Współczesna gospodarka światowa coraz bardziej przypomina grę hazardową. Nie dotyczy to tylko inwestorów finansowych i ich „drobnych” zakładów. Wielu z nich próbuje zgadnąć kiedy nastąpi kolejne finansowe trzęsienie zmienni – aby się w porę wycofać z gry. Powszechna jest opinia, że aktywa są zbyt przeszacowane i w każdej chwili może nastąpić korekta. Nikt nie wie jednak jaki to będzie miało wpływ na instytucje finansowe. Wiadomo, że zdolności dużych banków do absorpcji potencjalnych strat nie są wystarczające.

Jeszcze większym problemem jest osłabienie zdolności do interwencji w ramach polityki monetarnej USA. Gdyby się pojawiła znacząca inflacja, to przeciwdziałanie przez podniesienie stóp procentowych nie jest możliwe, bo koszty obsługi horrendalnego długu byłyby zbyt wielkie. Coraz mniej jest też chętnych na drukowane bez umiaru dolary. Trwa chińska ekspansja inwestycyjna za granicą, której jednym z efektów jest choćby częściowa zamiana rezerw dolarowych na inne aktywa. Podobnie postępują kraje arabskie. Rosja z kolei zwiększa swe zapasy złota. Wszystkie te państwa bez ustanku podejmują działania, które rozważane jednostkowo nie wykraczają poza normalne stosunki handlowe. Jeśli je jednak zestawić ze sobą, widać ich wspólny mianownik: jak najmniejsza zależność od dolara. To nie są działania gwałtowne, bo nikomu nie zależy na upadku dolara. Jednak w pewnym momencie najwięksi wierzyciele USA mogą zastosować podobny manewr jak Niemcy wobec Grecji: ile się dało, tyle uratowaliśmy, a teraz niech się dzieje co chce…..

W najbardziej pesymistycznym wariancie wydarzeń „papierowe pieniądze będą warte tylko tyle, co papier, na którym zostały wydrukowane”, a wtedy zachodnie państwa dobrobytu upadną pod własnym ciężarem.