Drukuj
Kategoria: Polskie drogi

W przyszłym tygodniu PiS ma przedstawić ustawę, która zmieni media publiczne w media narodowe. Krzysztof Czabański zdradza najważniejsze jej założenia: „Nowa ustawa wyjmie je spod kurateli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ureguluje ich zadania, […] Będzie on oczywiście w pewnym sensie mechanizmem politycznym, bo jest wzorowany na mechanizmie, który obowiązuje w tej chwili w KRRiT. Przed tym mechanizmem nie widzimy ucieczki, bo nikt nie wymyślił innego sposobu powoływania władz mediów publicznych. W ten sam sposób będzie powołana Rada Mediów Narodowych, bo te media zostaną wydzielone jako media narodowe, choć zachowają swoje nazwy dotychczasowe. Członków będzie mianował Sejm, Senat i Prezydent, dokładnie tak samo, jak w wypadku Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Zastosujemy ten sam schemat: świat polityki powołuje tę radę, a dopiero rada powołuje kierownictwo poszczególnych mediów. To będzie rada powoływana przez polityków, ale innej drogi nie ma. […]

Czy nazywano to konkursem czy nominacją i tak odbywało się to z politycznego klucza. Pośrednio taki mechanizm umożliwia wyborcom, jako właścicielom mediów publicznych, co jakiś czas wystawić rachunek politykom. To jakie są media publiczne, jest jedną z pozycji w tym rachunku”.

Widać z tego, że niestety nowa władza nie ma pomysłu na oddanie mediów obywatelom, a TVP będzie nadal zaporą przed i tak nieuchronnym rozwojem bardziej demokratycznych mediów internetowych. Zadziwia też całkowity brak refleksji nad fenomenem Radia Maryja i Telewizji Trwam. Czy ten (wspólnotowy) model rozwoju naprawdę jest niszowy i nie jest możliwy do wykorzystania w mediach publicznych?

Okazuje się jednak, że nie wszyscy oczekują nadchodzących zmian z obawą. Wydawca „Wprost” Michał Lisiecki uważa, że „zmiany w polskich mediach są konieczne, żeby sprostać konkurencji ze strony zagranicznych podmiotów, które są większością na rynku mediowym w kraju”.

Repolonizację mediów zapowiada posłanka PiS Elżbieta Kruk: W pewnych segmentach rynku medialnego udział kapitału zagranicznego jest niepokojący - w jego rękach jest np. większość rynku prasowego. Czy jako obywatele powinniśmy to tolerować? Moim zdaniem nie, ale przecież nie będziemy nikogo wywłaszczać. Trzeba się zastanowić nad systemami podatkowymi i prawnymi, które będą wspomagać polskie inicjatywy wydawnicze i medialne. Można też wspomagać prywatny polski kapitał, gdyby chciał wykupić jakieś media zagraniczne.

Oczywiście z oburzeniem reagują Niemcy, którzy „ostrzegają przed ograniczeniem wolności prasy”. Bo jak wiadomo wszystkim – niemieckie panowanie jest gwarantem wolności. Ciekawe, czy to dotyczy już także okresu 1939-1945 ;-). Z drugiej strony – czy zwiększenie udziału w rynku przez teoretycznie polskie media typu Gazeta Wyborcza lub TVN poprawi sytuację?

Radykalny program naprawczy proponuje znany prawicowy bloger i dziennikarz, Aleksander Ścios:

  1. Wycofanie wszelkich reklam i ogłoszeń spółek Skarbu Państwa i instytucji rządowych oraz zaprzestaniu prenumerowania gazet i wydawnictw rozpowszechnianych przez prywatne spółki handlowe, typu Agora czy Axel Springer.

  2. Odmowa uczestnictwa przedstawicieli rządu i wyższych urzędników państwowych w audycjach i programach telewizyjnych oraz brak zgody na udzielanie wywiadów i wypowiedzi rozgłośniom i gazetom wydawanym przez obce koncerny.

  3. Zaprzestanie nagłaśniania, rezonowania i propagowania treści prezentowanych w tych mediach oraz odmowa prowadzenia jakichkolwiek polemik i dyskusji z pracownikami prywatnych spółek medialnych. 

Program z jednej strony prosty a z drugiej trudny do zrealizowania. Prosty, bo nie wymaga żadnych zmian instytucjonalnych. Trudny – bo wymaga wytrwałości i dyscypliny. Ścios ma rację, pisząc: „Dość otworzyć portal internetowy braci Karnowskich lub nieopatrznie wejść na stronę niezalezna.pl., by dowidzieć się – co powiedział Michnik, jak chrząknął Żakowski lub co porabia T. Lis. Przeświadczenie, że są to informacje cenne, a ich nagłaśnianie jest formą walki z propagandą, jest wyrazem zabobonów i środowiskowych kompleksów. Podobnie, jak wiara, że nie ulega dezinformacji ten, kto staje się jej rezonatorem”.