Nie trzeba mędrca by dostrzec, że dla idei „dobrej zmiany” najgroźniejsza jest pazerność na władzę. Taki szturm na stanowiska. Paweł Kukiz ma rację, mówiąc o partyjniactwie. Po PRL'u odziedziczyliśmy państwo w którym pozycja zależy od tego jakich ma się znajomych, a nie od tego jakie ma się kompetencje. Dziwne byłoby, gdyby w partiach politycznych było inaczej – bo wspólnota idei sprzyja stawianiu kryterium zaufania przed kryterium kompetencji. Problemy zaczynają się, gdy mamy partyjne rządy w postkomunistycznym państwie. Wtedy okazuje się nagle, że idee ideami – ale żyć trzeba. A dlaczego zwycięzcy nie mieliby żyć odrobinę lepiej….

Ten drażliwy problem jest śmiertelnym zagrożeniem dla tak słabego rządu jak obecnie (o jego słabości świadczy konieczność tolerowania jawnie bezprawnych wystąpień szajki prawników i „obrońców demokracji”). Gdyby zgodnie z zapowiedziami poczyniono zmiany, które pozwalają na powstanie nowej fali polskiego kapitalizmu, być może ten szturm na stanowiska byłby nieistotny. Na razie jednak mamy jedynie nową falę oddolnego TKM.

To razi. Nic więc dziwnego, że Paweł Kukiz protestuje i grozi wnioskiem o wotum nieufności wobec Ministra Skarbu.

Dość szokująca jest reakcja polityków PiS. Ich komentarze można by spokojnie dołączyć do zbioru wystąpień Donalda Tuska z czasów jego premierostwa i nikt nie spostrzegłby różnicy. Elżbieta Witek bez wątpienia ma rację, że „każdy ma znajomych, do których ma zaufanie” (dla większego efektu gazeta pomija słowo "kompetencje"). Gdyby jednak przynajmniej dodała, że dostrzega i rozumie problem – byłaby choć minimalna odmiana. Rację ma także marszałek Karczewski, gdy mówi „każdy musi gdzieś pracować”. Kariery rodzin prominentnych polityków (vide syn Premiera Tuska) zawsze budzą szczególne zainteresowanie. Istnieje cienka granica pomiędzy oddolną chęcią zatrudnienia takiej osoby z uwagi na pożyteczne dla firmy kontakty, a odgórnymi naciskami aby ułatwić komuś karierę. Stanisław Karczewski mógłby przynajmniej wyrazić nadzieję, że nie mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem. Byłaby taka drobna „dobra zmiana”.

Niestety Pani Premier postanowiła także wejść w buty Donalda Tuska, mówiąc: PO i PSL to ostatnie partie, które mogą mówić o nepotyzmie. Przez osiem lat słuchaliśmy obrzydliwego usprawiedliwiania wszystkich błędów tym, że PiS był jest albo mógłby być jeszcze gorszy. Politycy PO doszli w tym do takiej wprawy, że w zasadzie nie wiadomo po co dziennikarze pytają ich o cokolwiek, skoro wiadomo jaka będzie odpowiedź. Gdy na przykład zapytać któregoś z „byłych” o aferę Amber Gold, na pewno zacznie opowiadać o SKOK'ach sugerując, że to pisowska afera.

Wielką nadzieją napawała reakcja na wcześniejsze błędy popełniane przez rząd Beaty Szydło. To była naprawdę miła odmiana. Miejmy nadzieję, że po świętach Pani Premier wróci do dobrej formy i przywróci Polakom nadzieję na dobrą zmianę.