Komentarz do trwających negocjacji w sprawie „wolnego handlu”: Mówienie o "teoriach spiskowych" nie było tak popularne, gdy trwały prace nad ACTA. Po prostu wówczas niewiele mediów interesowało się międzynarodowymi umowami handlowymi. Teraz jest inaczej, bo najważniejsze media poznały ACTA i rozumieją, że "następca ACTA" to może być równie ważny temat. To opinia Marcina Maja z portalu di.com.pl, który śledzi negocjacje starając się unikać posądzeń o uleganie „spiskowej teorii dziejów”. Problem w tym, że słowo „spisek” jest w tym przypadku bardzo adekwatne i doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego mielibyśmy go unikać. Spiskowcy kryją swe zamiary. Dlatego traktaty zostaną ujawnione dopiero po podpisaniu.

Z przecieków dowiadujemy się, że negocjacje dotyczą różnic w ochronie praw autorskich i praw patentowych. W tym ochrony praw do odmian roślin oraz ochrony tajemnic handlowych. W połączeniu z ideą suwerenności korporacji, te prawa będą służyć do zyskiwania przez nie przewagi nad państwami. Propagandyści mówią o setkach miliardów zysków dla obu stron. Czy to znaczy, że Amerykanie pomogą nam wykonać działania takiej wartości, których nie potrafimy zrobić sami? I odwrotnie – Europejczycy pospieszą na ratunek Stanom Zjednoczonym? Oczywiście, że nie. Więc o jakich zyskach jest mowa? Zapewne o zyskach korporacji. A kto za nie zapłaci? Czy nie należy się obawiać, że zostanie przehandlowana nasza wolność, suwerenność polityczna i w końcu własność?

Na szczęście w demokratycznych krajach potrzebna jest jeszcze ratyfikacja. Ciekawe z jakich funduszy zostanie zorganizowana kampania propagandowa, która będzie w tym celu potrzebna. Na razie minister Piechociński zajmuje rozsądne stanowisko: Zarówno NGO jak i przedsiębiorcy oczekują pełnej informacji, zarówno ze strony Komisji Europejskiej jak i strony amerykańskiej, odnośnie stanowisk w poszczególnych obszarach negocjacyjnych. To ważny element budowy poparcia ze strony społeczeństwa obywatelskiego. Ale jak słusznie zauważa Marcin Maj: Niestety komunikat ministerstwa cytuje tylko wypowiedź ministra i nie wiemy jak do tej sprawy odnieśli się negocjatorzy. Możemy więc uznać, że Piechociński dostrzega społeczny nacisk na udostępnienie informacji, ale niewiele z tego wynika.

Niezależnie od tego, jak się zachowają poszczególne rządy, dzięki demokracji społeczeństwa mają przynajmniej szansę, by się zorganizować i zaprotestować, jeśli obawy okażą się uzasadnione.

W tej sytuacji bardzo wyraźnie widać też głupotę krytyków demokracji, którzy równocześnie deklarują przywiązanie do obywatelskich wolności.

 grafika: Flickr/DonkeyHotey