Od czasu do czasu w mediach pojawiają się informacje na temat handlu ludźmi oraz ludzkimi narządami. Dotyczy to także Polski, która jest zarówno źródłem „pozyskiwania” tego haniebnego „towaru” jak i niestety rynkiem zbytu.

W Serbii toczy się śledztwo w sprawie kliniki Medicus, w której „pozyskiwano” nielegalnie narządów do przeszczepu. Większość narządów pozyskanych przez Medicus została sprzedana do odbiorców w Izraelu, Kanadzie, Polsce i Niemczech. Kilka lat temu głośny był przypadek brytyjskiego studenta, który prawdopodobnie został zabity w Belgradzie w celu pobrania organów do przeszczepu.

Jaka jest skala takiej działalności? W 2004 roku WHO na podstawie badań przeprowadzonych w 98 krajach (zamieszkałych przez 82 proc. populacji) oszacowała, że w co dziesiątym [czyli około 10tys rocznie] zabiegu wykorzystywane są organy pochodzące z transplantacyjnego czarnego rynku - a więc średnio co godzinę). Obecnie odsetek ten może być nawet większy.

Równie haniebnym procederem jest handel kobietami. Europejskim centrum handlu ludźmi jest Kosowo: Do Kosowa, co roku porywa się blisko 800 Polek. Są torturowane, gwałcone i odurzane narkotykami. Następnie zmusza się je do prostytucji. Gdy stracą zdrowie i siły fizyczne – są zabijane.

Raport Amnesty International na ten temat stawia tezę, że to międzynarodowe siły pokojowe są odpowiedzialne za stworzenie tego mafijnego państwa, jakim jest Kosowo. To interwencja z 1999 roku przekształciła niewielki lokalny rynek prostytucji „w wielki przemysł oparty na handlu prowadzonym przez zorganizowane siatki przestępcze”. W Kosowie kwitnie także handel bronią i narkotykami. Tymczasem wpływowe elity USA i Niemiec nazywają mafiozów „bojownikami o wolność”, a rząd USA deklaruje „pełne poparcie” dla mafijnego państwa w środku Europy.

Rozkwit handlu ludźmi w Polsce to jeden ze skutków przystąpieniu do UE. Od tego czasu gwałtownie także rośnie ilość zaginięć sięga już 20 tys rocznie. Jakąś część z tego stanowią porwania – więc można te liczby traktować jako górne oszacowanie ich ilości (z całą pewnością nie są to pojedyncze przypadki). Od 2006 r. tworzone są specjalizowane struktury mające sprostać nowym wyzwaniom. W Komendzie Głównej Policji powołano Centralny Zespół do Walki z Handlem Ludźmi. W styczniu 2014 r. w jego miejsce powstał Wydział do Walki z Handlem Ludźmi, który został umiejscowiony w Biurze Służby Kryminalnej KGP. Powstał też portal http://handelludzmi.eu, który ma pomóc w przeciwdziałaniu temu procederowi. Jednak trudno walczyć z tego typu przestępczością, bo jak wyłowić wśród tej rzeczy emigrantów przypadki związane z handlem ludźmi? Nic więc dziwnego, że sukcesy polskiej policji to najczęściej reakcja na doniesienia z zagranicy. Na przykład kilka lat temu Włosi odkryli, że Polki są sprzedawane do ich "klubów nocnych": Włoskie śledztwo zaczęło się w 2005 r., gdy w Campobasso zamordowano obywatelkę Rumunii, pracującą w okolicznych klubach nocnych. Gdy okazało się, że w tym samym miejscu zatrudniano też wiele Polek, informacja dotarła do polskich organów ścigania.

Póki istnieją „rynek zbytu” oraz duże obszary biedy – ta haniebna dla Europy działalność będzie kwitnąć. Teoretycznie wszystkie państwa podejmują odpowiednie działania. Niedawno ukazał się raport Eurojust opisujący „dobre praktyki” w tej dziedzinie. Dotyczy on między innymi Niemiec, które stanowią prawdopodobnie główny rynek zbytu niewolnic seksualnych z Polski. Szokuje jednak fakt, że (według danych z roku 2009) tylko 30% skazanych za przestępstwa związane z handlem ludźmi otrzymuje w Niemczech wyroki bez zawieszenia. Gdy zestawimy to z relacjami obrazującymi los zniewolonych kobiet, to naprawdę trudno zrozumieć „solidarność” w niemieckim wydaniu.