Obchody 1050 rocznicy chrztu Polski miały swój wymiar religijny i polityczny. Najważniejszym wydarzeniem politycznym było bez wątpienia orędzie Prezydenta wygłoszone przed Zgromadzeniem Narodowym. Mówił o tym, że poprzez chrzest Mieszka I to chrześcijaństwo ukształtowało naszą tożsamość narodową. Następnie przedstawił owoce jakie poprzez wieki polskość wydała. Ta historia i dochowana wierność powinna napawać nas dumą.

Bardzo interesujące było starcie dwóch dziennikarzy: Rafała Ziemkiewicza i Janusza Rolickiego, którzy komentowali wystąpienie Prezydenta w TVP Info. Janusz Rolicki postawił tezę, że Polska jest państwem słabym, niezdolnym do samodzielnego istnienia i dlatego wielką głupotą rządzących jest niszczenie stosunków z wypróbowanymi sojusznikami (słowo „Niemcy” nie padło – ale to chyba było oczywiste). Tymczasem Rafał Ziemkiewicz mówił, że jeśli jesteśmy słabi ekonomicznie, to trzeba odbudować silne państwo i od czegoś trzeba zacząć. Więc PiS rozpoczął od odbudowy siły duchowej.

Niestety te opinie wydają się bardzo dobrą charakterystyką dla dwóch stron podziałów jakie nastąpiły w społeczeństwie. Niestety – gdyż żadne z nich nie jest realistyczne. Siła różnorodnych powiązań we współczesnym świecie jest tak wielka, że żadne rozwinięte państwo nie może istnieć samodzielnie. Ale tylko polskiemu szefowi dyplomacji przyszło do głowy, żeby głosić ideę „brzydkiej panny na wydaniu”.

Rafał Ziemkiewicz odrzuca tego typu mentalność (nie wiedzieć czemu w swojej publicystyce wywodzi on ją z mentalności chłopa pańszczyźnianego). Jednak de facto akceptuje obiektywne (według dziennikarzy) podstawy takiego myślenia: słabość ekonomiczną państwa.

 

Czy rzeczywiście Polska jest państwem skrajnie słabym ekonomicznie? Na pewno nie jesteśmy potęgą – ale chyba największą słabością jest brak wiary we własne siły. Polska jest podobna do dużej fabryki, na której której bramie wywieszono wielkie hasło: „nasi pracownicy stanowią o naszej sile”, ale w praktyce zarząd stawia na układy z rządem, szemrane kontrakty i sprawność telemarketerów. Polacy są narodem przedsiębiorczym, który jest zdeterminowany w dążeniu do sukcesu. Wszędzie tam, gdzie pojawiają się luki w szemranej działalności państwa (płaszczącego się dotąd przed obcymi) ta przedsiębiorczość rozkwita z zadziwiającą siłą. Zbudowaliśmy w ten sposób największą flotę transportu samochodowego w Europie. Jesteśmy potentatami w produkcji żywności i mebli. Rozkwita rynek usług outsourcingowych. Bez głupiego bicia piany urzędników ministerialnych (wspólnie z IBnGR) i opowiastek o „polskiej Dolinie Krzemowej”) zbudowano autentyczny klaster informatyczny w Krakowie.

Jak zmierzyć siłę gospodarki i w jaki sposób ją porównać z innymi? Można na ten temat pisać wiele sążnistych tekstów. Jednak chyba wszyscy się zgodzą z tym, że potrzebna jest strategia rozwoju. Duma narodowa jest w takiej strategii nie do przecenienia. Wiedzą o tym Japończycy realizując strategię („abenomika”) której taka duma jest ważnym elementem. Wiedzą to Amerykanie, którzy już od najmłodszych lat kształcą dumnych Amerykanów (odwołanie do tej dumy jest też głównym elementem zwycięskiej dotąd strategii Trumpa). Dumni z siebie są nawet Niemcy, którym udało się zapomnieć o podłościach tego narodu w przeszłości.

Jednak na samej dumie nie da się niczego zbudować, bo ona może społeczeństwo prowadzić na manowce. Widać to na wspomnianym przykładzie Niemiec – które znów zaczynają zagrażać Europie (pan Rolicki jest niestety strasnym matołem, skoro sądzi – że wina w psuciu się relacji polsko-niemieckich leży po naszej stronie). Strategia rozwoju musi być konkretna i oparta na ugruntowanym systemie wartości. Polski katolicyzm to nie tylko imperatyw dochowania wierności, ale też na na przykład społeczna gospodarka rynkowa, której elementy pojawiają się w polityce obecnego rządu, ale która nigdy nie została otwarcie i świadomie zaakceptowana przez rządzących. Taka strategia musi być otwarta na przyszłość (jak to teraz mówią „innowacyjność”), ale także biorąca pod uwagę błędy przeszłości. Bez wątpienia monetaryzm i globalizacja poszły za daleko i potrzebna jest korekta. Odpowiedź na pytanie o siłę Polski musi brać pod uwagę zdolność do wykonania takiej korekty. W ekonomii dokonuje się na naszych oczach dokonuje się prawdziwy „przewrót kopernikański”, a polski program „500+” wygląda na pionierski w tej dziedzinie. Dobra strategia powinna zmierzać do przekucia naszej słabości w naszą siłę. Tam bowiem, gdzie pojawia się krytyczna słabość jest największe pole do pozytywnego działania. Kryzys demograficzny skłonił nas do wyrzucenia ekonomicznych teoryjek do śmieci. Podobny może być efekt kryzysu zadłużenia, braku suwerenności monetarnej i przemysłowej czy wreszcie kryzysu systemu emerytalnego. To wszystko powinno być wyzwaniem, które pozwoli ludziom światłym realizować strategię harmonijnego rozwoju. Parafrazując hasło Trumpa: uczynić na powrót Polskę wielką.

Oceniając jednak sytuację obiektywnie i bez emocji – szanse na realizację takiej strategii są nikłe z powodu podstawowego deficytu: braku tych światłych ludzi, którzy mogliby zbudować nową elitę. Statystycznie rzecz biorąc z pewnością w Polsce jest ich nie mniej, niż w innych krajach. Jednak tylko w Polsce udało się zbudować konflikt polityczno-społeczny, który dzieli ludzi mądrych i głupich. To jest fundament polskiego sporu. Wystarczy posłuchać tego rodzaju dyskusji jak Ziemkiewicza z Rolickim, lub poczytać dowolną dyskusją w internecie, by dostrzec intelektualną przepaść dzielącą Polaków. Bezwstydna głupota dominuje. Opanowała politykę, media i wyższe uczelnie. Stała się narzędziem zarządzania społecznym konfliktem przez ludzi podłych i sprytnych – których nie obchodzi nic poza własnym sukcesem.

Wystąpienia podczas wczorajszych uroczystości patriotyczno-religijnych pełne były wezwań do miłości bliźniego – także w odniesieniu do przebaczania nieprzyjaciołom politycznym. To niestety także był przejaw głupoty. Głupota dysponująca tak niszczycielską siłą jest nie do wybaczenia (wystarczy wspomnieć przypowieść o pannach mądrych i głupich).

W zasadzie nie wiadomo – co w tej sytuacji należałoby zrobić. Pozostaje chyba skupić się na lokalnych działaniach – tworząc lokalne wysepki normalności