Prezydent Syrii zarzeka się, że nie wydał rozkazu użycia broni chemicznej. Goszczący w Europie John Kerry odparł natychmiast, że „dowody mówią za siebie”. Trudno powiedzieć, co miał na myśli. Może był wczoraj u wróżki? Racjonalnym posunięciem byłoby zażądanie rozejmu i niezależnego śledztwa. Tymczasem Kerry w odwecie za zabicie około tysiąca Syryjczyków chce ich zabić jeszcze więcej. Co z tego wynika? Na pewno jedno: nie może trwać imperium, które w misje zagraniczne wysyła błazna.
Paul Craig Roberts twierdzi, że szef tego błazna wcale nie jest lepszy. Według niego świat balansuje na krawędzi wojny o trudnych do przewidzenia skutkach z powodu dwóch głupków, podżeganych przez rząd Izraela i pałających nienawiścią do islamu neokonserwatystów.
Im więcej krajów islamskich uda się Amerykanom zaatakować, tym większe szanse na zjednoczenie fanatyków całego świata przeciw Ameryce.