Dlaczego banki w Polsce (i nie tylko) wygenerowały tak olbrzymią masę kredytów we frankach? Dlaczego Angela Merkel zaprosiła do siebie imigrantów? Czemu władze reprezentujące dumny niegdyś naród polski, potulnie słuchają chamskich ataków eurokratów?

Takie z pozoru odległe wydarzenia mogą wśród przyczyn mieć jeden wspólny i wielce istotny czynnik determinujący. To system finansowy, który posiada swoistą „broń masowego rażenia” i nie zawaha się jej użyć. Tą bronią są tak zwane derywaty – czyli instrumenty pochodne: sektor bankowy siedzi na stercie pozabilansowych kontraktów, których wartość nominalna przeszło siedmiokrotnie przekracza wartość wszystkich dóbr finalnych wytworzonych na Ziemi, w czasie pełnego obiegu naszej planety wokół Słońca.

Przeciętny człowiek sądzi, że banki zajmują się głównie udzielaniem kredytów lub przechowywaniem depozytów. Tymczasem głównym obszarem działalności banków stała się spekulacja. Służące spekulacji instrumenty finansowe (derywaty) są żetonami do gry w światowym kasynie. Natomiast inna działalność jest jedynie sposobem na wygenerowanie derywatów.

 

Poniższy rysunek pokazuje jak zmieniała się ich ilość:

Ostatnio opublikowano dane na temat zarobku banków na kredytach frankowych: Wynik odsetkowy „zrobiony" na kredytach walutowych stanowił 4 proc. całego wyniku odsetkowego banków osiągniętego w tym okresie, a w przypadku wyniku prowizyjnego było to 1 proc. Dodatkowo banki miały 5,5 mld zł wpływów z tytułu spreadów walutowych.

Nie są to małe kwoty, ale procentowo nie stanowią jakiejś super istotnej wartości. Skąd więc taka determinacja banków w ich obronie? Jeśli dodatkowo uwzględnimy fakt, że ta opublikowana przez Trybunę Ludu informacja pochodzi z polskiej KNF – można podchodzić do niej z nieufnością. I rzeczywiście brakuje w niej kwestii najważniejszej: banki nie miały tych franków, ale w to miejsce uzyskały „zabezpieczenia”, czyli instrumenty pochodne. I teraz ktoś im chce te zabrać te żetony do zabawy…. W podanej informacji brakuje też tego, ile banki zarobiły na spekulacji i ile jeszcze mogą zarobić. A może stracić – bo przecież to hazard? Teoretycznie tak. Jednak z punktu widzenia hazardzisty istnieje silny gwarant wygranej i jest nim …. kredytobiorca frankowy. Jeśli brał on kredyt w chwili gdy kurs franka wynosił 2PLN/CHF, to de facto on pokrywa dzisiaj różnicę między tym kursem, a kursem bieżącym. Bank tymczasem może aktualizować swoje zabezpieczenia na bieżąco i raczej na pewno nie różnią się one od bieżącego kursu (w okolicach 3.9) o więcej niż 10%. Cóż to za komfort spekulanta!!! Możesz obstawiać miliony na to, że za miesiąc frank będzie kosztował 3.8PLN. Gdy będzie 4PLN - na każdym franku możesz zarobić 20groszy. Gdy będzie to 3.75PLN – stracisz na każdym franku 5groszy. Ale przecież równolegle „frankowicz” obstawia u ciebie 2PLN – i on straci na pewno (2PLN lub „tylko” 1.75PLN) na franku. Sumaryczny zarobek będzie więc wynosił od 1.6 do 2,2PLN na franku. Żyć nie umierać…

No dobrze – mamy światowe kasyno w którym banki bawią się w spekulację. Mogą one przyjmować zakłady nawzajem. Jednak bojąc się efektów takiej gry, państwa ograniczenia ryzyka dla funkcjonujących tam banków. W zależności od poziomu tych zabezpieczeń - niektóre banki są mniej lub bardziej predysponowane do roli krupiera. Poniższa tabelka (pochodząca z cytowanego artykułu) pokazuje wielkość zaangażowania w ten hazard poszczególnych banków:

Nominalna wartość derywatów OTC i kapitałów własnych (w mld USD)

 

Bank

Derywaty OTC

Kapitał

Derywaty/kapitał

1

Deutsche Bank

52 058,7

70,5

738,6

2

Barclays

41 976,7

95,5

439,6

3

RBS

41 962,1

80,6

520,4

4

BNP Paribas

38 857,3

110,4

351,9

5

JP Morgan

37 892,0

173,0

219,0

6

Goldman Sachs

31 453,0

75,7

415,5

7

Citigroup

28 968,0

211,7

136,8

8

HSBC

27 288,4

199,4

136,9

9

Societe Generale

20 436,2

83,4

245,1

10

Credit Agricole

14 359,5

103,6

138,6

Źródło: Bankier.pl na podstawie danych OCC i EBA


Na czele bank niemiecki. Pouczający wszystkich Niemcy, z gębą pełną frazesów o oszczędzaniu wyhodowali jedną wielką śmierdzącą kupę finansowego śmiecia. Poniższy rysunek pokazuje proporcje między ilością tego śmiecia a PKB Niemiec:

Autor artykułu z którego pochodzi ten rysunek nawiązując do słynnego stwierdzenia Keynesa: „w długiej perspektywie to wszyscy będziemy martwi” mówi, że jednak należy się martwić o przyszłość - i to jest poważne zmartwienie. Bo ta bomba musi wybuchnąć. Cóż przy tych bilionach znaczy te kilkadziesiąt miliardów drukowanych co miesiąc przez EBC, albo podobna kwota na która daje się oskubać co roku Europę Wschodnią? W tej sytuacji jedyną myślą jaka może zaprzątać umysły rządzących Europą „geniuszy” jest: jak odwlec moment katastrofy do następnych wyborów. A ten balon może pęknąć nawet wskutek stosunkowo niewielkiego trzęsienia Ziemi. Może właśnie dlatego bankructwo Grecji było i jest nie do przyjęcia (przecież greckie obligacje też są „ubezpieczone”)? Czy jednak zadziwiająca uległość Greków nie wiązała się z jakimiś niejawnymi ustaleniami? Na przykład dotyczącymi pomocy Niemiec w rozwiązaniu problemu uchodźców zalewających Grecję?

Skoro tej bomby nie da się rozbroić, to może przynajmniej ograniczmy skutki jej wybuchu? Przewalutowanie kredytów frankowych i rozwój bankowości opartej na realnej wartości to kroki prowadzące w tym kierunku. Plan Morawieckiego, 500+ i ustawa frankowa z tej perspektywy wyglądają zupełnie inaczej. Inaczej też można patrzeć na niemiecką nagonkę na Polskę.