Drukuj
Kategoria: Konserwatywna Polska

Partia Ryszarda Petru „Nowoczesna PL” opublikowała swoje „Kierunki programowe”. Dokument jest ciekawy z uwagi na sposób jego powstania – w oparciu o ankiety. „W ankiecie on-line, w której pytaliśmy Polaków o to, co przeszkadza im w kontaktach z państwem, otrzymaliśmy ponad 57 tys. spontanicznych odpowiedzi. Każda z nich została wnikliwie zanalizowana, a łącznie – stały się podstawą do nakreślenia kierunków programu. Od początku zakładaliśmy bowiem, że najpierw będziemy słuchać, a potem odpowiadać. I że będzie to pierwszy program oparty na prawdziwej, a nie udawanej rozmowie”.

Rzeczywiście diagnozę polskich bolączek zawartą w tym dokumencie można uznać za dość udaną. Większość recept na uzdrowienie nie wykracza jednak poza ogólniki. W miejsce rzetelnych obliczeń i konkretnych propozycji mamy coś na kształt powtórki z Unii Wolności:

Polityka uchodzi za brudną i złą. I taka w dużej mierze jest – teraz. Nie zmieni się to, jeśli nie wejdą do niej profesjonaliści, ludzie ze znajomością języków, doświadczeniami zawodowymi i sukcesami. […] Ile jeszcze lat będziemy się wstydzić za własny kraj i słuchać o potrzebie zmian, wiedząc, że będzie nadal tak, jak jest?

Dwa fundamenty Unii Wolności wypisz wymaluj: wstyd za własny kraj i przekonanie o tym, że stoi się na czele armii profesjonalistów (bo ci z innych partii to nieudacznicy).

Pojawia się jednak dwie wątpliwości. Po pierwsze - czy aby na pewno sprawdzono, czy te 50 tys osób, które odpowiedziały na ankietę, to sami fachowcy znający języki? Czy dysponująca kadrą fachowców siła polityczna nie powinna dysponować własną wiedzą, zamiast ryzykować posługiwanie się zbiorem opinii?

Druga wątpliwość bierze się stąd, że od 25 lat o kształcie polskiej polityki decydują ludzie, z którymi Petru jest związany i dla których jest naturalnym spadkobiercą.

Mieliśmy dwa okresy oddechu: rekordowych wzrostów (7%) w czasach gdy rządziło SLD a ministrem finansów był Kołodko oraz w latach 2005-2007 – gdy rządził PiS. Jednak to nie Jarosław Kaczyński i PiS nadali kształt III RP. Dlaczego więc ci, którzy stworzyli obecnego potworka mieliby go naprawiać?

 

Skoro jednak dokonano tyle pożytecznej pracy, warto się zapoznać z jej wynikami.

Ustalono, że Polakom najbardziej przeszkadzają obecnie cztery kwestie:

a) Niskie dochody i niestabilna sytuacja na rynku pracy, poczucie zagrożenia bezpieczeństwa i zdrowia. Wiele osób czuje, że znalazło się na marginesie przemian.

b) Poczucie braku godności i szacunku – rozczarowanie politykami, poczucie złego traktowania przez urzędników i przez państwo. Odczuwamy silne rozczarowanie i wstyd, że państwo nie jest dobrze zarządzane, nie świadczy dobrej jakości usług.

c) Olbrzymia biurokracja, skomplikowane przepisy i mnóstwo denerwujących procedur i wymagań na każdym kroku. Blokują one nie tylko przedsiębiorców, ale każdego, kto prowadzi jakąś aktywność.

d) Zmniejszanie się wolności gospodarczej, pogarszające się warunki prowadzenia biznesu. Obawa i niepokój o to, że firmy nie będą się rozwijać i tworzyć nowych miejsc pracy. A także – niepokój o to, czy mamy doby pomysł na podtrzymanie rozwoju w przyszłości.

To zestawienie pokazuje jakiego rodzaju klientela zadała sobie trud wypełniania ankiet „Nowoczesnej”. Bez trudu można bowiem wymienić wiele poważnych problemów i zagrożeń, które nie mieszczą się w tych czterech kategoriach. Aż trudno w to uwierzyć, ale w całym dokumencie słowo „rodzina” jako podmiot się nie pojawia!

System wartości jakimi kierują się zwolennicy Ryszarda Petru określono następująco: Będziemy bronić w życiu publicznym państwa działającego racjonalnie, a także takich wartości, jak wolny rynek, odpowiedzialność, solidarność społeczna, efektywność i skromność.

Tymczasem dla Polaków najważniejsza jest rodzina. W życiu społecznym oczekujemy poszanowania ludzkiej godności – także w pracy. Cenimy sobie racjonalizm, wolność i tradycje tolerancji. Ale „wolny rynek” i „efektywność” to tylko pojęcia określające sposób działania, a nie wartości.

 

Minusy dodatnie

Poza diagnozą stanu ducha ankietowanych (potencjalnych wyborców Ryszarda Petru) w dokumencie znalazło się trzy wartościowe kwestie:

1. Znaczenie kultury dla gospodarki. Bardzo trafne są słowa Joanny Scheuring–Wielgus: „Gospodarka jest częścią kultury, a nie kultura – gospodarki. Musimy o tym pamiętać, bo korzenie pamięci, wartości i rozwoju tkwią w kulturze. Naród, który o niej zapomina, skazuje się na zapomnienie. Program Nowoczesnej traktuje kulturę jako jedno z kół zamachowych rozwoju Polski w przyszłości. Dbałość o kulturę nie tylko rozwija nas jako ludzi, ale zwiększa też kreatywność i innowacyjność”.

Niestety przełożenie tych tez na język konkretów nie wypada najlepiej. Kultura nadal jest rozumiana na sposób typowy dla III RP – jako wytwór ludzi kultury, których państwo opłaca, a oni w zamian za to popierają siły postępu. Oczywiście wszystko w rytm zaklęć o odpolitycznieniu. Jakichkolwiek śladów rewolucji informacyjnej na próżno by szukać w tej „nowoczesności”.

 

2. Zmiany w edukacji – w tym wprowadzenie bonu edukacyjnego i współpraca z organizacjami pozarządowymi przy tworzeniu treści e-learningowych.

Niestety reszta programu dla edukacji to połączenie komunałów i absurdów. Do tych drugich należy zaliczyć nowatorski pomysł, aby budować system kształcenia dla dorosłych w oparciu o Powiatowe Urzędy Pracy, narzędzia e-learningowe i dedykowane kanały telewizji publicznej. Kategoria „dorosły student” funkcjonuje w państwach zachodnich od lat i pomysł, by wyjąć tych ludzi z normalnego systemu kształcenia do jakiegoś specjalnego, funkcjonującego pod egidą UP mógłby doprowadzić tamtejszych praktyków edukacji do ataku śmiechu. Dlaczego coś takiego przyszło „nowoczesnym” do głowy? Pewnie z przemożnej chęci „unowocześniania”. Tymczasem może to służyć raczej uzasadnieniu przydomka „Nowoczesna PRL”. Przywodzi na myśl „Telewizyjne Technikum Rolnicze” z czasów Gierka.

3. Powszechny Program Profilaktyki prowadzony wraz z interesariuszami pozarządowymi.

Jak zwykle „diabeł tkwi w szczegółach”. Taki program można bowiem zrealizować na zasadzie uspołecznienia profilaktyki poprzez wsparcie rodzin w tym zakresie. Można też łożyć coraz większe pieniądze na „menadżerów profilaktyki”, którzy przeprowadzą akcję uprofilaktycznienia społeczeństwa w sposób dający „interesariuszom pozarządowym” maksimum zysku. Biorąc pod uwagę preferencje tych reformatorów, nie ma większych wątpliwości co do ich intencji.

 

Minusy ujemne

Zdecydowanie najgorszą częścią programu jest ta, która dotyczy gospodarki. Generalnie mało tam realnej gospodarki. Jest za to dalszy postęp „deregulacji” - w tym telekomunikacji, którą już nam raz Balcerowicz „zderegulował”, okradając społeczeństwo z infrastruktury budowanej przez pokolenia. Za mało?

Deregulacja ma też zastąpić „palący brak strategii” w dziedzinie energetyki, który autorzy dokumentu dostrzegli. Akurat w tej dziedzinie jakąś strategię mamy – w końcu Tusk ogłosił rehabilitację węgla. Problem jedynie w tym, że z jednej strony jest lobby szalonych naukowców marzących o „polskim atomie”, a z drugiej UE ze swą anty-węglową krucjatą.

Niestety ekonomiści, którzy są zapewne twórcami programu pominęli milczeniem wszystkie problemy związane z naszymi powiązaniami polityczno-gospodarczymi. Nie ma słowa o energetycznej i - szerzej - gospodarczej suwerenności, systemie finansowym łupiącym nas odsetkami, próbach narzucenia chorego systemu licencji i patentów made in USA. TTIP które ma temu służyć zostało nazwane „ekonomicznym NATO” (chyba raczej Układ Warszawski ;-)).

Rolnictwo i górnictwo – jak zwykle u ludzi pokroju Petru są tylko beneficjentami nieuzasadnionych przywilejów. Jest za to wciąż ta sama baśń o innowacjach, rozwoju „usług o wysokiej wartości dodanej” i wzroście gospodarczym:

Program ten krótkoterminowo da efekt w postaci wzrostu gospodarczego na poziomie 5-6%, który przełoży się na znaczące ograniczenie bezrobocia i szybki wzrost płac. Wzrost na poziomie 2-4% nie posuwa nas do przodu, to dreptanie w miejscu.

Mniejsza o to, że brak jakichkolwiek wyliczeń, uzasadniających te 5-6%. Już samo postawienie takiej granicy jest dziwaczne. Dobrze, że nie podali bardziej precyzyjnie: granica dobrobytu to 4,999% wzrostu PKB. Czy naprawdę ktoś jest w stanie w to uwierzyć?

Na temat słabości miary jaką jest wzrost PKB napisano tomy. Warto jednak zdać sobie sprawę przynajmniej z tego, że przymus wzrostu wynika wprost z przyjęcia monetarystycznej polityki, której drugą stroną jest powszechne zniewolenie przez system finansowy. Wzrost PKB i utrzymywanie do 2% inflacji pozwala obsługiwać stale rosnący dług publiczny i z dobrobytem to nie ma wiele wspólnego.

Porównanie czynników składających się na różnice PKB w Polsce i Niemczech (zob. Fabryka kłamstwa), prowadzi do ciekawych wniosków. Podstawowa konsumpcja nie jest czynnikiem decydującym o różnicach w zamożności. Niemców stać na większe inwestycje, dlatego mają wyższe PKB.

Ta różnica pogłębia się wskutek czynionych inwestycji. W Niemczech zwiększają się zasoby własności, będące podstawą dobrobytu. W Polsce własność jest wysprzedawana obcym w ramach „prywatyzacji” i „deregulacji”. Dajcie rządzić panu Petru, a na pewno znajdzie sposób, by temu nadać nową dynamikę. Dlatego słowo „własność” się w programie nie pojawia, a i o jakimś pobudzeniu inwestycji nie ma mowy.

Z różnych dziwacznych pomysłów jest tam jeszcze powrót do wynagradzania urzędników za efekty. Przedsiębiorcy niszczeni przez lata w pogoni za urzędniczą efektywnością będą na pewno wdzięczni ;-). Jest też gloryfikacja podatku dochodowego: „chcemy zwiększenia decentralizacji finansów samorządów, poszerzenia źródeł finansowania samorządów i oparcia ich na stabilnym dochodzie PIT”. Teraz jeszcze tylko Komitet Centralny uchwali stabilny poziom dochodów osobistych i będziemy w „nowoczesnym” PRL.

 

Podsumowanie

Wypada przyklasnąć słowom zawartym we wstępie do dokumentu: Pragniemy Polski, w której ludzie biorą odpowiedzialność za siebie, swój rozwój, swoje otoczenie, a także za swoje słowa. Chcemy, aby do życia publicznego wróciła wizja, przyzwoitość i szacunek.

Może więc pora, by Ryszard Petru odpowiedział za swój udział w przekręcie zwanym „reformą emerytalną”, zamiast próbować immunitetem bronić się przed „zemstą PiS”?