Brytyjski premier wywalczył to co chciał. Między innymi: Będą 7-letnie ograniczenia w wypłatach zasiłków dla obywateli z unijnych krajów, którzy przyjadą pracować w przyszłości do Wielkiej Brytanii. Nie dotyczy to tych, którzy już są na Wyspach, a więc także sporej grupy naszych rodaków. Takich ograniczeń nie będą mogły wprowadzić pozostałe kraje członkowskie. W czwartek brytyjski premier David Cameron proponował jeszcze, by ten maksymalny okres utrzymywania ograniczeń wynosił aż 13 lat.

Tzw. hamulec bezpieczeństwa zakłada też, że nowo przybyły imigrant z innego państwa UE będzie przez cztery lata stopniowo uzyskiwał dostęp do pewnych specyficznych świadczeń, jak ulgi podatkowe, dopłaty mieszkaniowe, dostęp do mieszkań socjalnych i pełnej opieki zdrowotnej. Nie dotknie to osób, które już są i pracują na Wyspach.

Ma to skłonić Brytyjczyków do pozostania w Unii Europejskiej.

O ile można zrozumieć sprzeciw wobec korzystania przez imigrantów z zasiłków socjalnych, to już potraktowanie ulg podatkowych na równi ze świadczeniami jest ewidentną dyskryminacją. Donald Tusk i inni „mędrcy Europy” uważają, że bez Wielkiej Brytanii nie będzie wspólnoty. A może nie będzie jej właśnie wtedy, gdy Wielka Brytania pozostanie na tych zasadach?

Najnowsze sondaże (wykonane jeszcze przed zwycięską batalią Camerona) wskazują na kilkupunktową przewagę zwolenników pozostania Brytanii w UE nad przeciwnikami.

Dlaczego brukselskim biurokratom tak zależy na tym, by Brytyjczycy pozostali w Unii? Wielka Brytania jest płatnikiem netto – czyli więcej wpłaca do unijnego budżetu, niż z niego otrzymuje. Ich wpłaty to ponad 10% unijnego budżetu (najwięcej płacą Niemcy – ponad 20%). Brytyjska składka jest obliczana z uwzględnieniem „brytyjskiego rabatu” wywalczonego przez  Margaret Thatcher: W 2013 roku, rabat brytyjski wynosi 4 072 425 170 euro, z czego Francja finansuje 1 009 788 009 euro, Włochy 827 787 416 euro i Hiszpania 534 198 490 euro. Polska finansuje ok. 5% rabatu, a jej wkład to 201 820 761 euro. Dla zobrazowania tych kwot można powiedzieć, że cały rabat brytyjski wynosi mniej więcej tyle, co łączna składka Polski do unijnego budżetu (w 2013 roku - 4 114 329 242).

Przy ustalaniu kolejnych budżetów trwają zacięte dyskusje na temat tego rabatu. Od pewnego czasu urzędnicy z Brukseli marzą o tym, aby uzyskać wpływy do budżetu z podatków, a nie składek. Rozważ się dwie możliwości: podatek od emisji CO2 i od transakcji finansowych. Póki Brytyjczycy są w UE, podatku od transakcji nie będzie – bo to oni musieliby płacić najwięcej. Co innego z podatku od CO2, który Polska może mieć większy (z uwagi na zużycie węgla) niż Wielka Brytania.