Drukuj
Kategoria: Filozoficznie

Dramatyczne wydarzenia, jakich jesteśmy świadkami, trudno jest jednoznacznie ocenić tylko z jednego powodu: nie próbujemy dotrzeć do sensu zdarzeń, poprzestając na subiektywnych ocenach.

Jaki jest sens tego co się dzieje?

Na naszych oczach toczy się walka dobra ze złem. Jednak współczesny człowiek nie wierzy w istnienie zła i w zasadzie nie ma możliwości przekonać go do zmiany poglądów na ten temat.

W racjonalny sposób można bowiem zaprzeczyć nawet istnieniu Księżyca. Tym bardziej racjonalnym jest zaprzeczanie istnieniu zła. W obu tych sytuacjach racjonalna postawa nie jest tożsama z postawą rozsądną.

Dlaczego sądzimy, że Księżyc istnieje? Bo go obserwujemy? To nie jest wystarczający argument. Na co dzień widujemy wiele rzeczy, istnienia których nie akceptujemy. Choćby oglądając programy telewizyjne.

Jeśli nie obserwacja, to co innego skłania nas do przyznania, że rzeczy istnieją? Przyjmujemy istnienie Księżyca, bo to wyjaśnia nie tylko nasze naoczne obserwacje, ale też pasuje do teorii które przyjęliśmy za prawdziwe. Wbrew pozorom stworzenie teorii wykluczającej istnienie Księżyca nie byłoby czymś szczególnie trudnym. Do obecnych teorii trzeba by nanieść tylko pewne poprawki. Na przykład równania opisujące ruch fotonów przestałyby być jednakowe w całym Wszechświecie (przecież i tak nie jesteśmy pewni, czy takie są), ale im bliżej pewnego miejsca z pobliżu Ziemi, tym bardziej następowałoby odchylenie od normy. Powszechne prawo ciążenia także wymaga drobnej korekty. Itd… itp…

Kiedy już dokonamy wszystkich tych poprawek – nasz świat stanie się bardzo skomplikowany, a nam pozostanie refleksja: a nie prościej jest przyjąć, że jednak Księżyc istnieje?

Podobną metodę stosuje bohater popularnego serialu „Doktor House”. Genialny lekarz diagnosta rozwiązując medyczne zagadki, szuka choroby, która może wyjaśnić wszystkie zaobserwowane objawy. Często postawieniu hipotezy towarzyszy uwaga: to tłumaczy wszystko.

Przyjmujemy zatem istnienie bytów, których wprowadzenie coś wyjaśnia. Odrzucamy natomiast byty, których istnienie nie jest potrzebne dla zrozumienia świata. Kiedy na przykład fizycy zaakceptowali teorię względności nie powiedzieli: eter w którym – jak dotąd sądziliśmy porusza się światło - nie ma żadnego związku z poruszaniem się fotonów. Eter stał się zbędny, więc uznano, że nie istnieje. Taka metoda postępowania nazywa się „brzytwą Ockhama” i jest uznawana za jedno z najważniejszych reguł postępowania naukowców.

Brzytwą Ockhama chętnie posługują się ludzie uważający siebie za racjonalistów. Jednak ich brzytwa jest często tępa. Mówią na przykład: odrzucamy tezę o istnieniu Boga, bo wszystko można racjonalnie wyjaśnić bez zakładania Jego ingerencji. To nie jest jednak poprawne myślenie. Należałoby bowiem zadać pytanie, czy nasz światopogląd po odrzuceniu tezy o istnieniu Boga staje się bardziej klarowny? O ile odpowiedź na takie pytanie w odniesieniu do doskonałego dobra (Boga) może być przedmiotem sporu, to w odniesieniu do istnienia zła odpowiedź na analogiczne pytanie jest oczywista. Bez akceptacji istnienia zła nasz świat nie tylko staje się bardzo skomplikowany, ale jest wręcz niezrozumiały. Tymczasem istnieniu zła zaprzeczają nawet ludzie wierzący w Boga! Uznanie istnienia bytu, który jest złem prowadzi bowiem wprost do koncepcji zła osobowego. To zaś racjonalistom wydaje się skrajną głupotą: po co akceptować „zabobon”. Zło jest do zaakceptowania jako ocena czynów w oparciu o jakiś system etyczny. Mówimy o złu, że się dzieje (jako suma złych czynów), ale nie – że istnieje. Nie można zatem – według racjonalistów - nadawać mu cech istnienia i badać wpływu tego bytu na nasze życie.

W naszej analogii z Księżycem należałoby uznać, że możemy nazwać mianem „Księżyca” miejsce w kosmosie, w którym obserwuje się anomalie fizyczne. Jednak wyciąganie stąd wniosku, że istnieje coś więcej niż ta nazwa jest głupie. Jednak większość ludzi sądzi, że jednak Księżyc istnieje naprawdę, bo wtedy łatwiej nam zrozumieć świat. Tak jak akceptacja istnienia Księżyca pozwala na uproszczenie naszej kosmologii, tak akceptacja istnienia zła pozwala dostrzec proste reguły rządzące naszą cywilizacją.

 

Jesteśmy świadkami walki dobra ze złem.

Nie chodzi o zło wyrządzane przez fanatyków, ludzi głupich lub ogarniętych chęcią zysku. Oni oczywiście istnieją. Jednak fanatyzm głupota i chciwość to tylko słabości skłaniające do ulegania złu. Nie ma przecież żadnych dowodów na to, że zdobycie bogactwa (a więc zaspokojenie chciwości) jest prostsze dzięki uleganiu złu. Wręcz przeciwnie – nie brak teorii i praktycznych przykładów pokazujących związek między bogactwem, a trzymaniem się zasad etycznych. Ludzie mogą się bogacić czyniąc świat lepszym. Skoro potrafią poddać całą ludzkość rygorom systemów finansowych, albo narzucić jej ideologię „globcio”, to dlaczego z równym zaangażowaniem nie zabiorą się za likwidację nędzy? Przecież umożliwienie nędzarzom godnego życia pozwoli wielu z nich w pełni wykorzystać swe talenty, podnosząc poziom dobrobytu, z którego będą większe korzyści niż z wyzysku. Co stoi na przeszkodzie takiemu działaniu? Głupota? Zła wola? Dominacja ludzi podłych? Cokolwiek byśmy wymienili, natychmiast rodzi się pytanie: ale dlaczego? Dlaczego ten świat jest urządzony tak, aby skłaniać ludzi do zła? Może dlatego, że wpływ na to urządzanie świata ma szatan?

Jeszcze bardziej przerażająco oczywistą staje się ocena naszej rzeczywistości, gdy prześledzimy przemiany naszej cywilizacji w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Kiedy po upadku komunizmu ogłoszono koniec historii, nie były to fanaberie mało rozgarniętych filozofów. Ta idea wydawała się słuszna, bo były to czasy zanikania konfliktów i rosnącego porozumienia. Czasy pokoju i rosnącego ładu międzynarodowego. Jeśli ktoś wówczas zadałby sobie pytanie: jak to wszystko zniszczyć i doprowadzić do nowej strasznej i wyniszczającej wojny, to trudno byłoby wymyślić bardziej skuteczny algorytm, niż historię, która jest naszym udziałem. Historia, która jeszcze się nie zakończyła i jeśli nic się nie zmieni – doprowadzi nas do globalnej klęski (a być może nawet końca ludzkości). Nie próbujemy temu przeciwdziałać, bo nie rozumiemy co się dzieje. A nie rozumiemy, bo nie wierzymy w istnienie zła.

Zróbmy sobie wojnę

Co zatem powinna zrobić ludzkość, aby doprowadzić do wojny? Kilka prostych rad wystarczy:

1. Należy podważyć rodzący się ład i zapewnić rządzących, że trzeba to zburzyć i zbudować na nowo. W przeszłości często walczono o terytorium, które wydawało się podstawą potęgi. Teraz podstawą rozwoju jest wiedza, a zajęcie terytorium to tylko wielkie koszty. Jednak niektóre terytoria mają znaczenie strategiczne (vide Krym) – i będą stanowiły ważny atut przy nowym rozdaniu. Warto więc bić się o nie.

2. Trzeba pozbawić instytucje międzynarodowe roli regulatora w ważkich sprawach, które przecież może rozstrzygać wojna. Taki cel mają na przykład wyroki trybunałów nakładające absurdalne kary na Rosję, która w konsekwencji przestaje uznawać ostateczność takich rozstrzygnięć. To nie jest przejaw głupoty, tylko realizacja planu. Podobnie jak złamanie przez MFW zasad, co można zrozumieć następująco: jeśli wam Ukraina jest winna pieniądze, to je sobie odbierzcie sami.

3. Za wszelką cenę należy zniszczyć komunikację między ludźmi. Ludzie którzy ze sobą rozmawiają nie będą do siebie strzelać. Jeśli już trudno poradzić sobie z technicznymi możliwościami komunikacji, to trzeba uniemożliwić ich wykorzystanie poprzez wprowadzenie chaosu (szumu). Przede wszystkim nie jest ważna prawda, tylko kto ma rację. A „dowodzenie” racji nie ma polegać na racjonalnym wnioskowaniu, tylko stosowaniu erystycznych sztuczek. Technologię można wykorzystać przecież także do zwielokrotnienia efektów nieuczciwej dyskusji.

4. Problem komunikacji wiąże się z problemem autorytetów. Powszechność umiejętności pisania można wykorzystać do zacierania różnic między mędrcem, a głupkiem. Konsumpcyjny styl życia trzeba przenieść na świat idei. Papkę stworzoną przez debili łatwiej się łyka, niż analizy mędrców. W odniesieniu do autorytetów ważne staje się tylko to co można im zarzucić, a nie to czego mogą nas nauczyć. Dla przykładu Jan Paweł II całował Koran i modlił się (?) z innowiercami. To jest ohydne. Gdyby taka postawa szacunku wobec innych się upowszechniła, to przecież trudno byłoby wykorzystać religię do szerzenia nienawiści w imię Boga. A to pozostaje sposób najskuteczniejszy. Czy ktoś może temu zaprzeczyć?

5. Poza autorytetami, groźna jest także kultura. Jeśli kultura ma służyć zrozumieniu człowieka i poszukiwaniu dobra, to nie będzie służyć przygotowaniu do wojny. Piękno trzeba zrównać z ohydą – bo wtedy prawda o człowieku przestanie być budująca. Kultura może spełnić ważną rolę w niszczeniu osobowych relacji między ludźmi. Człowiek kulturalny nie powinien wprost potępiać zła, aby nie razić czyichś uczuć. Może jedynie mówić tak ogólnie: niektórzy uważają, że aborcja jest równoznaczna z zabójstwem. Tylko cham powie w takiej sytuacji kobiecie: zabiłaś swoje dziecko. Kulturalni ludzie uczą się przede wszystkim operowania kategoriami ogólnymi. To pozwala dawać upust nienawiści do „chamów”, bez angażowania się w relacje międzyosobowe. Na przykład Rafał Ziemkiewicz nie powie nikomu wprost: „chamie o folwarcznej mentalności”. Buduje jedynie kategorie ogólne jak „polactwo”, czy „mentalność folwarczna”, które ułatwiają – jego zdaniem – zrozumienie rzeczywistości. Chyba łatwo tu dostrzec różnicę między chamstwem i kulturą? Po drugiej strony barykady też powstają inne wartościujące kategorie (typu „młodzi wykształceni z wielkich miast”). Telewizyjne studia pełne są „mądrych ludzi” budujących z tych kategorii obraz świata – bez zbytniej troski o jego adekwatność. Ich działania można przyrównać do tego, co w przeszłości kulturalni ludzie robili z ogólnymi kategoriami typu „żyd”, czy „podludzie”. Oni także nie brudzili sobie rąk prostackim praniem po pysku i unikali bezpośrednich relacji z ludźmi „niegodnymi”. Zbyt daleko idące porównanie? Zaczekajmy z takimi ocenami na ciąg dalszy naszej historii...

5. Ostatecznym celem musi być zastąpienie wzniosłych celów i ideałów przez nienawiść. Szerzenie nienawiści może być cnotą – tak samo jak za cnotę uznano chciwość. Dlatego najbardziej niebezpieczne jest chrześcijaństwo – bo to przecież religia zbudowana na przykazaniu miłości. Wprawdzie nie brakuje przykładów, że ludzie potrafili godzić i tą religię z sianiem nienawiści, ale ostatnimi czasy w Kościele widać słabość, która czyni na przykład poświęcenie narzędzi zbrodni niewyobrażalnym absurdem. Dlatego użyteczne może być twierdzenie, że religia to sprawa prywatna, a jej wyznawanie publiczne w najlepszym razie może być przejawem złego wychowania.

6. Ludzie kulturalni mogą przygotować ludzkość do wojny, ale ostatnią rzeczą jaka przyszłaby im do głowy, to mordowanie dla samego mordowania. Zabijanie ludzi w służbie zła. To nie jest ich rola - oni są od tego daleko. Dlatego świat musi być dwubiegunowy: po jednej stronie zamknięci w klatce maskujących nienawiść ogólnych wyobrażeń, a po drugiej zdesperowane masy zdeterminowane, by obnażyć ten fałsz. Ten konflikt musi sięgać egzystencjalnych fundamentów. Tylko ludzie pozbawieni podstaw materialnych bytu, pozbawieni godności i żyjący w sytuacji zagrożenia życia mogą osiągnąć wyżyny nienawiści i okrucieństwa. Tu bardzo ważną rolę pełni ekonomia. Ale jeszcze ważniejsza jest kultura. Gdy oglądamy amerykańskie filmy, na których herosi strzelają do wrogów USA jak do kaczek (i chyba z większą obojętnością), może zrodzić się refleksja, że to przygotowanie ludzi do akceptacji okrucieństw wojny. Czy jednak dużo bardziej doskonałe efekty nie są osiągane wśród ludzi obsadzanych w rolach wspomnianych kaczek? Trudno sobie nawet wyobrazić skuteczniejsze sposoby hodowania ludzi gotowych do rewolucji pod hasłami nienawiści.

Ludzkość wybrała drogę nienawiści, która prowadzi ku globalnej katastrofie. Niniejszy tekst nie jest pisany po to, aby kogokolwiek przestrzec, ani próbować coś zmienić. Jest jedynie próbą dania świadectwa prawdzie.

 

Jerzy Wawro,

19-12-2015