Zbiegiem okoliczności wizyta Jarosława Kaczyńskiego w Wielkiej Brytanii zbiegła się z krwawym atakiem terrorystycznym w Londynue. Stało się to okazją do żartów, z których zdecydowanie najpodlejszy jest ten dziennikarza (?) "Gazety Wyborczej". Czytelnikom tej informacji najbardziej przypadł do gustu komentarz: „Jak się pracuje dla Wyborczej, to nie można spaść na dno. Na dnie już się jest”.
Niby tak – ale od GW przynajmniej nikt nie oczekuje rzetelności. Podobnie jak nikt rozsądny nie oczekuje od mediów niemieckich, że będą prezentować polski punkt widzenia. W dyskusji nad repolonizacją mediów słusznie zwrócono uwagę na to co zrobił z porządną gazetą Grzegorz Hajdarowicz. Najnowszy numer tej współczesnej „Trybuny Ludu” przynosi sondaż „Czy są powody do debaty o Polsce w Parlamencie Europejskim”. Samo postawienie tego pytania najwięcej mówi o pytających, a wyniki to jedynie miara skuteczności propagandy.
Ulubiony sposób działania „Rz” - czyli manipulowanie tytułami nie jest niestety zbyt oryginalny. Jest on stosowany nagminnie. Trudno powiedzieć, czy bulwersujące tytuły prasowe pochodzą od dziennikarzy, szukających rozgłosu redakcji, zawodowych manipulatorów, czy dywersantów (bo w ostatecznym rozrachunku mogą bardzo szkodzić publikującym je mediom). Faktem jednak jest, że tytuły często nie mają potwierdzenia w treści artykułu, a nawet bywają kłamliwe. Na przykład bulwersujący artykuł Superekspresu na temat perypetii sędziego Żurka nosi obecnie tytuł „Sędzia chciał pozwać córkę do sądu, żeby oddała alimenty!”, ale w przeglądarce Google zachował się tytuł poprzedni: „Sędzia pozwał córkę do sądu, żeby oddała alimenty!”. Niewielka różnica? Taka jak między prawdą a kłamstwem. Rzecznik KRS przyznaje, że wysłał pismo z żądaniami do córki, ale nie było żadnego pozwu! Redaktorzy uznali, że samo żądanie jest zbyt mało kompromitujące, czy chcieli dać sędziemu pretekst do słusznego oburzania się na kłamstwa prasy?
Inny przykład – dość rzetelnego jak na polskie warunki dziennika „Program „Mieszkanie+” pod znakiem zapytania”. Chodzi o niejasną sytuację prawną terenów, które miały być przeznaczone pod budownictwo w ramach rządowego programu. Chodzi o tereny użytkowane przez PKP bez podstaw prawnych. Jednak współpraca z PKP nie warunkuje powodzenia programu – o czym uważny czytelnik może wyczytać z artykułu.