Program powyborczy

Wydaje się, że na tydzień przed wyborami, Polacy są wyjątkowo dobrze do nich przygotowani. Każdy ma swoich wrogów dobrze określonych. Dla tych nielicznych, którzy jeszcze się wahają, krótki przewodnik wyborcy – dlaczego mamy (nie)głosować na poszczególne ugrupowania:

  • PO – żeby córusia znanej z prawdomówności Ewy Peron nie musiała wyjeżdżać z „tegokraju”.

  • PSL – bo lokalne sitwy też powinny mieć reprezentację w parlamencie.

  • PiS – bo prezes Kaczyński swoje lata ma – jak nie teraz to kiedy ma budować państwo na miarę marzeń Piłsudskiego?

  • Kukiz'15 – jak Paweł Kukiz dostanie subwencje, to na pewno jakiś program polityczny napisze.

  • ZL – bo znikające resztki spadkobierców PRL'u są żywym świadectwem historii, a ich muzeum uświetnia człowiek ze sztucznym penisem.

  • Nowoczesna PL – bo w Polsce politycy jeszcze nie siedzą w kieszeni bankierów tak głęboko jak w USA – Ryszard Petru to krok w dobrym kierunku (wszak wszystko co amerykańskie jest „nowocześniejsze”).

  • KORWIN – bo obecny sejm jest zdecydowanie za mało rozrywkowy.

Szczerze mówiąc normalny człowiek na tej podstawie nie znajdzie swojego kandydata (to tylko żartobliwe podsumowanie). Jednak najgorsze, co może zrobić taki człowiek, to włączyć telewizor.

Zrobiłem to nieopatrznie i trafiłem na audycję (Polsat) poświęconą pytaniu: czy lewica jest potrzebna w parlamencie? Było w niej dokładnie to, czego się można spodziewać po telewizyjnej audycji przedwyborczej. Jakiś zarozumiały liberał ze swymi „nieprzemakalnymi” pseudo-argumentami i zirytowany socjalista, próbujący wziąć go na krzyk. Wytrzymałem minutę. Jeśli ktoś to ogląda, to powinien koniecznie skonsultować się z jakimś dobrym psychologiem.

Czy celem mediów jest ogłupienie nas wszystkich? O czym ci ludzie „rozmawiają”? Odrobina wiedzy o świecie nikomu nie szkodzi. Nawet liberałom i socjalistom. Kwestie o które toczą tak zaciekłe boje naprawdę nie największym problemem świata, ani nawet Polski. Brak zrozumienia rzeczywistości pokrywają jakimiś mitami z prehistorycznych czasów pańszczyzny. Kogo poza historykami to jeszcze obchodzi?

Kwestie naprawdę ważne nie są w ogóle w tej kampanii wyborczej poruszane. To jest poniekąd zrozumiałe, gdyż sprawy fundamentalne są trudne i powinny być przedmiotem spokojnej refleksji. Tymczasem skutkiem funkcjonowania w polityce „partii miłości” o żadnej spokojnej debacie w czasie przedwyborczej być nie może (pomijając już problem braku elit, których rolą jest podejmować takie wyzwania). W kampanii wyborczej pozostają więc działania wizerunkowe.

Żeby nie być gołosłownym, odnotujmy kilka fundamentalnych spraw, które wymagają pilnego rozstrzygnięcia po wyborach:

1. Patriotyzm i system wartości. Te dwie kwestie są powiązane ze sobą poprzez problem umiejscowienia własnego państwa w systemie wartości. „Nowocześni Polacy” wierzą w wartość „humanizmu” i ideologię „praw człowieka”. Państwo postrzegają jako podrzędną strukturę organizacyjną, która ma służebny charakter wobec obywateli. Oczywiście przeciwstawia się temu obóz patriotyczny (PiS, Kukiz). Tu podział jest jasny (z uwzględnieniem faktu, że dla PSL państwo to dojna krowa, a dla Korwina to zło które należy ograniczać). Problem w tym, że ta „nowoczesność” jest już bardzo nienowoczesna, a w obecnych niespokojnych czasach wartość własnego państwa jest czymś oczywistym. To wcale nie znaczy, że ta kwestia jest już rozstrzygnięta. Wręcz przeciwnie. Nie ma w Polsce żadnej siły politycznej, która chciałaby państwa w duchu tradycji Norwida i Jana Pawła II. Tymczasem jest to jedyna skuteczna obrona przed szerzącym się faszyzmem w wersji soft (sojusz władzy politycznej i korporacji budujących wspólnie totalitarne państwo) . Na razie nie ma warunków do zmierzenia się z tym problemem. Dlaczego? Bo atak kosmopolitów i liberałów wymaga konsolidacji sił patriotycznych. Dopiero po zwycięstwie (miejmy nadzieję) czeka nas prawdziwy spór o Polskę (niedawne wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego daje nadzieję na konsensus).

2. Rola religii w społeczeństwie. Wydaje się, że Polacy w zdecydowanej większości akceptują chrześcijańską tradycję, ale równocześnie traktują ją jako coś naturalnego, co istnieje poza nimi. Tak jak powietrze, którym oddychamy. Nie należy za bardzo zanieczyszczać, ale też nie ma co sobie nim specjalnie głowy zawracać. Ten komfortowy stan rzeczy został wystawiony na ciężką próbę wskutek ideologicznej wojny, w której niezależnie od własnej woli uczestniczymy. Nasza tradycja jest zagrożona i niezależnie od głębokości wiary w Chrystusa (lub jej braku), musimy się jasno w tej kwestii opowiedzieć. Jak pisał Poeta: „trzeba dać świadectwo, bądź odważny gdy rozum zawodzi, bądź odważny - w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy”.

3. Czy „pieniądz rządzi światem”? Sprawa wydaje się oczywista. Zawsze tak było i nic się nie zmienia. Tyle, że to nie jest cała prawda. Obecna sytuacja jest pod tym względem naprawdę wyjątkowa. Dawniej główną rolą pieniądza było przekazywanie informacji o wartości rzeczy i usług. Ludzie mieli pieniądze, gdy byli bogaci. Teraz jest odwrotnie. To obracający pieniądzmi bankierzy decydują kto się bogaci, a kto biednieje. Dzieje się tak odkąd zatriumfował monetaryzm. Polityka trudnego pieniądza sprawia, że zaczęto powszechnie traktować pieniądz jako wartość (cenne jest to co trudne do zdobycia) a nie jedynie miarę wartości. Bez zmiany tej sytuacji nie ma co marzyć o godnym społeczeństwie. Kwestia przeciwstawienia się amoralnym spekulantom rządzącym światem nas nie ominie.

4. Praca w godnym społeczeństwie. Tak zwany „rynek pracy” to koszmarna kraina absurdów. Traktujmy jako coś zupełnie normalnego fakt, że w wiadomościach o powstających fabrykach najważniejsze jest to, ilu osobom dają one pracę. Nieważne co robią, jakie i czyje potrzeby zaspokajają. Liczy się tylko to, czy dają pracę ( choć przecież to pracownik 'daje' swój wysiłek). Nie liczy się sama praca, tylko możliwość jej wykonywania. Nie ma wartości praca, za którą jakiś 'pracodawca' nie zechce zapłacić. Skutki tych absurdów są koszmarne. Pomimo teoretycznie rosnącego dobrobytu następuje degradacja społeczeństwa. Żadne próby zmiany tej sytuacji w imię 'sprawiedliwości' czy 'solidarności' nie będą skuteczne, jeśli ograniczą się do naciągania krótkiej kołdry. Praca solidarna musi zyskać należne jej miejsce w ekonomii. Bez tego nadal będziemy uważać, że wertowanie dokumentów to Bardzo Ważna Praca, a wychowywanie dzieci to jedynie koszty.

 

Powyższy wykaz zapewne nie jest wyczerpujący. Miejmy nadzieję, że po wyborach pojawią się możliwości poważnej dyskusji o Polsce, w której tego rodzaju kwestie będą poruszane.

W oczekiwaniu na ten moment spisałem własny program „powyborczy” w formie książki zatytułowanej „Cyberpersonalizm” (do pobrania za darmo w formie ebooka).

Konkretne działania, w myśl takiego programu naprawy Rzeczpospolitej chcemy zainicjować już 28 października na konferencji w Jarosławiu. W imieniu organizatorów serdecznie na nią zapraszam.

Na koniec podzielę się swoim „algorytmem wyborcy”. Składa się on z dwóch kroków. Krok pierwszy, to podział sił politycznych na takie które szukają sposobu naprawy Rzeczpospolitej i takie, które szukają powodu, by uzasadnić ludziom, że samo myślenie o poprawie jest dla nich złe. Ja osobiście odfiltrowałem dwie takie siły (Kukiz i PiS – SLD odrzucam z powodu człowieka ze świńskim ryjem). W drugim kroku należy poszukać osób, które mają otwarty umysł i chcą myśleć i działać pozytywnie. To niestety nie jest łatwe, gdyż te cechy niekoniecznie idą w parze z umiejętnością „promowania się”. Dlatego pozwolę sobie na koniec ułatwić pracę ludziom z mojego okręgu. Na ósmej pozycji w moim okręgu wyborczym jest poseł Bogdan Rzońca. To człowiek, który jest zaprzeczeniem polityka-celebryty. Taki celebryta przychodzi na przykład na konferencję i po wygłoszenia Bardzo Ważnego Przesłania wychodzi 'po angielsku'. Poseł Rzońca nie tylko potrafi osobiście się zaangażować, ale traktuje tego rodzaju spotkania z wyborcami jako element swojej działalności, który powinien mieć ciąg dalszy. Nieodgadnione są powody, dla których władze PiS promują kogoś innego…. Miejmy nadzieję, że wyborcy jednak swój rozum mają….