Portal Huffington Post opublikował poważną analizę amerykańskiego zaangażowania wojskowego. Autor zauważa, że od czasów wojny w Wietnamie, USA bez przerwy angażuje się w różne konflikty zbrojne, wydają horrendalne kwoty na doskonalenie broni i finansowanie wojen. Tak długi czas dostarcza materiału do analiz i pozwala wyciągnąć wnioski. Są one porażające:

  1. Niezależnie od tego, jak zdefiniujemy wojnę w stylu amerykańskim i cele USA, to nie działa. Nigdy.

  2. Bez względu na to, w jaki sposób zdefiniujemy problemy naszego świata, to nie prowadzi do ich rozwiązania. Nigdy.

  3. Bez względu na to, jak często Amerykanie uzasadniają użycie siły militarnej celami takimi jak "stabilizacja" lub "ochrona" lub "wyzwolenie" krajów lub regionów, to zawsze są siły destabilizujące.

  4. Bez względu na to, jak regularnie bardzo chwalone są amerykański styl wojny i amerykańscy "wojownicy", armia USA nie jest w stanie wygrywać swoich wojen.

  5. Bez względu na to, jak często Amerykańscy prezydenci zapewniają, że armia USA jest "najlepszą siłą w historii wojen" mamy dowody świadczące o tym, że tak nie jest.

Konkluzja powinna być oczywista. USA powinny przestać prowadzić niekończące się wojny, które niszczą finanse kraju. (Do tego dochodzi problem weteranów.)
Na przeszkodzie stoi niesamowita propaganda przemysłu militarnego. Przykładem jest głośna ostatnio historia sierżanta Bowe Bergdahla, który spędził pięć lat w niewoli u talibów. Odzyskał wolność wskutek wymiany za więźniów z Guantanamo. W wielu komentarzach Bergdahl jest przedstawiany w negatywnym świetle – prawie jakby był zdrajcą lub więźniem z własnej woli. Dlaczego? Bo w mailach z wojny krytykował politykę USA. Pisał, że tubylcy bez wątpienia potrzebują pomocy, ale nie ze strony ludzi, którzy uważają ich za głupków nie potrafiących żyć.

 

Najmocniejszym argumentem sektora militarno-przemysłowego jest legenda „noża w plecy” (Stab in the back). Ta koncepcja pojawiła się po pierwszej wojnie światowej. Według niej przyczyną przegranej Niemiec były socjalistyczne ruchy w Niemczech. Po wojnie w Wietnamie w podobny sposób prezentowano rolę pacyfistycznych ruchów w USA.

 

Niezależnie od tego, na ile rzeczywiście ten czynnik wpływał na decyzje polityków, używanie go przy każdej okazji jest nadużyciem. Tłumi się bowiem w taki sposób krytykę. A przecież w wielu konfliktach trudno jednoznacznie rozróżnić dobro od zła. Przykładem są działania w Syrii i Iraku. Wzmacniając opozycję w Syrii, Stany Zjednoczone doprowadziły do powstania sił, które mogą doprowadzić do rozpadu sąsiedniego Iraku.

 

Rozwój sytuacji w sposób oczywisty osłabia pozycję USA. Jeden z amerykańskich dyplomatów podsumował to przypuszczeniem, że USA stają się ofiarami własnego przywództwa.

źródło ilustracji: Wikipedia