PKW postawiła ultimatum firmie informatycznej: jeżeli firma nie określi czasu, w jakim usterka zostanie usunięta, Państwowa Komisja Wyborcza może zdecydować o ręcznym przekazywaniu protokołów.

Bezczelność tych ludzi jest bezgraniczna. O tym, że nie mamy sprawnego systemu informatycznego wiedzieli wszyscy, którzy się tym interesowali. Oto informacja z 7 października: (http://www.argumenty.net/1255 – jest tam nieco więcej informacji o tym, jak powstał ten system):

KBW zamawia „zaprojektowanie i wykonanie witryn internetowych wyników głosowania i wyników wyborów wraz z prowadzeniem i administrowaniem”. Wygrywa spółka Nabino z ofertą na ponad 200tys. Następnie zamawia moduł dla wyborów samorządowych dla tej platformy za ponad 400tys. Wynik postępowania ogłoszono 4 sierpnia 2014. W trzy miesiące nie da się zbudować solidnego systemu informatycznego. To po prostu nierealne. Najbliższe wybory będą więc testem beta nowego systemu. Przedsmak mieliśmy w wyborach uzupełniających. Media donosiły o kłopotach PKW z systemem informatycznym.

Informatycy z firmy Nabino prawie zrobili coś, co jest prawie niemożliwe. Jakiekolwiek pretensje pod ich adresem są więc całkowicie nieuzasadnione. Natomiast ludzie, którzy to zamówili, potwierdzili, dokonali „audytu wewnętrznego” nie powinni ani godziny dłużej pracować w KBW. Ale będą – nie ma się co łudzić. Przecież to wybitni i wysoko płatni specjaliści.

Umowy, które KBW podpisało z wykonawcą nie są publicznie dostępne. To będzie analizować NIK. Ale znając wcześniejsze takie przypadki, można się domyślać, że to całe „ultimatum” jest następnym wygłupem. Takie umowy zazwyczaj chronią wykonawcę przed odpowiedzialnością w przypadku zwykłych awarii (poza oczywiście obowiązkiem naprawienia systemu). Moje przekonanie bierze się stąd, że przy negocjacji takich kontraktów mamy dwie bardzo nierówne strony: ludzi, którzy radzą sobie na trudnym rynku (więc nie mogą być głupi) i funkcjonariuszy „kupy kamieni”.

 

PS.

Obszerną historię systemu PKW przedstawia Piotr Piętak.