Max Kolonko to bardzo dobry felietonista. Jego filmowe komentarze słucha się z przyjemnością, nawet jeśli się z nim nie zgadzamy. W jednym z najnowszych komentarzy krytykuje on politykę Obamy, ze szczególnym uwzględnieniem interwencji w obronie Jazydów:
Jacy, cholera, Jazydzi. Argument jest prosty: Jazydzi to Arabowie i ich problem powinni rozwiązać bogate kraje arabskie. Natomiast każda amerykańska rakieta wystrzelona na Irak to milion dolarów. No i panie - kto za to płaci? Społeczeństwo amerykańskie, do którego Max Kolonko przecież należy. Jeśli Obama chce interweniować z powodu katastrofy humanitarnej, to niech coś zrobi z tragedią dzieci nielegalnie przekraczających amerykańską granicę południową.
Max Kolonko nie ma jednak racji i to z dwóch powodów.
Po pierwsze – bo to Amerykanie naważyli tego piwa na Bliskim Wschodzie. Dlaczego więc kto inny miałby je pić? Po drugie zaś (i to jest dużo ważniejsze), rozwiązanie problemu na południowej granicy USA mogłoby rzeczywiście być dla społeczeństwa amerykańskiego kosztowne. Natomiast ostrzeliwanie rakietami Iraku już niekoniecznie.
Problem ten można próbować wyjaśnić przy użyciu metafory zbitej szyby. Znikające w momencie wybuchu milion dolarów to dobra analogia do zbicia szyby wystawowej. Odtworzenie tej szyby wymaga pracy, która przełoży się na wzrost PKB. W wielokrotnie większym stopniu efekt taki będzie miało wyprodukowanie nowej rakiety. Krytycy takiego myślenia słusznie zwracają uwagę na to, że jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie koszty, te pozorne korzyści okażą się stratami. Problem w tym, że w przypadku bombardowani, główne straty są w atakowanych krajach, a nie w USAj.
Oczywiście za rakiety trzeba będzie zapłacić pieniędzmi, które równie dobrze mogłyby pomóc biednym dzieciom z Gwatemali. Ale to także nie jest dobry argument. Po pierwsze bowiem, to finansowanie odbywa się w dużym stopniu dodrukiem pieniądza. USA może sobie pozwolić na drukowanie pieniędzy bez pokrycia między innymi dlatego, że nie waha się przed użyciem rakiet. Po drugie zaś teza, że te pieniądze można by przeznaczyć na biednych jest absurdalna. Oni nie są wspierani nie dlatego, że nie ma takiej ekonomicznej możliwości. Nawet dziecko liczące na palcach rozumie, że w sytuacji dużego bezrobocia i olbrzymich możliwości wynikających z rozwoju nauki i techniki, zaspokojenie podstawowych potrzeb całego społeczeństwa nie jest problemem ekonomicznym. To jest problem złego ładu społeczno-gospodarczego. A ten ład jest zły, aby ludzie nie potrafiący zliczyć swego bogactwa mogli czuć się lepiej, niż ludzie nie potrafiący zaspokoić swoich elementarnych potrzeb. Politycy zaś nie podejmą decyzji, które mogłyby wpłynąć na złe samopoczucie ich sponsorów. Dlatego nie można zaprzestać strzelania i skupić się na rozwiązywaniu problemów społecznych.