Donald Trump to z pewnością jeden z najbardziej kontrowersyjnych i ekscentrycznych biznesmenów w USA. Odkrył receptę na sukces: podczas, gdy inne firmy obniżały ceny, on je podnosił przyznając, że ceny swoich nieruchomości zawsze zawyża o przynajmniej 50 mln dolarów, sprzedając tym samym swoim klientom poczucie prestiżu. Znając jego receptę na sukces, nietrudno odkryć motywy, które nim kierowały, gdy zechciał zostać prezydentem USA. Odkrył czego potrzebują ludzie i postanowił im to sprzedać. Sprawa jest banalnie prosta do wykonania, bo nikt inny tego nie oferuje. Obama okazał się wielkim oszustem. Podłym żartem pracującym dla Wall Street – jak mówi jeden z komentatorów w filmie Alexa Jonesa. Tej samej klasy politykiem jest Hillary Clinton (choć w tym wypadku samo słowo „klasa” jest nadużyciem). Po stronie republikanów mamy plejadę postaci, na czele z Jebem Bushem, który wsławił się liczeniem głosów na Florydzie. Nic dziwnego, że po pierwszej debacie zwycięzcą ogłoszono byłą szefową HP Carly Fiorinę. Bo przecież nie można przyznać, że wygrał ją Trump!?

Zanosi się więc na pojedynek Donald Trump kontra reszta świata. W tej walce ekscentryczny biznesmen nie jest bez szans. On jeden może powiedzieć ludziom, że za nim nie kryje się żaden wielki kapitał, bo on sam jest wielkim kapitalistą. Może także uchodzić za przykład tego, że „amerykański sen” się czasem spełnia. Ma w nosie polityczną poprawność i republikańską ortodoksję, za którą kryją się same łgarstwa. Jego gospodarczy realizm sprawia, że nawet uważany za lewicowego ekonomistę Paul Krugman przyznał, że poglądy Trumpa na ekonomię są słuszne. Trump popiera podniesienie podatków dla funduszy hedgingowych, sprzeciwia się umowie handlowej TTIP oraz popiera powszechny system opieki zdrowotnej (co jest solą w oku republikanów).