Rola pieniądza we wszystkich konfliktach jest coraz większa. Nie chodzi już tylko o to, że za pieniądze tworzy się armie („do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze więcej pieniędzy”). Pieniądz sam stał się bronią. W tak zwanej „wojnie hybrydowej” cele osiąga się właśnie poprzez umiejętne stosowanie pieniądza i informacji. Granica między nimi jest zresztą bardzo płynna. Przetwarzanie informacji o zapisach na kontach bankowych może dawać takie same skutki jak przekazywanie gotówki. Wśród tych finansowych zapisów dotyczących Polski, rolę „trupa w szafie” pełnią tak zwane „kredyty frankowe”. Problem jest tak złożony, że nawet jego zdefiniowanie jest trudne. Ostatnio Komitet Stabilności Finansowej (KSF) podtrzymał opinię, że te kredyty stanowią zagrożenie dla stabilności polskiego systemu finansowego. Jeśli jednak ktoś sądzi, że w konsekwencji KSF postuluje likwidację tego zagrożenia – to grubo się myli. Według tych „mędrców” to właśnie próby rozwiązania problemu są groźne. Brak jest refleksji nad tym, co stanie się w przypadku kolejnego znaczącego kryzysu finansowego (który wydaje się nieunikniony). Co będzie jeśli kurs franka skoczy znacząco powyżej 5PLN? Już dzisiaj „frankowicze” stanowią znaczącą siłę, która może być wykorzystana w toczącej się hybrydowej wojnie. Bankierów to oczywiście nie obchodzi, a KSF dba wyłącznie o ich interesy (resztę społeczeństwa traktując jak idiotów).
Trwającą wojnę na szczęście udaje się na razie ograniczać do frontu wewnętrznego. Może również dzięki temu, że władza nie narusza bankierskich interesów. Doszło już do tego, że „Trybuna Ludu” musi wyostrzać wypowiedzi Merkel, aby wyszło na to – że nam grozi: „Mam nadzieję, że napięcia między UE a Węgrami i Polską uda się rozwiązać w drodze dialogu, a nie poprzez nakładanie finansowych kar”. Chociaż z tekstu wynika, że Kanclerz Niemiec nie chce wprost angażować się w konflikt między KE i Polską, a nawet – że nie wiadomo, czy o Polskę chodzi. Dziennikarzyny już dobrze wiedzą: ”chociaż Merkel nie wymieniła konkretnie, że chodzi jej o Polskę i Węgry, to właśnie te dwa kraje są zagrożone konsekwencjami za nieprzestrzeganie unijnych zasad”.
Trochę to przykre, że nasze państwo musi zmagać się z takimi szmaciarzami, choć ma ambicje odgrywać znaczącą rolę na arenie międzynarodowej. Z drugiej jednak strony póki ci szmaciarze nie mogą liczyć na stabilne finansowanie z zewnątrz – pozostaje im tylko propaganda. Jeśli więc kupujemy w ten sposób „stabilność”, to może władze robią słusznie ignorując problemy „frankowiczów”? Zwłaszcza, że wśród nich dominują „młode wykształcone z wielkich miast”, którym jakaś kara za głupotę się należy…..