Jeden z amerykańskich portali rozważania na temat możliwości sojuszu USA a „reżimem” Assada (którego zbiegiem okoliczności nie udało się dotąd zabić) okrasił zdjęciem z roku 2005:

Warto aby Polacy w chwilach wolnych między „godzinami nienawiści” wobec Putina uważnie przyjrzeli się temu zdjęciu. Ono wkrótce może znów stać się aktualne. Tak samo, jak możliwe jest „nowe otwarcie” w stosunkach USA z Rosją: 

Jaką rolę będzie wówczas miała do odegrania Polska? Najpewniej pionka, którego można i trzeba poświęcić w geostrategicznej grze.

 
 

Cóż to jest prawda?

 We wspomnianym tekście na temat Syrii zwraca uwagę jeden akapit, w którym autor opisuje „reżim Assada”: To jest ten sam rząd, który uzył broni chemicznej na przedmieściach Damaszku wymordował ponad 10.000 swoich przeciwników, i ponosi dużą część odpowiedzialności za wojnę, w wyniku której zginęło 200tys ludzi, a ponad 9 milionów zostało zmuszonych do ucieczki ze swoich domów.

Najwyraźniej amerykańscy dziennikarze sami święcie wierzą w swoje kłamstwa.

Istnieje wiele silnych dowodów na to, że to nie Assad jest winny ataku gazowego. Prawdopodobnie zrobili to jego przeciwnicy - po tym, kiedy Obama obiecał zniszczenie Assada w odwecie za użycie broni chemicznej. Historię tę opisuje znany dziennikarz Seymour M. Hersh w eseju „The Red Line and the Rat Line”.

W roku 2012 Barack Obama wyznaczył nieprzekraczalną „czerwoną linię” dla rządu w Damaszku. Miało to być użycie broni chemicznej. Odpowiedzią był atak gazowy (sarinem) w sierpniu 2013 w miejscowości Ghouta w pobliżu Damaszku. W odwecie za zabicie gazem kilkuset osób, USA planowały zabić ich jeszcze więcej. Planowane uderzenie na Syrię miało na celu zniszczenie jej infrastruktury. Z poparciem dla interwencji pospieszyły Wielka Brytania i Francja.

Niespodziewanie jednak prezydent USA poprosił o zgodę na bombardowanie Kongres – pomimo że w 2011 zbombardował Libię, nie pytając o zdanie nikogo. Uderzenie zostało odroczone, a następnie odwołane – po wynegocjowaniu przez Rosję zniszczenia przez Assada swego arsenału broni chemicznej. Hersh wyjaśnia skąd wzięła się ta zmiana podejścia. Brytyjski wywiad uzyskał próbkę sarinu stosowanego w ataku 21 sierpnia 2013. Analizy wykazały, że użyty gaz nie pasuje do broni chemicznej, która była w posiadaniu syryjskiego wojska. Na dodatek wywiady amerykański i brytyjski miały informacje, że niektóre oddziały rebeliantów w Syrii rozwijają broń chemiczną.

W maju 2013 ponad dziesięciu członków przeciwników Assada z al-Nusra aresztowano w południowej Turcji i oskarżono o produkowanie broni chemicznej.

Śledztwo w tej sprawie rozpoczęło ONZ. W raporcie końcowym z grudni 2013 potwierdzono jedynie, że broni chemicznej użyto, nie wskazując winnych. Według Hersha jeden z pracowników ONZ wyznał, że to rebelianci użyli gazu, ale „to nie zostanie upublicznione, bo nikt nie chce o tym wiedzieć”.

 

 To nie jest strategia zwycięska

Najwyraźniej dwa filary współczesnej polityki zagranicznej USA to kłamstwo i przemoc.

Problem w tym, że te dwa czynniki użyte równocześnie na dłuższą metę nie działają. Można deprecjonować przeciwnika, by potem go zabić. Ale to nie rozwiązuje problemu, tylko stwarza nowe. W miejsce jednego „wroga Ameryki” rodzi się wielu następców.

W interesującym tekście „Dlaczego Obama może przegrać wojnę z ISIS ?” Wojciech Szewko opisuje ustrój państwa islamskiego: Na zajętych terytoriach ISIS wprowadza okrutny, ale prosty system wymiaru sprawiedliwości eliminując to co przyniosły czasy rzekomej demokracji; kradzieże, korupcję, rozboje, mafie, niesprawny system wymiaru sprawiedliwości, poczucie braku bezpieczeństwa i opresyjnej roli państwa.

Rzekomo pod rządami ISIS poziom przestępczości spadł drastycznie, a sądy rozstrzygają sprawy do miesiąca podczas gdy poprzednio sprawy ciągnęły się latami.

ISIS ostentacyjnie opiera swoje rządy na dwóch filarach: bezwzględnej i szybkiej sprawiedliwości, wyczekiwanej przez ludzi zmęczonych chaosem i absencją instytucji państwa, oraz na budowie instytucji społecznych; opiece nad biednymi, budowie domów starców, sierocińców, szkół, szpitali, odbudowie infrastruktury.

Grę o „rząd dusz” Ameryka przegrywa na całej linii i prawie na całym świecie (poza Wielką Brytanią i Polską).

 

Koniec roli szeryfa?

 

USA były przez lata postrzegane przez analogię do szeryfa z westernów. Taki szeryf pilnował porządku i w razie potrzeby nie wahał się, by wyciągnąć rewolwer i strzelać do wichrzycieli. Prawi obywatele akceptowali te akty przemocy, bo szeryf kierował się prostym systemem wartości, sprawnie oddzielając dobro od zła.

To się zmieniło, gdy po upadku ZSRR w miejsce prostych reguł pojawiła się gra interesów, a znajdujący się pod opieką szeryfa ludzie nagle stali się pionkami na „wielkiej szachownicy” Brzezińskiego.

Najbardziej dotkliwą zmianą jest poświęcenie prawdy na ołtarzu interesów. Szeryf jest gotów strzelać na podstawie własnej „wersji wydarzeń”. Co gorsze – chętnie posługuje się przy tym najgorszymi rzezimieszkami. Czytając inny godny polecenia tekst: „Jak doszło do proklamacji kalifatu przez państwo islamskie?” możemy dostrzec naturalną strategię pokonania ISIS. Jest to często stosowana przez USA gra na wzmacnianie waśni między „wrogami Ameryki”. Co jednak będzie, jeśli to się nie uda i ci wrogowie się zjednoczą?

Reakcją USA może być abdykacja z roli szeryfa.

Jeden z bezpardonowych krytyków polityki Białego Domu („Neokoni opanowali Waszyngton. Grożą każdemu. Głupiec w Białym Domu ryzykuje rozpoczęcie III wś. ”) Stephen Lendman, określa działania przeciw Assadowi mianem „fałszywej flagi”. „W swoim komentarzu pisze on, między innymi: Naga agresja nazywana jest interwencją humanitarną. Wojny następują jedna po drugiej. Niszczenie ludności nazywa się wyzwoleniem. Społeczeństwa są niszczone dla ich własnego dobra. Propaganda przekonuje ludzi, że Ameryka jest zagrożona. Prawda jest postawiona na głowie.Wspomniany powyżej Ledman nie jest w swych poglądach odosobniony. Co będzie, gdy zwyciężą przeciwnicy „neokonów” i będącego na ich usługach „głupca”?

Powrót do izolacjonizmu nie wydaje się możliwy. Jednak Europa musi brać pod uwagę także taki scenariusz. Można krytykować Unię Europejską za biurokrację, rozrost „państwa opiekuńczego”, czy tolerowanie dziwacznych eksperymentów ideologicznych. Jednak „europejskie wartości” nie są jedynie sloganem. Ich źródłem jest chrześcijański personalizm. To jest przeciwieństwo geopolitycznych gierek. Dlatego próby silniejszego zespolenia UE z USA (w ramach TTIP) są w chwili obecnej dla Europy zagrożeniem. Czy się to komuś podoba, czy nie, w Europie polityka góruje jeszcze nad gospodarką. W sytuacji grożącej nam w każdej chwili katastrofy, rezygnacja z tej zasady byłaby nieroztropna.

Jerzy Wawro,2014-09-13