Na rok przed wyborami do PE i dwa lata przed wyborami parlamentarnymi, minister rządu Tuska zwrócił się do prezesa NBP o pomoc w uratowaniu finansów publicznych. Na nagraniach nie ma informacji w jaki sposób NBP miałby wspomóc rząd. Hipoteza, że chodziło o likwidację OFE nie wydaje się prawdziwa. Sytuacja była bowiem wówczas „podbramkowa” i potrzebne były działania natychmiastowe. Efekt OFE działa zaś z opóźnieniem. A poza tym – decyzja o likwidacji OFE została podjęta wcześniej. Prawdopodobnie negocjacje dotyczyły przekazania zysku NBP rządowi. Nie wyklucza to oczywiście możliwości, że ujawnienie taśm może być zemstą finansjery za likwidację OFE. Tylko 1% ubezpieczonych zdecydowało się dotąd nie przechodzić do ZUS. Gra zaś idzie o miliardy. Jednak Istnieje jednak jeszcze inna hipoteza – może to być fragment większej gry w skali globalnej.

Aby to pojąć, trzeba najpierw zrozumieć co jest na tych taśmach.

Dla mediów i polityków opozycji najbardziej smakowite są opinie ministra, który uważa, że polskie państwo istnieje „tylko teoretycznie”, a Polskie Inwestycje Rozwojowe to „ch…, dupa i kamieni kupa”. To jednak może bulwersować tylko zaślepionych wyborców PO (dla normalnych ludzi to dość oczywiste).

Kluczowe w tej rozmowie są słowa prezesa NBP, który obiecuje pomóc rządowi. Co prawda mamy jeszcze tą „pieprzoną Radę Polityki Pieniężnej”, ale można z nią się dogadać (a konkretnie z Hausnerem, który już jest „dogadany”). Ale warunkiem jest dymisja Rostowskiego i zmiana ustawy o NBP.

Ustawa została zmieniona, Rostowski odszedł, NBP wsparł budżet, a likwidacji OFE groźba przekroczenia progów ostrożnościowych przez dług publiczny oddalona.

Formalnie wszystko gra, choć przy podejmowaniu decyzji zostały ewidentnie podeptane normy konstytucyjne. Jakie będą tego konsekwencje? To zależy, czy minister Sienkiewicz ma rację mówiąc o tym, że państwo nie istnieje. Jeśli jest to tylko arena nic nie znaczących sporów politycznych, to będziemy obserwować wiele pyskówki, z której zwycięsko jak zwykle wyjdą ci, którzy pociągają za sznurki w mediach.

W każdym razie nie zostanie naruszony układ, w którym rząd udaje, że rządzi, a najważniejsze decyzje są podejmowane przez ludzi, dla których prezes Belka jest kimś w rodzaju namiestnika.

Ten układ opiera się na regulacjach dotyczących funkcjonowania instytucji finansowych w Polsce. W każdej nowoczesnej gospodarce potrzebny jest pieniądz. Władzę zaś ma ten, kto ma prawo „drukowania” pieniądza. Z tym drukowaniem to obecnie sprawa jest raczej umowna, gdyż większość pieniędzy istnieje jedynie wirtualnie – w pamięciach komputerów. Jednym ze skutków kryzysu jest upowszechnienie się wiedzy na temat tego, że współczesny pieniądz jest generowany przez system bankowy w postaci długu. W największym uproszczeniu udzielając kredytu bank zapisuje sobie na odpowiednim koncie należność i w ten sposób „z niczego” pojawiła się pewna kwota pieniędzy (do oddania). Jednak to nie jest jedyne źródło pieniądza. W tym skomplikowanym systemie istotną rolę ma pieniądz kreowany przez NBP – tak zwana baza monetarna. Ten pieniądz bank centralny musi wprowadzić jakoś do obiegu. Finansiści zabezpieczyli się odpowiednimi zapisami w Konstytucji, aby nie można było przekazać tych pieniędzy do budżetu państwa. Bank centralny musi coś za nie kupić. Czy mógłby na przykład zapłacić za nowoczesne leki dla chorych na cukrzycę, albo obiady dla głodujących dzieci? Teoretycznie tak. Ale to wymagałoby likwidacji wszystkich uczelni ekonomicznych w Polsce i – co gorsze – wywołało groźne zmarszczenie brwi przez naszych „przyjaciół”. NBP kupuje więc papiery wartościowe i składa na kupkę. W ten sposób finansujemy na przykład gospodarkę USA kwotą 32 mld USD.

 

Pomysł Rostowskiego z Polskimi Inwestycjami Rozwojowymi nie był wcale głupi, bo sprowadzał się do tego, aby system monetarny wspierał także troszeczkę polską gospodarkę (a pośrednio nieco łagodził napięcia w budżecie). Pieniądz jako dług generowałby w tym celu jeden z ostatnich polskich banków BGK. Nic więc dziwnego, że Rostowski musiał odejść.

 

I tu dochodzimy do pewnej hipotezy - kto może być dysponentem taśm. Jednym z aspektów wojny ekonomicznej między USA a Rosją (a być może grupą państw, dla których Rosja jest tylko „frontmanem”) jest totalna krytyka ze strony Rosji systemu finansowego, którego głównym elementem jest dolar. Nawet jeśli afera w Polsce nie doprowadzi do rewizji zapisów normujących zasady okupacji ekonomicznej naszego kraju, to będzie doskonała lekcja poglądowa. Co do siły rosyjskiej agentury w Polsce, to raczej nie ma wątpliwości. W celu weryfikacji hipotezy trzeba więc jedynie śledzić reakcje rosyjskich mediów.

Biorąc pod uwagę niską świadomość ekonomiczną naszego społeczeństwa i beznadziejny stan opozycji, trudno spodziewać się jakiejś „rewolucji”. Jednak może ktoś uznał, że spróbować nie zaszkodzi, a jakieś zyski zawsze z tego będą.

 

Fragment nagrania: http://youtu.be/7GVXPc5LP9w

Teksty z tygodnika „Wprost”, który ujawnił taśmy: "Handel głowa Rostowskiego”, „Afera podsluchowa”.