Dla wielu Polaków nie ma już „symbolu Solidarności” Lecha Wałęsy, a został jedynie agent „Bolek”. Często słychać też opinię, że to on sam reakcją na zaistniałą sytuację niszczy swoją legendę. Pomimo tego, że nikt nie ma wątpliwości co do współpracy Wałęsy z SB – on nadal idzie w zaparte, snując spiskowe teorie: „nie wierzę, aby bez przymusu grafolog potwierdził to, co jest oczywistą nieprawdą - oświadczył w niedzielę były prezydent”. Broniąc siebie – rzuca ciężkie zarzuty na innych. Wcześniej chciał zniszczyć Wyszkowskiego, a Sławomira Cenckiewicza oskarżył o przyczynienie się do śmierci syna. Ten historyk uważa, że na historii Lecha Wałęsy zaciążyła „zdrada okrągłego stołu”. Uczestnicy tego spisku mieli od początku świadomość, że nie są to działania szlachetne. Cenckiewicz przytacza treść meldunku MSW na temat opinii Jacka Kuronia: „jest to najważniejsze posunięcie w ostatnich latach dezorganizujące opozycję, chociaż chwilowo połączyło ją. W obawie przed własnym środowiskiem, opozycjoniści musza zyskać w obradach „okrągłego stołu” ustawę o związkach zawodowych. W przeciwnym razie skompromitują się. Zaznaczył, iż byłby w dużo lepszej sytuacji gdyby nie był wytypowany do uczestnictwa w obradach”. Z kolei Stanisław Ciosek miał powiedzieć o swoim dylemacie „czy uczestnicy negocjacji są reformatorami czy targowiczanami”.

Być może Cenckiewicz ma rację i to współpraca z SB sprawiła, że Wałęsa stał się akceptowalnym partnerem dla komunistów. Warto w tym miejscu przypomnieć historię Jana III Sobieskiego, który dokonał aktu zdrady, stając po stronie Szwedów w czasach „potopu”: Zbigniew Wójcik stawia tezę, że szkody wyrządzone Polsce swoją niewiernością Sobieski zrekompensował państwu z wielką nadwyżką w późniejszych latach m.in. właśnie dzięki umiejętnościom zdobytym w tym okresie. Poznał bowiem wówczas tajniki prowadzenia wojny w jednej z najlepszych i najlepiej zorganizowanych armii ówczesnego świata, ucząc się np. operowania piechotą i dragonią.

 Dziennikarz eliciarskiej gazety proponuje: nie-hejtujmy Macierewicza. Według niego „fatalny wizerunek ministra obrony narodowej nie powinien przysłaniać faktu, że przez rok pracy ma kilka dokonań i buduje 150-tysięczną armię”.

A jakie to ma znaczenie proszę pana? Macierewicz szkodzi "elicie" – i to wystarczy. Każde potknięcie, które w innym wypadku skwitowano by jednym wytknięciem, w tym wypadku staje się potwierdzeniem (!) tego, że słusznie namaściliście człowieka na oszołoma – obiekt kpin i wyzwisk. Gdy w kabarecie dowcipu mało, to wystarczy powiedzieć Antoni i puścić oko – rechot zapewniony.

Tradycję hejtowania rozpoczął w III RP Adam Michnik namaszczeniem na psychola  Zbigniewa Herberta – gdy Poeta przeciwstawił się zacieraniu (przez Michnika) granic między dobrem a złem.

Później hejterskie metody były stosowane regularnie, a lista ich ofiar jest bardzo długa.

Z tych bardziej znaczących trzeba wymienić:

  1. Nagonka na Andrzeja Kerna była reakcją na próby odebrania majątku PZPR.
  2. Lech Wałęsa też miał okres bycia obiektem nagonki (bo Lechu nie naaadaaaje się na prezydenta) – gdy próbował odebrać „ludziom honoru” należną im władzę.
  3. Taki sam los dzielił kiedyś Niesiołowski – gdy jeszcze marzyła mu się katolicka Polska.
  4. Macierewicz trafił na czarną listę w wyniku lustracji.
  5. Gabriel Janowski – za obronę polskiego cukrownictwa.
  6. Andrzej Lepper – za krytykę „złodziejskiej prywatyzacji” i jej głównego maga – Balcerowicza.

Lepper jest zresztą prawdopodobnie ofiarą tej nagonki, choć kanalie, które ją urządziły wolą myśleć, że to ofiara spisku.

Do tej listy można dodać jeszcze kilka osób, które 'elita' zaatakowała w inny sposób – bo jako mało medialne nie nadawały się na publiczny lincz. Na przykład Władysław Jamroży został aferzystą – gdy próbował bronić PZU Życie przed przejęciem przez Eureco (a wcześniej wbrew woli „prywatyzatorów” zrobił z tej firmy dominujący podmiot na rozwijającym się rynku ubezpieczeń życiowych).

 

Po tylu latach takiej „pięknej” tradycji – przedstawiciel „elity” proponuje jej zaniechanie? A co pan proponuje w zamian? Czym niby mieliby się zająć ci wszyscy „eliciarze”?

PS.
Z okazji dziesieciolecia rządów PiS polecamy opis tego, jak wyglądałby świat gdyby rządziła PO "Wyobrazmy sobie ze platforma nadal rzadzi".

Podobno po usłyszeniu kwoty 340mld niektórym lemingom mózg odmówił dalszej pracy. Kwota z sufitu i oderwana od realiów? A może niedoszacowana? Portal niezalezna.pl już pół roku temu wyliczył 450mld. Czytając ich zestawienie od razu dostrzegamy dwa zasadnicze problemy:

1. Łatwo mówić o o stratach, ale trudniej określić kto te straty poniósł. Na przykład oszustwa podatkowe powodują uszczuplenie wpływów do budżetu państwa. Ale może oszust wykorzysta zaoszczędzone na podatkach pieniądze z lepszym efektem dla społeczeństwa? Może to tylko obrona przed nadmiernym fiskalizmem (prowadzącym do zepchnięcia podatnika w sferę ubóstwa)? Człowiek chce najpierw zapewnić byt rodzinie, a potem aparatowi państwowemu.

2. Mówienie o tym, że państwo okrada obywateli też jest mocno dyskusyjne, gdyż państwo powinno działać na rzecz obywateli. Zupełnym absurdem jest traktowanie transferu z OFE do ZUS jako grabieży oszczędności. Poprzez OFE bowiem olbrzymie kwoty trafiały do zagranicznych instytucji. Podobnie ma się rzecz z wydatkami budżetu – na przykład związanymi z rozrostem biurokracji. Przecież te pieniądze trafiają do obywateli i mogą służyć rozwojowi społeczeństwa.

rok 1987

  • Luty: Przedstawiciele amerykańskiego Centrum na rzecz Sprawiedliwości Gospodarczej i Społecznej wraz z Polakami Piotrem Jeglińskim i Krzysztofem Ludwiniakiem przedstawiają papieżowi Janowi Pawłowi II ideę partycypacji pracowniczej (amerykański ESOP). Koncepcja bardzo się Papieżowi podoba.

  • Kwiecień: Opublikowana zostaje propozycja reformy gospodarczej premiera Messnera. Trwają prac mające na celu wypracowanie systemu na wzór niemieckiej „społecznej gospodarki rynkowej”.

  • Wrzesień: Wiceprezydent USA George Bush z wizytą w Warszawie – rozmawia także z Prymasem Glempem i Lechem Wałęsą. Wcześniej USA znoszą sankcje nałożone na Polskę wskutek wprowadzenia stanu wojennego.

  • Listopad: Referendum, które ma legitymizować plan reform Messnera. Wałęsa wzywa w imieniu „Solidarności” do bojkotu. Udział bierze poniżej 50%.

Jaka naprawdę była rola „Bolka” w historii III RP? Odegrał on bez wątpienia kluczową rolę w procesie powstawania tego postkomunistycznego państwa. Historia ta ma początek w roku 1987. W Rosji trwa „pieriestrojka”, a w Polsce po kolejnej amnestii prawie wszyscy działacze „Solidarności” są już na wolności. USA znoszą sankcje, które w międzyczasie doprowadziły kraj na skraj bankructwa (formalnie bankructwa nie ogłoszono, ale Polska nie regulowała wszystkich należności z tytułu zadłużenia). Próbę reformowania państwa podjął ówczesny premier Messner. Wałęsa wzywa do bojkotu referendum, które miało plan Messnera legitymizować. Niska (jak na PRL) frekwencja (poniżej 50%) wskazuje na to, że „Solidarność” nadal może być znaczącą siłą. Równocześnie narastające problemy gospodarcze prowadzą do strajków i demonstracji młodzieży, która niekoniecznie utożsamia się z działaczami „Solidarności”.

Władza sięga więc do „umiarkowanej opozycji” powiązanej z Wałęsą i proponuje „okrągły stół”.

Sekwencja wydarzeń jest następująca: Do Polski przybywa Wiceprezydent USA George Bush. Rozmawia z przedstawicielami trzech stron: komunistycznych władz, Kościoła (Prymas Glemp) i „Solidarności” (Lech Wałęsa). Następnie pojawia się Soros proponując komunistom podział majątku Polski między nomenklaturę PZPR i banksterów. Równolegle dogaduje się on z „doradcami Solidarności”. Powstaje „Fundacja Batorego”. Następuje porozumienie z „Klubem Londyńskim” (prywatni wierzyciele Polski) dotyczące restrukturyzacji kredytów.

Kościół wzywa do dialogu, a Jaruzelski proponuje porozumienie nad którym pracują zgodnie Wałęsa z „doradcami” i Kiszczak ze swoimi bandziorami (którzy w międzyczasie „czyszczą” społeczeństwo z „ekstremy”).

W grudniu 1988 roku ustawy Wilczka wprowadzają w Polsce wolność gospodarczą, a w styczniu 1989 nowe prawo bankowe otwiera drogę do budowy systemu bankowego, bez którego plan Sorosa oraz proces uwłaszczania się nomenklatury byłyby utrudnione.

Potem odbywa się szopka dla ludu przy „okrągłym stole” i wybory 4 czerwca 1989 roku. Zdjęcie z Wałęsą w praktyce daje miejsce w sejmie kontraktowym. Po wyborach rodzi się jednak nowa siła polityczna, która nie do końca jest zorientowana co się dzieje. Pojawiają się pomysły skopiowania modelu szwedzkiego lub niemieckiego. Oba mają zasadniczą wadę: dobro społeczeństwa jest w nich ważniejsze, niż dobro bankierów. Do Polski przyjeżdża przedstawiciel Sorosa Jeffrey Sachs, który dociera do Wałęsy. Sachs obiecał Wałęsie, że wystarczy pół roku ’zaciskania pasa’ by w Polsce nastał dobrobyt. Wałęsa postarał się, by odtąd każdy sceptyk był natychmiast napiętnowany jako zdrajca lub wichrzyciel.

Za komuny nie wszystko było złe…. Były na przykład znakomite warunki dla rozwoju „humoru ludowego”. Młodym pozostają filmy Barei, które mogą im się wydawać intelektualną zabawą. A przecież tak naprawdę wyglądało nasze życie :-). Polacy nauczyli się śmiać nawet z całkiem poważnych gróźb wszechmocnej władzy. Kiedy na przykład Niemcy poważnie bali się tego, że Armia Radziecka wejdzie do Polski i zrobi porządek z „Solidarnością”, Polacy śmiali się do rozpuku: a po co mieli by tu wchodzić, skoro oni już tu są? Po tym zresztą do dzisiaj można odróżnić Polaka i Niemca. Trzęsący się ze strachu o Polskę Niemiec łatwo uwierzył, że generał Jaruzelski jest bohaterem i tak mu zostało. Polakom generał został w pamięci jako „towarzysz spawacz” (niektórzy darzą go jeszcze „cieplejszymi” uczuciami – zob. bluzg w wykonaniu Emiliana Kamińskiego).

Na szczęście (?) czasy dobrego humoru wracają i nasza historia znów zatacza koło. Merkel grozi nam końcem strefy Schengen jeśli nie przyjmiemy imigrantów? Na polskich forach internetowych roi się od błyskotliwych komentarzy: od propozycji wywalenia Niemców ze strefy Schengen – bo nie radzą sobie z sytuacją, po propozycję przyznania wszystkim uchodźcom polskiego obywatelstwa wraz z kieszonkowym na bilet do Berlina.

Brytyjczycy martwią się powrotem „drakońskiej cenzury państwowej” w Polsce, a my na to - of kors - „nie ma demokracji bez publicznej kopulacji”. Znowu „życie przerosło kabaret".

Śmiejmy się więc i cieszmy się chwilą, póki trwa (ciekawe jak długo jeszcze).

Król Szwecji poczuł wstyd, gdy brał kompiel w wannie – bo to wielkie marnotrawstwo wody – dlatego chce wanien zakazać. Widać, że jeszcze dużo przed królem. W czasach komuny ludzie z wyższym poziomem klasowej świadomości wiedzieli, że warto zaryzykować nieco większe zużycie - byle pod kontrolą. W autentycznej umowie najmu „kwatery” dla studenta z tamtych czasów był zapis: kąpiel dozwolona najwyżej 2 razy w tygodniu w wannie napełnionej wodą do połowy. Trzymamy kciuki za króla – może taki zapis znajdzie się w szwedzkiej konstytucji.

Kanadyjczycy pozazdrościli nam naszego Nowoczesnego Ryśka i poszli na całość wybierając sobie równie nowoczesne władze. Efekty są natychmiastowe. Nowoczesny Justin zapowiedział, że Kanada pomoże imigrantom, ale samotni mężczyźni będą kwalifikowani do programu tylko wówczas, jeśli będą towarzyszyć swoim rodzicom lub zaliczają się do mniejszości seksualnych. To się nazywa dylemat terrorysty udającego geja: zdążę się wysadzić zanim mnie ukamienują?

Nasi rodzimi Europejczycy też nie odstają od reszty – możemy być z nich dumni! Dogoniliśmy wreszcie Europę: zdaniem eksperta usunięcie europejskich flag mogło urazić uczucia religijne wielu milionów Polaków. Bo przecież wiedzą wszyscy, że te gwiazdki na sztandarze to z korony Matki Bożej, a ten PiS jest brzydki i obraża. Nie to co poprzednicy:

Na deser polecamy reportaż z teatru w którym miało dojść do spalenia kota na żywo. Dobrego Humoru.

I oto umarł kolejny mit 3RP. Głosząc idiotyzm „o zmarłych dobrze albo wcale” eliciarze nie tylko chcą bezkarności na tym świecie, ale także dbają o przyszłe pokolenia. Zależy im, aby mieć wpływ na to jak zapiszą się w pamięci narodu. Tymczasem śmierć generała Kiszczaka łamie ten zwyczaj. Nie udało się go osądzić i skazać za udział w komunistycznych zbrodniach. Ale po jego śmierci najczęściej jest cytowana ocena prezesa IPN: Kiszczak ponosi odpowiedzialność za wszystkie zbrodnie aparatu represji z lat 80. - za śmierć górników z "Wujka", zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki i Grzegorza Przemyka, za dziesiątki innych ofiar, za cierpienie tysięcy represjonowanych i ich rodzin. I to właśnie o nich powinniśmy przede wszystkim dziś pamiętać.

Ludzie wpływowi zawsze starali się unikać konsekwencji swoich czynów. W czasach słusznie minionych poziom ich skuteczności wyznaczał dwa bieguny wolności. Dymisja prezydenta Nixona w USA pokazała, że nawet najwyższe stanowisko w państwie nie czyni człowieka bezkarnym. Tymczasem Sołżenicyn pisywał, jak w sowieckiej Rosji „genialny naukowiec” Miczurin kazał siać zboże na śnieg, bo jak śnieg stopnieje, to w sposób naturalny z wodą ziarno wsiąknie w ziemię. Gdy okazało się, że większość ziaren nie wzeszła – ukarano dyrektora PGR'u, który niezbyt starannie wykonał polecenia „geniusza”. Polsce bliżej było do sowietów. Do dzisiaj nie wiadomo, kto wymyślił genialną metodę projektowania żelbetu na granicy płynności (zaprzestano po pierwszej katastrofie), kto wyliczył, że na odpowiedniej głębokości nie trzeba zamulać wyrobisk górniczych (efekt: zapadające się ulice na Śląsku), czy wreszcie – kto zaplanował powszechną meliorację pól (to dlatego efekty suszy są tak dotkliwe).

Jednak dopiero w III RP sentencja „nie myli się tylko ten, kto nic nie robi” stała się prawem fundamentalnym. Po 1989 roku styropianowi kombatanci zaczęli obsadzać różne stanowiska nie bacząc na kompetencje. Bezkarność „mylenia się” zagwarantowali sobie w prawie. To dlatego zamiast odpowiadać przed sądem za czynione straty, straszą się do dzisiaj trybunałem stanu. Ten trybunał jest wyłącznie po to. Jeśli inżynier lub księgowy nawet w dobrej wierze zrobią coś źle – ponoszą tego konsekwencje. Z karnymi włącznie. Kiedy sprzedano na przykład „przez pomyłkę” PZU – nikt za to nie odpowiedział – pomimo wielomiliardowych strat. Nawet ujawnione przez komisję sejmową działania bezprawne pozostały bez prawnych konsekwencji. Takich „katastrof” jest bez liku.

Szczególnie bezkarnie czują się szkodnicy, którzy używają niszczycielskiej mocy słowa. Kiedyś – w czasach PRL'u ludzie w proteście spacerowali w porze Dziennika (czasem z telewizorem). Gdyby teraz chcieli się zachowywać adekwatnie - nie mogliby robić nic innego, tylko spacerować. Dlatego coraz więcej osób stara się unikać polityki. Znika ona jako temat dyskusji w rodzinie lub wśród znajomych. Utrwala się pogląd, że polityka to coś złego. A przecież to politycy decydują o naszej przyszłości i społeczeństwo powinno się interesować tym, co oni robią. Z drugiej strony trudno mieć pretensje o to, że w akcie desperacji większość społeczeństwa dokonuje abdykacji.

Ludzie operujący „złym słowem” po prostu dokonują zniszczenia tak zwanej „tkanki społecznej”. Najbardziej skuteczni w tym wcale nie są politycy. Nie brakuje dziennikarzy i ekspertów, którzy wykorzystując swoją pozycję najwyraźniej zmierzają wyłącznie do destrukcji. Do najbardziej jaskrawych głosów tego typu należy opinia prof. Marka Żylicza na temat konieczności wznowienia śledztwa smoleńskiego. Komentarze pod tekstem pokazują, że dla większości Polaków cel tego wystąpienia jest oczywisty: „Ci kretyni z PO obmyślili sobie , że jak wrzucą kłótnie o Smoleńsk - to spanie poparcie dla PIS i może ocala koryto”.

Kilka innych bieżących przykładów:

Jednym z trwałych elementów, który przetrwał zmianę ustroju politycznego w Polsce był zakaz godzenia w aktualnie panujący ustrój (na poprzedni można było pluć do woli). Zmieniły się jedynie środki przymusu. W PRL groziły sankcje prawne, w III RP zaś ostracyzm ze strony społeczeństwa – a zwłaszcza styropianowej elity, która przejęła władzę. Na krytykę „historycznego porozumienia” mogli pozwolić sobie tylko oszołomy, a Leszek Balcerowicz zyskał status świętego, którego imienia szargać nie wolno.

Jednym z oszołomów jest Andrzej Gwiazda, który od lat ostro krytykuje polską „transformację ustrojową”. Kiedyś wyznał on, że czuje się jakby tylko on jeden nie napił się z zatrutej studni wody, która sprawia, że ludzie akceptują świat bezkrytycznie. Jednak coś się zmienia, skoro opiniotwórczy dziennik „Rzeczpospolita” publikuje wywiad z Andrzejem Gwiazdą, w którym mówi on między innymi: „Polska mogłaby być jednym z najbogatszych krajów Europy ze względu na bogactwa naturalne, a do niedawna także ogólne wykształcenie naszych obywateli. Niestety, reformy Leszka Balcerowicza zrujnowały naszą gospodarkę bardziej niż II wojna światowa”.

Na uwagę o radykalizmie takich sądów, Gwiazda odpowiada: „Radykalne to były działania Balcerowicza. Za czasów transformacji ludzie byli masowo wyrzucani na bruk i nie mieli szansy przekazać swoich umiejętności młodym pokoleniom. To dlatego młodzi mają dziś problemy na rynku pracy. Obniżyliśmy poziom kształcenia ogólnego, zniszczyliśmy kształcenie zawodowe. Po prostu odebraliśmy naszej młodzieży szansę na funkcjonowanie na rynku pracy. Po 1989 roku bezrobotni byli głównie pracownicy po czterdziestce. Tymczasem w ostatnich latach w sposób niezauważalny bezrobotni stali się przede wszystkim młodzi ludzie. Moim zdaniem to jest wpływ poronionych reform edukacyjnych”.

Na dodatek w tej samej gazecie jest wzmianka o powiązaniach Komorowskiego z WSI. Wśród depesz na ten temat jest też fragment następujący: „Komorowski miał interes w czyszczeniu tych spraw, z powodu swoich powiązań z byłymi Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Zresztą wywiad wojskowy w Polsce miał w swoich rękach wiele prywatnych firm, i to aż do 1990 roku. Wiele ciemnych interesów przeprowadzono podczas polskiej „terapii szokowej", która posłużyła za model dla Rosji. Wszyscy wiemy, w jaką stronę to poszło”.

Co prawda ta notatka jest typową dla polskich mediów wzmianką, która nie przedstawia istoty sprawy, ale ma dać pozór wolności prasy, jednak samo pojawienie się informacji o ciemnych stronach transformacji oznacza, że teraz już można o tym mówić w dobry towarzystwie. Więcej informacji o tajnych depeszach i podejrzeniach wobec Komorowskiego można znaleźć na przykład na portalu niezalezna.pl.

Rozwój internetu sprawia, że prawdy ukryć się nie da. Polacy staną więc przed świadomym wyborem: czy nadal chcą Polski ukształtowanej przez WSI z bezczelnym szyldem „Polski racjonalnej”, czy też wolną jednak coś zmienić.

Te same środowiska, które wyśmiewają „religię smoleńską”, traktują z nabożną czcią dogmat o Wielkim Sukcesie transformacji ustrojowej. Nawet umiarkowana krytyka „terapii szokowej” jest atakowana jako coś niedopuszczalnego. Broniąc prawa do krytyki, Rafał Woś (jeden z niewielu dziennikarzy, którzy się na krytykę poważyli), zwraca uwagę na patologiczne odrzucenie koncepcji państwa dobrobytu jako luksusu, na który Polski nie stać. Nawet krytycy Balcerowicza zarzucają mu jedynie służenie obcym interesom. W rzuconej mimochodem myśli Rafała Wosia kryje się jednak o wiele więcej. Wbrew pozorom strategia win-win (wszyscy wygrywają) mogła zapewnić większe wpływy finansistom (których interesy reprezentuje w Polsce Balcerowicz), dając jednocześnie szanse na dobrobyt społeczeństwa. Im bogatsze społeczeństwo – tym więcej można ukraść. Gdyby na przykład wpływy z podatków umożliwiły funkcjonowanie systemu ubezpieczeń społecznych, bez niebezpieczeństwa utraty władzy przez „jedyną dopuszczalną opcję”, to właściciele OFE nadal bez przeszkód kroili by nas na miliardy.

Strategia „brzydkiej panny na wydaniu” czyni z Polski kraj tanich najemników bez perspektyw. A to nie odpowiada młodzieży. Nie należy więc się dziwić, że co czwarty uczeń ostatniej klasy szkoły średniej uważa, że jego rówieśnicy to stracone pokolenie. Coraz mniej wierzą we własne siły, są coraz mniej zaangażowani w życie publiczne i w coraz ciemniejszych barwach widzą własną przyszłość. 51 proc. chłopców i 74 proc. dziewcząt czuje się zagrożonych bezrobociem. 33 proc. badanych jako odpowiedź na problemy ze znalezieniem satysfakcjonującej pracy wskazuje emigrację.

Ksiądz biskup Zawitkowski w homilii wygłoszonej podczas Mszy świętej na spotkaniu Rodzin Radia Maryja w Wołominie podsumował polską "transformację ustrojową":

Kładę przed Wami, wobec Królowej, kładę życie i śmierć. Błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie. Ja i mój dom ostaniemy przy Bogu. Bolszewickie zagrożenia to mały pikuś wobec dzisiejszych zagrożeń. To już nie dzika horda bolszewicka. To wykształcone politycznie bestie. Nic już nie mamy własnego. Ani bogactwa, ani majątku, ani uznania, ani wzięcia. Decydenci uwłaszczyli siebie. To owoc okrągłego stołu. Brawo bohaterowie! Naród umiera! Naród wymiera. Odbierzcie jeszcze dzieciom miłość, a młodzieży rozum i zostanie nam Polska ugorem pachnąca!

Na stronie Radia Maryja jedna ze słuchaczek skomentowała te słowanastępująco:

Płakałam rzewnymi łzami ze wzruszenia słuchając słów księdza biskupa Zawitkowskiego. On powiedział nam to wszystko, o czym myślą i czują prawdziwie wierzący Polacy. Mam wielką nadzieję, że te słowa staną się drogą przewodnią dla naszego Narodu i wstrząsną tymi, którzy zatracili swój honor, patriotyzm, wiarę i stali się wyrobnikami okupantów.

Oczywiście nie brak także oponentów reagujących zazwyczaj rechotem:  "Panie Zawistowski naród da sobie rade. Może lepiej zająć się swoimi kolegami pedofilami Wesolowskim Gilem i innymi".

Biskup Zawitkowski jest tym „nowym poetą”, z wiersza Czesława Miłosza:

Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,

Choćby przed tobą wszyscy się kłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli,

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świat zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

Na razie szyje zdrajców zdobią ordery. Ale czyny i rozmowy są spisywane .....