Podana przez ITAR-TASS informacja, że Iran rezygnuje z używania dolara w rozliczeniach międzynarodowych została zauważona jedynie przez niektórych blogerów. Tymczasem może to oznaczać początek „upadaku dolara”, który wieszczy James Rickards w książce „Śmierć pieniądza”: Choć słowo upadek w odniesieniu do dolara brzmi apokaliptycznie, w rzeczywistości ma całkowicie praktyczne znaczenie. Upadek oznacza po prostu utratę wiary obywateli i banków centralnych w przyszłą siłę nabywczą dolara. W efekcie posiadacze dolarów zaczną się ich pozbywać, zwiększając wydatki konsumpcyjne albo inwestując w aktywa trwałe. Nagła zmiana zachowań może doprowadzić początkowo do wzrostu stóp procentowych i inflacji oraz do erozji zakumulowanego kapitału. Ostatecznym efektem może być deflacja (jak w la-tach 30.), inflacja (jak w latach 70.) albo mogą to być obydwa te zjawiska. Nadchodzący upadek dolara i międzynarodowego systemu monetarnego jest w pełni przewidywalny. To nie jest prowokacyjna konkluzja.

W przypadku Iranu mamy do czynienia z sytuacją sprowokowaną przez USA i nałożone przez Iran sankcje. Tym niemniej w obecnej sytuacji politycznej oznacza to otwartą wojnę o dolara. Innego znaczenia nabiera też wizyta Obamy w Indiach – gdzie obiecał 4mld dolarów amerykańskich inwestycji oraz  zaskakująca wizyta w USA premiera Izraela, który chce przeciwstawić się porozumieniu z Iranem.

A oto bardzo interesujący fragment książki Rickardsa na ten temat:

Rosja i Chiny nie są osamotnione w chęci wyrwania się z systemu walutowego opartego na dolarze. Iran i Indie mogą zapoczątkować ruch w stronę azjatyckiej waluty rezerwowej, a członkowie

Rady Współpracy w Zatoce Perskiej mogą podjąć decyzjęo rozliczaniu eksportu ropy w nowej walucie regionalnej emitowanej przez banki centralne krajów leżących w rejonie Zatoki Perskiej. Zagrożenia geopolityczne dla dolara mogą nie ograniczać się do rywalizacji gospodarczej, lecz mogą się przekształcić w działania agresywne i przyjąć postać wojny finansowej. [...]

Polscy analitycy wróżą dalsze umacnianie się złotego. Co prawda w piątek początkowo nastąpił znaczący spadek kursu złotego wobec dolara, ale po południu złoty się umocnił (czyżby wskutek interwencji NBP?). Nie wszyscy jednak są takimi optymistami. Według Łukasza Wilkowicza z DGP nadchodzi walutowe tsunami, a mocny dolar uderzy w polską gospodarkę.

Podobnego zdania są Niemcy, którzy sądzą, że decyzja EBC może mieć fatalne następstwa dla złotego: jest możliwe, że Polska i Dania, będą musiały na nowo ustalić kurs złotego w stosunku do euro lub natychmiast zrezygnować z powiązania swej waluty z euro.

W jakim stopniu na ceny ropy wpływają spekulacje giełdowe? Według Andrzeja Szczęśniaka wpływ ten jest bardzo duży: Ropa przez ostatnie kilka lat była jedną z kilkunastu baniek spekulacyjnych, które zostały wykreowane przez programy QE (ang. quantitative easing, luzowanie ilościowe, czyli zwiększenie podaży pieniądza - przyp. red.). Jej cena nie miała nic wspólnego z fundamentami. Nie ma bowiem na świecie takiej ropy, która kosztowałaby 110 dol. za baryłkę, chyba żeby ją wiercić złotymi wiertłami. Dziś cena równowagi ropy wynosi ok. 40 dol. za baryłkę i ku temu to szybko zmierza - powiedział niezależny analityk rynku paliw Andrzej Szczęśniak.
Takie poglądy zostały bardzo ostro zaatakowane przez Przemysława A. Słomskiego, który włożył bardzo dużo wysiłku w to, aby udowodnić "kompromitujący brak wiedzy Andrzeja Szczęsniaka”. Według niego cena ropy zależy od popytu i kosztów krańcowych. I tylko grupa pajaców od teorii spiskowych podaje alternatywne wyjaśnienie – przyczyną zdaniem tych pajaców jest to, że w wyniku zmowy spekulantów […] W normalnych warunkach nikt w Polsce w mainstreamowych mediach by o [takiej] teorii nie usłyszał, gdyby nie to, że udało się w naszym kraju jednemu z takich spiskowych pajaców – Andrzejowi Szczęśniakowi […] wykreować siebie na „eksperta rynku paliw”.

Nie wnikając w istotę sporu można stwierdzić, że pan Słomski myli się na pewno co do tego, że o wpływie spekulacji nikt by bez Szczęśniaka nie słyszał. Według popularnego portalu investopedia.com obydwa czynniki mają wpływ na ceny ropy: z jednej strony podaż i popyt, a z drugiej gra giełdowa: Cena ropy, jak wiemy, jest ustalana na rynku kontraktów terminowych. Kontrakt terminowy na ropę, jest to wiążące porozumienie, które daje prawo do zakupu ropy po ustalonej cenie w ustalonym dniu. Rozróżnia się przy tym dwa rodzaje kontraktów terminowych podmiotów gospodarczych:

  • asekuracja

  • spekulacja

Przykładem asekuracji (zabezpieczenia przed nieprzewidzianym wzrostem cen) mogą być kontrakty dużych przewoźników (jak linie lotnicze). Spekulant natomiast po prostu obstawia zmiany cen, nie mając zamiaru niczego kupować. Artykuł Investopedii przywołuje dane Chicago Mercantile Exchange (CME), według których aż 97% transakcji ma charakter spekulacji. Wiara w utrzymywanie się trendów prowokuje określone spekulacje i dlatego trendy zmian cen są silnie wzmacniane.
Argumentacja taka pojawia się w cytowanym na wstępie tekście: Jako dowód na działania spekulacyjne inwestorów finansowych przytacza dane nowojorskiej giełdy paliw. - Na jeden obrót fizyczny, tzw. wet oil (mokrej ropy) jest 2 do 2,5 tys. operacji sprzedaży paper oil, czyli ropy papierowej. O cenie decydowały więc instrumenty finansowe. Teraz mamy do czynienia z ucieczką z rynku, stąd tak wysokie spadki - twierdzi Szczęśniak.

Poniższy rysunek (źródło) pokazuje proporcje realnych transakcji zakupu (kolor niebieski) i spekulacji (kolor brązowy) w dwóch różnych okresach czasu:

Rozpoczęcie masowego wykupu obligacji rządowych przez EBC może mieć bardzo znaczące konsekwencje dla światowej gospodarki. Nic więc dziwnego, że pojawiły się liczne komentarze polityków i ekonomistów. Co ona oznacza dla Polski?

1. Podobne działania wcześniej przeprowadziły USA i Japonia. Uważa się, że jest to próba osłabienia waluty w celu podniesienia atrakcyjności gospodarek strefy euro, a w konsekwencji ich ożywienie. Czyli ma to być element wojny walutowej. Polska nie może przystąpić do tej wojny z dwóch powodów: konstytucyjnego zakazu podejmowania takich działań oraz bagażu kredytów we frankach. Ten drugi powód nie jest bynajmniej związany z jakąś zmianą priorytetów politycznych nad Wisłą. Nawet poprzestając przy założeniu, że „dobro obywateli” to pusty frazes, państwo takimi działaniami naraziłoby się na liczne pozwy sądowe. Czym innym jest bowiem „ryzyko walutowe”, którego nie można przewidzieć, a czym innym świadome działanie na osłabienie waluty. Trzeba przy tym wziąć pod uwagę, że zawsze można trafić na sędziego, który ma kredyt we frankach. W tej sytuacji polski eksport może okazać się mniej opłacalny. Z uwagi na dominację zagranicznych przedsiębiorstw na pewno nie zadziała to tak jak w monetarystycznych regułkach, ale konsekwencje gospodarcze dla Polski mogą być rozliczne.

2. Decyzja EBC oznacza porażkę Niemiec, które oficjalnie się temu przeciwstawiały. Być może zgoda na takie działania wiąże się z niedzielnymi wyborami w Grecji, w wyniku których prawdopodobnie władze w kraju obejmą politycy zapowiadający opuszczenie przez ich kraj strefy euro. Może to być sposób na zmianę ich nastawienia, bo nowego programu ECB nikt tak nie potrzebuje jak Hellada. Trudno powiedzieć, czy te działania w sferze finansów zostaną powiązane (tak jak w Japonii) z szerszą reformą gospodarczą. Jeśli tak, to zasadniczo zmieni się sytuacja w całej Europie i zwolennicy przyjęcia euro w Polsce dostaną dodatkowe argumenty.

3. Polska waluta może osłabnąć zarówno wobec dolara jak i franka szwajcarskiego – niezależnie od działań podejmowanych przez polskie władze. Oznacza to wzrost cen i jeszcze większe kłopoty posiadaczy kredytów we frankach.

fot. www.freeimages.com

Jeden procent najbogatszych już ma prawie połowę majątku świata. Wymiar globalnej niesprawiedliwości jest wstrząsający – ich bogactwo rośnie w zastraszającym tempie. Zagraża ono całej gospodarce . Także w Polsce – wbrew uspokajającym doniesieniom prasy.

Polskie problemy z kredytami we frankach to odwrotna strona tego medalu. Skoro wzrost bogactwa „wybrańców” jest szybszy niż wzrost PKB, to ktoś musi tracić. „Frankowicze” należą do tej właśnie grupy.

Wszystko dzięki finansyzacji. Inaczej mówiąc „pieniądz robi pieniądz”, a dzięki rozwojowi techniki – robi to coraz sprawniej. Przy całkowitej uległości rządów, które przecież muszą „pielęgnować zainteresowanie inwestorów”. Gdyby „inwestorzy” nie interesowali się Polską, to może kradliby gdzie indziej. A tak – nasi „frankowicze” są sławni na cały świat.

W Moskwie zakończyła się międzynarodowa cykliczna konferencja naukowa Gaidar Forum, poświęcona gospodarczej roli Rosji w świecie. Wydawać by się mogło, że temat jest ważny, a echa debaty znajdą się we wszystkich mediach światowych. Jednak przynajmniej polska prasa nieomal całkowicie zignorowała to wydarzenie.

Po treści programu można się było spodziewać dyskusji teoretycznych (na przykład: czy człowiek jest dla gospodarki, czy też gospodarka dla człowieka). Jednak kryzys ekonomiczny w Rosji sprawił, że to właśnie różnym aspektom kryzysu poświęcono wiele uwagi.

Szerokim echem odbiło się wystąpienie Germana Grefa – szefa Sbierbanku pierwszego dnia obrad. Śledząc relacje z tego wystąpienia widać jak bardzo medialne przekazy są skażone uprzedzeniami, bierzącą polityką i zwykłą propagandą.

W polskiej „opiniotwórczej” gazecie relacja zyskała tytuł: Rosji grozi masowe bankructwo banków. Gazeta ta od miesięcy opisuje „panikę”, „katastrofę” itp. zjawiska u naszego wschodniego sąsiada. Nie ma się więc co dziwić, że ten tytuł nie za bardzo ma potwierdzenie w treści artykułu. Ważne, że ma pokrycie w „linii redakcyjnej”. Nawiasem mówiąc trudno też oczekiwać dostrzeżenia związku między niską ceną węgla, a spadkiem cen ropy (prawdopodobnie wskutek manipulacji).Jeśli polskim kopalniom grozi bankructwo, to wina „przywilejów górniczych” i związkowców.

Bardziej merytoryczny charakter ma relacja Financial Times. Zwrócono w niej uwagę przede wszystkim na to, że Gref bronił banku centralnego, który został skrytykowany za opieszałość w ratowaniu rubla. Zdaniem Grefa działania były "w najwyższym stopniu racjonalne". Skrytykował natomiast rząd (to u ruskich można tak?) za brak przejrzystości w działaniu i opieszałość w restrukturyzowaniu gospodarki. Rząd mógł bowiem zrobić więcej, aby poprawić klimat inwestycyjny i naprawić inne słabości strukturalne, które istniały na długo przed sankcjami i obecnym spowolnieniem gospodarczym.

Jeszcze inaczej wygląda relacja rosyjska. Podkreślono, że Gref wezwał ludzi, by nie panikować, bo po szybkim spadku cen ropy naftowej, powinny one następnie wzrosnąć. W tym samym czasie, ekonomista dał bardzo pozytywne perspektywy dla cen ropy naftowej. Zaznaczył jednak, że cena "może pozostać przez kilka lat na poziomie 60-70 dolarów za baryłkę". W każdym razie, ze względu na spadek cen ropy naftowej wpływy Rosji będą mniejsze traci 4 biliony rubli.
W tej sytuacji Rosja musi utrzymać niskie wydatki bieżące z budżetu oraz pobudzić rodzimą przedsiębiorczość.

Niestety rzetelna informacja sytuacji Kompanii Węglowej nie jest dostępna. Informacje medialne są pełne bełkotu i wybiórczych informacji, zestawionych pod z góry założoną tezę. Dotyczy to niestety także "Programu naprawczego", którego wartość informacyjna jest bliska zeru.

Niewiele też daje analiza sprawozdań finansowych, gdyż pojawiają się w nich jakieś dziwne dane bez jakiegokolwiek objaśnienia. Szokujące kwoty można znaleźć w rubrykach Ogólne koszty zarządu, pozostałe przychody operacyjne, czy nabycie aktywów trwałych. Jakikolwiek program naprawczy powinien się rozpocząć od szczegółowej analizy tych wszystkich danych. To co przedstawił rząd nadaje się co najwyżej na gazetkę ścienną.

Wbrew sugestii w tytule jedyna prawda, jaką można z całą pewnością ustalić na dzień dzisiejszy, to konstatacja, że prawdy o Kampanii Węglowej nie znamy. Możemy natomiast dokonać pewnych zestawień, które pokazują, jak bardzo pozbawione wartości są stawiane w mediach tezy.

 

Ceny

Według cennika (dla dostaw poza umowami o których mowa tutaj) KW sprzedaje aktualnie węgiel w cenach od 14 do 17 PLN/GJ. Dla porównania Bogdanka (cennik): 12.5 do 13,4 PLN/GJ.

Można oszacować, że jest to cena zbliżona do ceny giełdowej węgla (ARA) powiększonej o koszty transportu.

Poniższy rysunek (źródło) pokazuje, że dopiero w ostatnich latach cena zaopatrzeniowa dla polskich elektrowni zaczęła się zbliżać do ceny rynkowej.

Protest gegen TTIP und CETA am 11. Oktober 2014

Dobre wieści nadchodzą z Brukseli. Umowa TTIP raczej nie zostanie podpisana w bieżącym roku, a Bruksela wyraża wątpliwości co do mechanizmu Invesor-State Dispute Settlement (ISDS). Wszystkiemu winne „konsultacje społeczne” w ramach których wpłynęło prawie 150 tysięcy odpowiedzi – ponad 100 razy więcej niż zazwyczaj przy tego typu umowach. Większość respondentów „wyraża obawy”, że mechanizm ISDS byłby podważeniem narodowej suwerenności. Daje on bowiem korporacjom prawo pozywania państw przed międzynarodowe trybunały, z pominięciem sądów krajowych.
Konsultacje pokazały, że istnieje ogromny sceptycyzm wobec tego instrumentu, powiedziała Cecilia Malmström, komisarz ds handlu UE. Dodała przy tym, że "Komisja Europejska nigdy nie przyjmie umowy, która zmniejszy nasze standardy lub ograniczy kompetencje naszych rządów do stanowienia prawa". Przedstawiciele korporacji twierdzą jednak, że ISDS ma zasadnicze znaczenie dla ochrony inwestorów przed stronniczością w sądach krajowych. Bo na przykład sąd niemiecki może być stronniczy – biorąc pod uwagę wpływ działania firmy na środowisko, co międzynarodowy trybunał niekoniecznie musi obchodzić.
W krytycznej analizie Mateusza Kuryły pojawia się wniosek: „jeśli USA zrezygnuje z tego mechanizmu i negocjacje staną się bardziej otwarte dla opinii publicznej, to podpisanie umowy powinno w końcu zakończyć się sukcesem”. Jednak według FT istnieją poważne wątpliwości, czy USA zaakceptują umowę bez ISDS.
Przeciw ISDS są przede wszystkim Niemcy. FT wiąże to z antyamerykanizmem Niemców, wywołanym amerykańskim szpiegostwem w ich kraju.

Ceny ropy naftowej spadła poniżej 50 dolarów za baryłkę. Przed kryzysem ukraińskim ceny były dwukrotnie wyższe. Skąd ta nagła zmiana?

Na wysokość cen wpływa wiele czynników, z których większość jest dobrze znanych. Można więc stworzyć matematyczny model prognozowania cen. Zapewne takie modele są w użyciu. Ale po pierwsze i nie każdy ma do nich dostęp, a po drugie część czynników i tak pozostaje ukrytych.

Pozostaje więc wierzyć na słowo ekspertom śledzącym zmiany rynkowe i próbujących na tej podstawie wyjaśniać zmiany.

Koszt krańcowy

Najbardziej naturalnym wyjaśnieniem jest zmiana kosztu krańcowego. W przypadku wielu producentów o dużej rozpiętości kosztów i możliwości wydobycia koszt krańcowy wyznacza ten z producentów, który ma najwyższe koszty spośród tych, którzy są w stanie sprzedać produkty przy istniejącym popycie. Weźmy na przykład 4 producentów (A,B,C,D), z których każdy ma zdolności produkcyjne 100, ale koszty odpowiednio 10,20,30,40.

Producent

Zdolności produkcyjne

Koszt

A

100

10

B

100

20

C

100

30

D

100

40

Przy popycie na 250 jednostek koszt wyznacza producent C – ustalając maksimum (które nie dopuści D) na 40. Przy spadku popytu do 200 – koszt krańcowy (30) wyznacza B.

Zdaniem niektórych komentatorów (przykład) to właśnie koszt krańcowy jest głównym czynnikiem wyznaczającym ceny. Ta teoria jest przede wszystkim zbyt prosta, gdyż nie uwzględnia reakcji dostawców, ubezpieczeń, kontraktów długoterminowych, istniejącej infrastruktury (rurociągi). Przede wszystkim zaś producent ma spory wpływ na bieżącą wielkość kosztów. Co prawda media chętnie publikują wykresy z których wynika, że – na przykład - poniżej pewnej wartości wydobycie w Rosji albo wydobycie ropy łupków nie jest opłacalne. Ale duży udział w tych kosztach mają inwestycje. Powstrzymując inwestycje można zwiększać produkcję z eksploatowanych złóż stosunkowo niewielkim kosztem. Prawdopodobnie obecnie mamy do czynienia z takim właśnie działaniem.

Ciekawy komentarz pojawił się w odpowiedzi na nasz tekst o korupcji w Brazylii, zawierający także krytykę „analizy technicznej”. Komentator, który jest zawodowym fizykiem zwrócił uwagę na to, że ceny akcji bardzo przypominają ruchy Browna w jednym wymiarze: Bardzo łatwo je wygenerować w arkuszu kalkulacyjnym. W komórkę A1 wpisujemy "=rand()-0.5" a w komórkę A2 "=A1+rand()-0.5". Ewentualnie funkcję rand zamieniamy na polskie los(). Potem klikamy na komórkę A2. Kiedy w prawym dolnym rogu pojawi się czarny kwadracik, chwytamy go i przejeżdżamy w dół powiedzmy o 1000 komórek, powodując autowypełnienie. Mając zaznaczonych 1000 komórek rysujemy wykres 1-wymiarowy. I voila - naszym oczom pokazuje się znany wzór wykresu giełdowego. Nie wiem jak w przypadku akcji, ale w przypadku ruchów Browna na podstawie takiego wykresu nie jesteśmy w stanie powiedzieć nic jeżeli chodzi o przyszły ruch poruszającego się pyłka. Absolutnie nic.

Warto się w ten sposób pobawić. W Polskiej wersji OpenOffice zamiast rand() trzeba użyć los().

Poniżej jeden z otrzymanych wykresów:

1420527914brown

Dla porównania wykres giełdowych cen paliw:

[źródło]

Współczesna giełda to przede wszystkim hazard. A w grach hazardowych rolą matematyki jest jedynie ustalenie takich reguł, by statystycznie kasyno zawsze wygrywało.

W marcu 2014 były prezes brazylijskiego koncernu naftowego Petrobras został oskarżony o pranie brudnych pieniędzy. W ramach ugody z prokuraturą opowiedział o korupcyjnej działalności firmy, którą kierował. Ujawniona afera korupcyjna okazała się jedną z największych na świecie. Okazało się bowiem, że prezesi i menedżerowie przez lata wyprowadzali olbrzymie pieniądze z koncernu. Setki milionów dolarów trafiały na prywatne konta i do kas partii politycznych. Łącznie przywłaszczono prawie 4 mld dolarów. Prokuratura aresztowała już co najmniej 23 prezesów i menedżerów wysokiego szczebla. Kilkanaście osób jest też ściganych listami gończymi. Za zarzucane im przestępstwa grozi im kara ponad 20 lat więzienia. Brazylijski sąd zablokował już konta podejrzanych, na których zgromadzono aktywa o wartości 270 mln dolarów. Śledczy uważają, że nieprawidłowości mogły dotyczyć kontraktów wartych nawet 22 mld dolarów.

Spółka ta w 2010 roku uzyskała od brazylijskiego rządu prawa eksploatacji nowych, bogatych złóż ropy. W związku z tym spółka wypuściła warte 70mld dolarów akcje. Okazało się przy tym, że można zjeść ciastko i mieć ciastko. Dochód z emisji akcji został przeznaczony częściowo na opłacenie koncesji na nowe złoża. Prawdopodobnie jednak przy okazji państwo zwiększyło udziały w spółce: Przed sprzedażą rząd Brazylii miał w spółce 32 proc. udziałów oraz 55,6 proc. akcji z prawem głosu. Obecnie udział ten prawdopodobnie wzrósł. W tym roku notowania Petrobrasu spadły o 27 proc. na wieść o możliwym zwiększeniu państwowych udziałów. Prezydent Luis Inacio Lula da Silva otwarcie głosi, że bogate zasoby naftowe Brazylii stanowią ważny element strategii wyciągnięcia 192-milionowego kraju z biedy.

Od 1 stycznia zmianie ulega w Polsce płaca minimalna. Zostaje ona podwyższona do 1750 zł brutto. Jak zwykle przy tej okazji odbywa się rytualne utyskiwanie związkowców, że zbyt mało oraz ostrzeganie przedstawicieli lobbystów biznesowych, że to „podroży koszty pracy”. Liberałowie zaś mogą znów biadolić, że państwo wtrąca się do stosunków między pracodawcą i pracownikiem. Bo przecież mogłoby być tak jak w Bangladeszu. Nawiasem mówiąc – za pierwszą tego typu regulację uznaje się dekret Edwarda III z roku 1349, który po wyludnieniu spowodowanym epidemią wprowadził pracę maksymalną!

Polacy bez wątpienia zarabiają zbyt mało. Z drugiej strony znaczące podwyżki wynagrodzeń uczyniłyby wiele firm nierentownymi w obecnych warunkach. Czy ten problem da się rozwiązać przy użyciu mechanizmów rynkowych, albo regulacji wynagrodzeń przez państwo? Bardzo wątpliwe. Potrzebna jest zmiana całego ładu gospodarczego. Należy uwzględnić osobowy charakter pracy i poza-finansowe jej aspekty (zob. ważną monografię Czesław Strzeszewski, "Praca ludzka").

Sama pensja – choć niezbędna – nie jest najważniejsza. Istnieje wiele sposobów na zapewnienie pracownikom satysfakcji z pracy i poczucie uczestnictwa („praca na swoim”). Na przykład może to być partycypacja pracownicza, czy franczyza. Bez wątpienia mają też rację przedstawiciele lewicy, którzy twierdzą, że żadne okoliczności nie upoważniają do ignorowania rzeczywistych, niezbędnych nakładów, jakie musi ponieść pracownik, aby utrzymać siebie i swoją rodzinę

Jednak w odgórnych regulacjach nie zawsze udaje się osiągnąć to co słuszne. Płaca minimalna jest parametrem, który wpływa na ceny i koszty w całej gospodarce. Przykład Grecji pokazuje, że istnieje niebezpieczeństwo zniszczenia w ten sposób całej gospodarki.

Polska płaca minimalna należy do najniższych na świecie.

Zarabiamy mniej, niż mieszkańcy pogrążonych w kryzysie Grecji i Portugalii. Ale to nie jest wystarczający argument do gwałtownych zmian. Płaca minimalna powinna być wnioskiem z poważnych analiz. Gdyby w Polsce panował konsensus co do kierunków rozwoju (ładu gospodarczego), każdy rozumiałby, że płaca minimalna powinna zmierzać ku słusznemu wynagrodzeniu (za które można utrzymać rodzinę), a jeśli jest zbyt niska – to dlatego, że na to nie pozwala stan gospodarki. Na taką ocenę mogli sobie jednak pozwolić „reformatorzy” z lat 90-tych (co nie znaczy, że się tym przejmowali), ale nie obecni propagandyści sukcesu.

Początkiem uzdrowienia jest rozpoznanie choroby.

Podsumowując rok 2014 Rafał Ziemkiewicz stwierdził, że dowiedzieliśmy się w nim o tym, że nie istnieje w Polsce opinia publiczna. Władza można w związku z tym robić co się jej podoba. Nawet ewidentne przestępstwa uchodzą jej na sucho. Dziennikarz miał na myśli aferę podsłuchową. Ale problem jest o wiele poważniejszy. Władza bez pytania o zgodę obywateli wybrała bizantyjski model rozwoju i konsekwentnie go realizuje. Model ten opiera się na podporządkowaniu obywateli państwu. Dobrobyt zaś zależy od pozycji w budowanej strukturze. Aktywność gospodarcza koncentruje się na wielkich inwestycjach. Starsi ludzie pamiętają takie działania w okresie komunizmu. Młodsi doświadczają na własnej skórze.

Oto kilka projektów „cywilizacyjnych”, które realizuje obecnie władza bez pytania społeczeństwa o zdanie:

1. Elektrownia jądrowa. PGE EJ1 to spółka celowa, powołana do budowy i eksploatacji elektrowni jądrowej. Utworzyła ją PGE, ale po 10 proc. udziałów będą w niej miały Tauron, Enea i KGHM. W 2015 r. PGE EJ1 planuje rozpocząć postępowanie zintegrowane – rodzaj złożonego przetargu, w którym ma być wyłonione konsorcjum firm, które będzie odpowiedzialne m.in. za wybór technologii, budowę, uruchomienie i finansowanie budowy elektrowni.

Zgodnie z obecnym harmonogramem projektu i planami rządu, przetarg powinien być rozstrzygnięty do końca 2016 r., a w 2017 r. rząd powinien formalnie podjąć zasadniczą decyzję co do budowy elektrowni jądrowej. Właściwa budowa pierwszego bloku powinna ruszyć w 2020 r., a do końca 2024 r. miałby on zostać oddany do eksploatacji.

2. Program kosmiczny. (Chyba największą jego zaletą jest to, że ułatwi „absorpcję” unijnej pomocy bez porzucania bizancjum.

3. Modernizacja armii. Nie ma żadnej debaty na ten temat. Tylko ktoś taki jak minister od grubasów może sobie roić, że przy tej okazji nastąpi wielki rozwój polskiej nauki.

Społeczeństwo nie jest też informowane o wydarzeniach, które mogłyby podważyć sens budowy bizancjum. Nie wspomina się więc o tym, że donoszą, że po awarii elektrowni jądrowej na Ukrainie wzrost radiacji 16,3 razy przekroczył dopuszczalne normy (zob. http://www.zerohedge.com/news/2014-12-30/ukraine-hiding-huge-radiation-leak-largest-nuclear-power-plant-europe). Także o tym, że traktat o wolnym handlu zmierza szczęśliwie do finału można przeczytać na amerykańskich portalach, ale nie w polskiej prasie. Polskie media nie poświęcają temu uwagi, dbając jedynie po podsycanie wojny polsko-polskiej. Ta wojna ma znaczenie kluczowe. Bo po jednej stronie są lemingi, dla których ważne jest jedynie aby było fun i cool. Po drugiej zaś automatycznie ustawiani są wszyscy, którzy chcieliby zmiany obecnej polityki. Z miejsca okazują się malkontentami i wichrzycielami. Efektem jest bierność społeczeństwa.

Niedawno zastanawialiśmy się nad problemem usprawnienia działalności pocztowej: Można by zwiększyć ilość czynnych okienek i przenieść na zaplecze część czynności. No i zlikwidować ten kiosk w okienku. Przecież robiąc coś tak społecznie użytecznego, jak przesyłki listowe, poczta nie musi dodatkowo bawić się w sklepik z badziewiem.

Niemożność wprowadzeniem tak prostych zmian jest częścią większego problemu: złej ekonomii. Odpowiedź ekonomistów sprowadza się do jednego: nie stać nas. Zatrudniając więcej ludzi poczta stanie się nieopłacalna. […] Nasz sukces niewątpliwy i wielki sprowadza się do tego, że nie stać nas na to, żeby było normalnie.

Potwierdza to UKE, który w ramach w ramach likwidacji monopolu postanowił: Jednym z decydujących kryteriów przy wyborze zwycięzcy w konkursie będzie rentowność usług powszechnych. Poczta Polska przez ostatnie dwa lata wykazywała, że ich świadczenie przynosi straty. Co prawda przepisy gwarantują zwycięzcy dopłaty z funduszu kompensacyjnego, zasilanego przez wszystkich operatorów pocztowych oraz budżet państwa, ale UKE wyraźnie sygnalizuje, że nie zamierza z tych pieniędzy korzystać.

Dlaczego w – uchodzących za liberalne – Stanach Zjednoczonych państwowa poczta (United States Postal Services - USPS), działająca po dziś dzień jako agenda rządowa, ma wciąż zapewniony częściowy monopol na przesyłanie listów? Między innymi dlatego, że budowanie pocztowej infrastruktury dużo kosztuje. Rynek ten zaś nie jest dziś na tyle atrakcyjny, żeby po jego całkowitym uwolnieniu rynkowym rywalom narodowego operatora opłacało się budować w danym państwie ogólnokrajową sieć placówek pocztowych oraz sortowni od podstaw.

Autor tych – wydawałoby się oczywistych tez – nie bierze pod uwagę jednego. Jeśli prowadzi się politykę okupacyjną, taką jak III RP prowadzi wobec swych peryferiów, nie ma znaczenie sprawność działania instytucji na prowincji. Czy kogoś wzrusza to, że z Przemyśla do Krakowa koleją trudniej się dostać obecnie, niż w czasach zaboru austriackiego (nie mówiąc już o podróży do Warszawy, która jest prawie niemożliwa)? Podobnie będzie z pocztą. Już zlikwidowano wiele „nierentownych” placówek w małych miejscowościach. Likwidacja monopolu, która tak podnieca warszawską elytę, pogłębi ten proces.

Kryzysowa sytuacja w Grecji jest wskazywana jako główna przyczyna spadków na giełdach (z pewnością dotyczy to giełdy greckiej). Znowu gwałtownie osłabł rubel: euro i dolar podrożały średnio o 5 rubli. Teraz według oficjalnego kursu dolar kosztuje ponad 56 rubli, a euro ponad 69 rubli. Do tego cenowa huśtawka na rynku złota.

Nadal trwają demonstracje w Hongkongu i potyczki (mimo zawieszenia broni) na wschodzie Ukrainy. Nawet w niemieckiej polityce niespokojnie z powodu problemu islamizacji. Media uważają, że ten problem jest efektem „zmerkelizowania Niemiec”.

Malezja podsumowuje pechowy rok stratą kolejnego samolotu, a Włochy przeżyły kolejny dramat na morzu.

Według Krzysztofa Rybińskiego, który publikuje kolejne prognozy (zapewne tak samo chybione jak poprzednie ;-)), niestabilność to teraz norma.

Obecna cena ropy naftowej wynosi około 60 dolarów za baryłkę (przed ukraińskim kryzysem było to około 110 dolarów). Nasz minister finansów Mateusz Szczurek, prognozuje, że w kolejnych miesiącach ceny paliw na stacjach powinny nadal tanieć - być może nawet do trzech złotych za litr. Szef NBP Marek Belka skomentował to słowami: trzymam kciuki, żeby już nie spadała, bo jak coś gwałtownie spada, to później wzrasta ponad normę. Aż trudno uwierzyć w to, że najważniejsze stanowiska w państwie sprawują ekonomiści myślący o gospodarce w tak płytki sposób.

Baryłka to około 159 litrów. W procesie rafinacji z litra ropy uzyskuje się jedynie 0,14 litra benzyny. Jednak pozostałe uzyskiwane produkty mają cenę zbliżoną do ceny ropy – można więc przyjąć, że cena zakupu ropy to 95% kosztów surowca. Marża rafinerii rośnie wraz ze spadkiem cen ropy, gdyż ceny hurtowe są obniżane wolniej. Obecnie jest to już ponad 10% ceny ropy. Należy też uwzględnić koszty transportu i różnice cen między ceną ropy Brent a Ural. Wpływ tych czynników możemy szacować na około 85%. Czyli co najmniej 85% ceny sprzedaży to koszt zakupu surowca). Cena hurtowa (rafinerii), to niecałe 40% ceny detalicznej benzyny. Aby więc cena na stacji wynosiła 3 zł, to cena ropy (wraz z transportem) musiałaby przy obecnym kursie 0,27 zł/dolar wynieść około 44 dolary za baryłkę (40% * 85% * 3 * 159 * 0,27).

Czy to jest realne?

Wygląda na to, że zmasowany atak na rosyjską gospodarkę nie powiódł się. Kurs rubla wobec dolara wrócił do poziomu z początku miesiąca (około 52 rubli za dolara).

Można więc podsumować tą bitwę. Rosyjskie rezerwy walutowe spadły poniżej 400 mld dolarów. Media zastanawiają się nad przyczynami dużego wzrostu wartości rubla:

1. Sprzedaż dolarów przez dużych eksporterów: Nie będziemy stawiać na kontrolę i nie zobowiązywaliśmy państwowych spółek do niczego. Nie było żadnych ustaleń w sprawie kwot, jakie miałyby one udostępnić - powiedział Ulukajew [minister rozwoju gospodarczego] dziennikarzom, gdy poproszono go o skomentowanie doniesień mediów, iż w ramach działań na rzecz umocnienia kursu rubla spółki te mają sprzedawać 1 mld dolarów dziennie.

2. Pomoc Chin: Pomożemy Rosji jeżeli będzie to konieczne, ale wierzymy, że Moskwa może przezwyciężyć obecne problemy gospodarcze - powiedział wczoraj cytowany przez "China Daily" chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi.

Brakuje tu informacji o najbardziej oczywistych przyczynach. Tak duży atak na walutę nie mógł być przeprowadzony w oparciu o własne zasoby rubla (ponoć większość transakcji zawierano w Londynie). Udział w ataku polegał na zaciąganiu zobowiązań w rublach, które należy po bitwie uregulować.

KNF przygotowała rekomendację, o której międzynarodowa Rada Unii Kredytowych pisze: „niektóre aspekty projektu, jeśli zostanie on sfinalizowany, wywrą niezamierzone skutki, w tym obniżenie jakości kredytów udzielanych przez kasy kredytowe, zarazem zaś nałożą na kasy nieracjonalnie duże obciążenia związane z przestrzeganiem przepisów i regulacji”.

Sprawa dotyczy Rekomendacji A-SKOK dotyczącej dobrych praktyk zarządzania ryzykiem ekspozycji kredytowych w spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych.

W trwającej od dłuższego czasu wojnie polskiego państwa ze SKOK'ami, Rada Unii Kredytowych stoi jednoznacznie po stronie spółdzielców. Zapewne wpływ na to ma osoba prezesa Rady, którym od niedawna jest Grzegorz Berecki.

Pretekstem do zaostrzenia przepisów jest między innymi sprawa SKOK Wołomin. Jednak zachowanie KNF w tej sprawie jest co najmniej dziwne: Przed wejściem w życie ustawy o SKOK, Kasa Krajowa przypominała o „zidentyfikowanym” podczas kontroli Kasy Krajowej „ryzyku w działalności tej kasy”. Poinformowała o problemie także Komisję Nadzoru Finansowego, która jednak nie zrobiła nic, aby ukrócić zachodzące tam procedery.

Największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski i świata są kurczące się zasoby naturalne, Jeszcze rok temu każdy uznałby takie stwierdzenie za oczywistość. W jednej z wielu analitycznych prac na ten temat czytamy: Wśród zagrożeń XXI wieku Federacja Rosyjska poprzez swoją strategiczną firmę Gazprom skutecznie realizuje swoje interesy gospodarcze. Przeprowadzone dotychczas działania zmierzające do zwiększanie rosyjskiej obecności ekonomicznej w państwach należących w przeszłości do ZSRR i tych, które znajdowały się w jego strefie oddziaływania prowadzą w ostatecznym rozrachunku do ograniczenia ich niezależności czy nawet suwerenności.

Wiele konfliktów zbrojnych przełomu XX i XXI wieku wiązało się z walką o surowce. Obawiano się w związku z tym wybuchu wielkiej wojny o surowce. W tej sytuacji polskie zasoby węgla były poważnym atutem. Nazywano je „czarnym złotem”. I nagle wszystko się zmieniło. Ceny surowców spadają. Polskie kopalnie znów są postrzegany jako jeden z największych problemów. Dlaczego? Mądrzy ludzie powiadają, że z powodu łupków. Amerykanie opracowali technologię wydobywania gazu i ropy z trudno dostępnych złóż. Groźba wojny zażegnana. Jedynym problemem pozostał Władimir Putin nie rozumie, że sytuacja się zmieniła i chce kontynuować politykę odbudowy mocarstwowej pozycji Rosji. Tylko czy na pewno o to chodzi? W publikowanej przez koncern BP analizie „Statistical Review of World Energy 2014” można znaleźć informacje o tym, na ile lat eksploatacji wystarcza znanych złóż surowców. I ten wykres może być kluczem do zrozumienia sytuacji:

Amerykańskich złóż wystarczy na 13 lat. To jest bardzo mało. Może więc ta „rewolucja łupkowa” to po prostu wielki blef?

W czasie tych 13 lat Amerykanie muszą coś zrobić. Na przykład „pomóc Ukrainie pozbyciu się ich problemu z łupkami”. Ukraina jest praktycznie bankrutem i będzie sprzedawać swoje strategiczne zasoby. Co nie podoba się nacjonalistom. W Ukraińskim konflikcie trudno wskazać na cele, które zostały osiągnięte.

Wiele kontrowersji wzbudziła ostatnio nocna próba zmiany konstytucji, która otwierała furtkę do sprzedaży zasobów leśnych. To nie pierwsza próba dobrania się polityków rządzących Polską do bogactwa naszych lasów. Opisuje to na swym blogu Zbigniew Kuźmiuk. Zapis proponowany przez większość rządową miał brzmieć „lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym z wyjątkiem uzasadnionego celu publicznego”.

Wyjątki te określałaby stosowna ustawa więc jak łatwo się domyślać jeżeli znalazłaby się w Sejmie większość, która szeroko zakreśliłaby uzasadniony cel publiczny to zasoby Lasów Państwowych mogłyby być użyte np. do zaspakajania roszczeń reprywatyzacyjnych.

Pomimo tego, że działalność LP bywa bardzo kontrowersyjna, Profesor Szyszko uważa, że Jesteśmy wzorem dla innych krajów, o czym świadczy nagroda UNESCO dla Lasów Państwowych za wzorową organizację. Najważniejsze w tej historii są podpisy, które w ilości 2,5 miliona złożyli Polacy pod wnioskiem o referendum. Jak wyjaśnia Jan Szyszko, referendum miałoby dotyczyć dwóch kwestii: utrzymania Lasów Państwowych w dotychczasowym charakterze oraz renegocjacji traktatu akcesyjnego. Od 1 maja 2016 roku następuje wolny obrót ziemią rolną i leśną. To umożliwienie obcokrajowcom wejścia na ten rynek. Chcemy zmusić rząd do tego, by rozpoczął renegocjacje zapisu traktatowego, by obrót ziemią był wtedy, gdy średnia siła nabywcza średniej pensji w Polsce będzie porównywalna do najbogatszych w UE.

Zawziętość polityków rządzącej koalicji i ich politykierstwo w tej sprawie świadczy o nich jak najgorzej.

Podkategorie

Kótkie opisy wydarzeń, które mogą wskazywać na kierunki działań w gospodarce.

Kredyty we frankach