierwotnej (przed spłatą zadłużenia) w budżecie. To nie jest osiągalne bez wywołania humanitarnej katastrofy (choć w MFW pojawiają się nawet bardziej "ambitne" liczby). Najciekawszy jednak w wypowiedzi Kołodki jest problem: dlaczego światli ludzie nie potrafią się dogadać, tylko formułują takie nierealistyczne plany (bardziej radykalny komentarz Kołodko umieścił na Facebooku).

Mało prawdopodobne jest to, że Grzegorz Kołodko się myli i działania wobec Grecji są dziełem głupców. Bardziej prawdopodobne jest to, że rację mają premier Grecji i jego minister finansów. Działania wierzycieli miały na celu poniżenie Greków i zmianę rządów na bardziej uległe. Najbardziej niesamowita jest jednak osłona propagandowa tej akcji, Media całego świata: od Warszawy po Nowy Jork i od Londynu po Ateny „rozsiewały strach” (jak to określił grecki minister) i wmawiały ludziom kłamliwie, że Grecy chcą opuścić strefę euro, że są leniami, którzy chcą żyć na koszt innych, że rządzą nimi „populiści” i głupcy, którzy nie chcą przyjąć „hojnej oferty pomocy”. To rozsiewanie strachu musiało skutkować w Grecji kolejkami do bankomatów. Wstrzymanie transferów waluty przez EBC w tym momencie było obliczone na wywołanie bankowej paniki. Gdyby Grecy mieli własny bank centralny, do powstrzymania paniki wystarczyłoby prawdopodobne czasowe ograniczenie wysokości wypłat i zwiększenie kredytowania banków komercyjnych. Wybrane z banków pieniądze wskutek normalnego obrotu gospodarczego szybko do banków by wróciły (w najgorszym razie pojawiłaby się inflacja). Jednak Grecy oddali kompetencje banku centralnego EBC – i to zostało wykorzystane przeciw nim.

Grecki Minister Finansów na swoim blogu argumentuje dlaczego Grecy powinni głosować na „nie”:

  1. Negocjacje zostały zerwane przede wszystkim dlatego, że wierzyciele a) nie chcą zredukować długu Grecji; b) oczekują, że cała kwota zostanie spłacona przez najsłabszych członków społeczeństwa, ich dzieci i wnuki.

  2. Tymczasem MFW, USA, wiele rządów i niezależnych ekonomistów uważa podobnie jak rząd Grecji, że dług powinien być zrestrukturyzowany.

  3. W 2012 roku Eurogrupa także podzielała opinię o konieczności redukcji, ale nie chciała zobowiązać się do tego.

  4. Od chwili ogłoszenia referendum Europa daje do zrozumienia, że jest gotowa do rozmów o redukcji – więc de facto sama oddaje głos na „nie”.

  5. Grecja pozostanie w strefie euro. Depozyty w bankach są bezpieczne. Jednak wierzyciele wybrali strategię opartą na szantażu – wymuszeniu zamknięcia banków. Jednak głosowanie na „nie” nie oznacza wyjścia ze strefy euro. Pozwoli natomiast powrót do negocjacji z wierzycielami.

  6. Przyszłość Europy wymaga aby dumni Grecy w strefie euro, w samym sercu Europy. Głosowanie na „nie” da wsparcie rządowi w renegocjacji długu publicznego Grecji, jak również sprawiedliwą dystrybucję obciążeń między bogatymi i biednymi.

Kieślowski nakręcił kiedyś film („Podwójne życie Weroniki”) w którym symbolicznie przedstawił sens tragicznych doświadczeń Polski jako ostrzeżenia dla zachodu. Tym razem to tragiczne dzieje Grecji są ostrzeżeniem dla Polski. Grecja odsłania całe zakłamanie UE pod przewodnictwem Niemiec. Działania EBC wobec Grecji pokazują, że rację mają ci, którzy ostrzegali, że pozbycie się suwerenności monetarnej grozi pozbyciem się także suwerenności politycznej. Z kolei żądania bankierów, które prowadzą do coraz większego rozwarstwienie społeczeństw trudno w obecnej sytuacji uznać za coś innego, niż hodowanie wpływowych grup kolaborantów, zdolnych utrzymać społeczeństwo w ryzach. W Grecji podobnie jak w Polsce i w każdym innym kraju media kontrolowane przez wąską grupę wpływowych sprzedawczyków starają się wmówić ludziom, że to co ich niszczy jest dla nich dobre.  

 

Rysunkowy komentarz jednego z greckich blogerów pokazuje Grecję uciekającą z pędzącego w przepaść oszczęddności stada. Z tego stada pada komentarz: zawsze znajdzie się jakiś idiota,

Kilku znanych ekonomistów opublikowało na łamach Financial Times" list otwarty w sprawie Grecji. Proszą w nim liderów UE o wsparcie dla Grecji, które pozwoliłoby uniknąć „technicznego bankructwa” - czyli bezwarunkową pomoc w wykupieniu obligacji w lipcu i sierpniu. Zwracają oni uwagę, że restrykcyjna polityka oszczędnościowa wymuszona na Grecji została uznana za pozbawioną sensu przez własny dział badań MFW. Ponadto SYRIZA zobowiązała się do podjęcia daleko idących reform, pd warunkiem uzyskania swobody w tym zakresie.

Po stronie Grecji stanął także były szef MFW Dominique Strauss-Kahn, a Joseph E. Stiglitz wprost oskarżył UE o atak na grecką demokrację: To, co obserwujemy dziś, 16 lat po zinstytucjonalizowaniu tych stosunków w strefie euro, stanowi antytezę demokracji: wielu europejskich przywódców nie może się doczekać końca lewicowego rządu Alexisa Tsiprasa. W końcu bardzo niewygodnie jest mieć w Grecji rząd, który ostro sprzeciwia się polityce, przez którą wzrosły nierówności w wielu krajach rozwiniętych, i który bardzo chce ograniczyć nieskrępowaną władzę bogatych. Najwyraźniej unijni politycy są przekonani, że w końcu obalą grecki rząd, zmuszając go do przyjęcia umowy będącej wbrew jego mandatowi.

EBC w tej chwili prowadzi politykę monetarną prowadzącą do załamania greckiego systemu bankowego. Grecy rozważają oddanie sprawy do Trybunału Sprawiedliwości: Greckie władze oświadczyły, że poważnie zastanawiają się nad pozwaniem Europejskiego Banku Centralnego za utrzymanie kwoty pożyczek ratunkowych dla greckich banków na dotychczasowym poziomie (90 mld euro), bez jej zwiększania o 6 mld euro, o co prosiły Ateny i co pozwoliłoby bankom nadążyć z uzupełnianiem zmniejszających się depozytów.

Cały świat zastanawia się jaki jest cel prowadzonej przez Greków rozgrywki. Raczej nie jest to działanie pozbawione planu. Zastanówmy się więc jakie oni mogą mieć możliwości działania:

1. Grecja może ulec naciskom i kontynuować „zaciskanie pasa” pod dyktando „trojki”. Dotychczasowe efekty są zdumiewające. Czegoś takiego nie obserwowano od czasu Wielkiego Kryzysu w USA: Spadek PKB o ponad 25% (od 2009 roku), a jedna czwarta populacji (w tym połowa osób poniżej 25 roku życia) bez pracy. Do tego oczywiście drastyczny spadek dochodów i rosnąca nędza.

Kontynuowanie tej „drogi sukcesu” jest celem zakłamanych „władców zachodniego świata”. Jedność jaką zdołano przy tym osiągnąć jest godna podziwu – gdyby ruchom lewicowym w czasach kominternu udała się taka sztuka – pewnie do dziś rządziliby Europą ;-). Komunistom jednak nie udało się zachować wiary we własne kłamstwa. Dlatego brakło obecnej jednomyślności w łgarstwach i inwektywach. Na przykład tekstu niejakiej Anny Słojewskiej o tym, że „populiści z Aten pchają swój kraj ku przepaści” nie powstydziłaby się „Trybuna Ludu” z czasów „zaplutych karłów reakcji”. Autorka pisze między innymi: „gdy partner kłamie, nie dotrzymuje obietnic, szantażuje i uważa, że pieniądze mu się po prostu należą, to można już tylko wyprosić go z sali. I to się stało w sobotę w Brukseli”. Brukselscy politycy – łącznie z naszym „Donaldinio” twierdzą, że było dokładnie odwrotnie: to Grecy zerwali negocjacje. Ale kto by dociekał jak było naprawdę? Liczy się ogólne wrażenie…..

W przypadku Polaków powszechne oburzenie na Greków jest poniekąd zrozumiałe. Czemu Grecy mają mieć lepiej niż my? Czemu nie chcą się zgodzić na bycie niewolnikami we własnym kraju? To nie boli – wystarczy jakoś ładnie to nazwać („uelastycznienie rynku pracy?”). Czemu nie chcą się zgodzić na wyprzedaż majątku (chociażby te swoje wyspy), całkowitą utratę finansowej suwerenności i niszczenie rodzimej przedsiębiorczości (recepty znad Wisły to jeszcze większa fala bankructw)? To o tym mają zdecydować Grecy w niedzielę. Nie o wyjściu ze strefy euro – jak próbują nam to wmówić media.

Podobno traktaty nie przewidują wyrzucenia państwa ze strefy euro. Grecy mogliby sami podjąć decyzję o powrocie do starej waluty, ale tego nie chcą. Mało tego! Zapowiadając referendum premier Grecji powiedział: „nie damy się też wyrzucić ze strefy euro”. Bardzo mądrzy ekonomiści (przecież tacy tylko są) a za nimi dziennikarze uważają, że to byłoby dla Greków dobre. Bo by sobie zbankrutowali i za jakiś czas ich gospodarka by się odrodziła. Dla gospodarki Grecji to byłoby jednak szkodliwe:

1. Nowy pieniądz z pewnością podlegałby szybkiej inflacji, co z kolei bardzo podrożyłoby import (w tym ropy naftowej).

2. Zarówno państwo jak i firmy zaciągnęły długi w euro. Wiele z nich mogłoby stać się zbyt dużymi do spłaty. Na to nałożą się wyższe ceny zaopatrzeniowe. Musi więc nastąpić dalsze „kurczenie się” gospodarki, która i tak już odnotowała spadek o 25%.

To jednak nie wyczerpuje listy argumentów za pozostaniem przy wspólnej walucie. Przede wszystkim będąc w strefie euro, Grecja ma dużo silniejszą pozycję przetargową. Wierzyciele muszą bowiem brać pod uwagę nie tylko możliwości wyciągnięcia od Greków spłaty zaciągniętych kredytów, ale też szkody jakie Grecy są w stanie narobić wspólnej walucie. Także szkody wizerunkowe. Dlatego pojawiają się nawet propozycje, aby „kraje-wierzyciele anulowałyby greckie długi pod warunkiem, że kraj dobrowolnie opuści strefę euro”.

Na razie jednak zamiast marchewki jest kij w postaci działań Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Tak jak w przypadku każdego kraju ze strefy euro, EBC pełni dla Grecji rolę banku centralnego. W sytuacji masowego wycofywania wkładów z banków, jaka ma obecnie w Grecji miejsce, bank centralny musi dostarczyć bankom gotówki, aby zachować ich płynność. Taki mechanizm został uruchomiony (w postaci ELA - emergency liquidity assistance). Jednak podobno od poniedziałku te transfery mają zostać wstrzymane. Lekcja jaką EBC udzielił w ten sposób Grecji jest warta zapamiętania. Grecy słusznie oburzają się, że to jest szantaż, zauważając przy tym, że "zasady, na jakich zbudowana została Unia Europejska, to demokracja, solidarność, równość oraz wzajemny szacunek - nie ma wśród nich szantażu i ultimatów”. Grecy twierdzą też, że w ten sposób naruszono zasady unii walutowej. Według nich to są czarne godziny dla Europy.

Władze Grecji podjęły decyzję, że w poniedziałek banki i giełda w Grecji będą nieczynne.

 

Grecy – tak jak wszystkie narody w tej części globu lubią i umieją się targować. Teraz targują się o swoją przyszłość. Grecję przyjęto do UE i strefy euro wyłącznie z powodów politycznych. Niemcy z pełną świadomością doprowadzili do niekorzystnych dla swych obywateli kursów przejścia na euro, aby ich towary stały się bardziej konkurencyjne. Pożyczali Grekom pieniądze, za które ci ochoczo kupowali wyprodukowane w Niemczech dobra. Później szwindle bankierów doprowadziły Grecję praktycznie do bankructwa. Osławiona „trojka” pospieszyła z „pomocą”. Tak naprawdę rozpoczęto wykup niespłacalnych długów w prywatnych bankach za pieniądze pożyczane Grekom przez instytucje finansowe. W ten sposób kraj stał się własnością tych instytucji. A ci kapryśni panowie zaczęli stawiać coraz to nowe wymagania swoim poddanym. Ostatnio wygląda to tak: Teraz mamy już, głównie z MFW, długą listę NOWYCH ŻĄDAŃ i zmian, w szczególności mniej obciążeń na bogate, duże firmy prywatne, w tym na monopolistów krajowych, za to znacznie więcej na szarego obywatela, w tym tak bezsensowne, a nieskuteczne działania (wiadomo, że gaszące tylko rynek, chyba, że omijane), jak przeniesienie całej żywności i zbiorowego żywienia do grupy VAT 23%... Ej ! Chwileczkę ! Czy to nie wierzyciele w styczniu-lutym "życzyli sobie", by Tsipras podjął skuteczny zbiór podatków także od greckich oligarchów ? Zwłaszcza, że na 72 mld zaległości, szara, biedna masa Greków winna jest rządowi tylko około 5 mld ?