Do tej pory to działało: Brytyjscy przywódcy negocjowali ustępstwa brukselskiej biurokracji na rzecz brytyjskiego społeczeństwa, w zamian za co Brytyjczycy trwali w tym związku. Obecnie znów trwają negocjacje – znamienne, że tym razem tylko z Niemcami. Oczekiwane jest porozumienie w głównych kwestiach: ograniczenia imigracji, zachowania waluty krajowej, ograniczenia subwencji socjalnych dla nowych imigrantów. Zostanie też przesądzone powstanie „Europy dwóch prędkości”.

Kiedy jednak Cameron zapowiadał na 2016 rok referendum w sprawie wyjścia z UE (Brexit) zapewne nie przypuszczał, że sytuacja zmieni się na niekorzyść tak bardzo. Europa przeżywa trudne chwile, gdyż mamy kryzys z uchodźcami z jednej strony, a narastającą wrogość między Berlinem/Brukselą a Europą wschodnią z drugiej. Większość Brytyjczyków chce głosować za wyjściem z UE, co spowoduje destabilizację Unii i prawdopodobnie rozpad Wielkiej Brytanii.

Już w 2014 roku Szkocka Partia Narodowa omal nie zwyciężyła w powszechnym referendum w sprawie niepodległości. Brexit mógłby tę tendencję wzmocnić, a być może także wywołać podobne nastroje w Walii i Irlandii Północnej. Nawet na północy Anglii dla wielu wyborców atrakcyjny mógłby okazać się większy nacisk, jaki w Szkocji kładzie się na opiekę społeczną.

Dlatego na pół roku przed referendum nic jeszcze nie jest przesądzone. Polska w tej sytuacji może być „języczkiem u wagi”. W powszechnej opinii rząd Kaczyńskiego jest proamerykański. Także Brytyjczycy stawiają na sojusz z USA. Jeśli ataki na Polskę będą się nasilać – może to być użyte do zaprezentowania brytyjskiemu społeczeństwu jaka ta Unia potrafi być wredna. Spełnienie niektórych żądań Brytyjczyków będą wymagały zmian traktatowych, a Polska może je zablokować.

Budowa tarczy antyrakietowej w Polsce nabiera tempa. Rysują się perspektywy zwiększenia obecności amerykańskiej w Europie i niebezpieczeństwo nowych podziałów (lub – jak kto woli – powstania realnej alternatywy dla UE).

Dodatkowo postawa niemieckich polityków sprawia, że ta proamerykańskość zyskuje w Polsce większą aprobatę. Pojawia się w tym miejscu wątpliwość, czy komuś nie zależy, aby takie właśnie przemiany w Polsce następowały? Może ktoś nie pomógł proniemieckiej PO pozbyć się władzy (ten „spisek kelnerów” wygląda na grubymi nićmi szyty)? Może ten lewak Martin Schulz ma wystarczająco dużo za uszami, by go skłonić do zademonstrowania Polakom czym jest niemiecka buta? O tym jak bardzo sterowalne są niemieckie media po Kolonii nikogo przekonywać nie trzeba.

Jednym z priorytetów amerykańskiej polityki jest nie dopuszczenie do ścisłego sojuszu Rosja – Niemcy (z Chinami w tle). Wygląda na to, że Rosja przetrwa bez większych szkód presję ekonomiczną. Konflikt na Ukrainie zszedł także na plan dalszy. Ropa już jest po $33, a mimo tego gospodarka rosyjska zachowuje się stabilnie. Bez nowych inwestycji sektor energetyczny czeka wielki kryzys. A te nie są możliwe przy obecnym poziomie cen. Im dłużej utrzymuje się więc niska cena ropy – tym silniejsze może być odbicie. Putin pozbył się także finansowanych przez Sorosa „rozsadników demokracji”. Skoro więc nie udało się trwale zdestabilizować Rosji, to może uda się rozbić Unię Europejską, zmniejszając w ten sposób siłę Niemiec.

Jaka w tej sytuacji powinna być polityka polska? To niestety w dużym stopniu zależy od zaufania do Niemców, które właśnie jest niszczone. Wielka szkoda – bo europejska wspólnota mogłaby być trwałym fundamentem pokojowego rozwoju – także Polski.

Rozpętana przez upadające „elity” w Polsce medialna wojna może mieć poważne konsekwencje dla przyszłości Europy. Może zachodnie elity jeszcze zrozumieją, że warto wreszcie spuścić wodę wraz z tym czymś, co nie jest naprawdę warte uwagi?

 PS.

To się nazywa medialna międzynarodówka:
Wczoraj na maczu Polska – Niemcy w Berlinie polscy kibice rozwinęli transparent "Protect your women not our democracy!" (chrońcie swoje kobiety, a nie naszą demokrację). Media głównego ścieku tego nie pokazały. W internecie to jednak przebój – także poza Polską.