Sporo rozgłosu uzyskała ostatnio negatywna opinia Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, w sprawie profesury dla dr. hab. Andrzeja Zybertowicza. Wprawdzie pozostaje jeszcze droga sądowa – ale szanse na ostateczny sukces Zybertowicza nie są duże.
Zapewne dla dr. Zybertowicza uzyskanie profesury byłoby osobistym sukcesem. Jednak społeczna wartość takich tytułów nie jest zbyt duża. Bynajmniej nie wynika to z deprecjonowania wszelkich autorytetów, ale z realnej oceny znaczenia tego typu nauk dla społeczeństwa.
Odkąd bowiem tak zwane nauki społeczne zakwestionowały możliwość dotarcia do obiektywnej prawdy o świecie – przestały być użyteczne dla społeczeństw, dla których prawda pozostaje centralną wartością.
Jest to jeden z tematów poruszanych w książce Jerzego Wawro „Uwaga na lemingi. Filozofia dla inżynierów”. Poniżej przytaczamy obszerny fragment obejmujący analizę artykułu Andrzeja Zybertowicza, opisującego konstruktywizm, który jawi się jako coś w rodzaju sztucznej prawdy.
Problem z ustaleniem obiektywnej prawdy został zauważony przez samych socjologów. Zaradzono temu w sposób, który budzi przerażenie wśród każdego racjonalnie myślącego człowieka - poprzez konstruktywizm. Andrzej Zybertowicz opisuje to tak : “Konstruktywizm w sporej mierze ma charakter opisowy - respektuje zasady przyjęte w praktyce badawczej danej dyscypliny przez uczonych. Właśnie: przez uczonych, a nie pochodzące z samej rzeczywistości (empiryzm) lub form umysłu (transcendentalizm). Z drugiej strony bowiem, dla konstruktywizmu sukces poznawczy ma inny status niż w tradycyjnej, obiektywistycznej metodologii: nie polega na adekwatnym „odzwierciedleniu obiektywnej rzeczywistości (klasyczna koncepcja prawdy), ale na uzyskaniu ustaleń zgodnych z aktualnie funkcjonującymi zasadami danej dyscypliny (konsensualna-koherencyjna koncepcja prawdy).” Sprowadza się to do wymyślania bajek, które są zgodne z własnym oglądem świata i uzyskiwania “sukcesu badawczego” w postaci akceptacji danej bajki przez ogół “uczonych”. Statystyka jest tu jednym z najsilniejszych narzędzi perswazji. Zaś teza o zgodność bajki z rzeczywistością ma znaczenie drugorzędne. Jak wyjaśnia Zybertowicz: “Stwierdzenie, iż jakaś „koncepcja jest prawdziwa, bo zgodna z rzeczywistością” ma dla konstruktywizmu charakter nieoperacyjny – jest w istocie wypowiedzią metafizyczną. Stwierdzenie to może postać operacyjną uzyskać, gdy przejdziemy na poziom empirycznego języka socjologii i powiemy, że w danej społeczności badawczej za prawdziwe uznawane są wypowiedzi, które spełniają takie to a takie, skądinąd zmienne historycznie, zasady”.
To gorsze od marksizmu! Prawdy marksistów były wykoślawione przez ideologię wspartą dialektyką, ale jednak nie negowali oni znaczenia obiektywnej prawdy o świecie i byli gotowi konfrontować te poglądy z oponentami. Teraz nawet dążenie do prawdy staje się nonsensem. Uczeni uzgodnią między sobą, jaka im prawda pasuje, a od społeczeństwa oczekują przyjęcia “objawienia”. Odmowa może się spotkać z gniewem i urąganiem. Dopiero gdy ktoś z sukcesem skopiuje ich metodę, biadolą - że to postprawda i niedopuszczalna manipulacja.
To tak absurdalne, że nawet akademicy stają w obronie klasycznie rozumianej prawdy. Na przykład Małgorzata Czarnocka w książce „Droga do koncepcji prawdy symbolicznej” wyraża pogląd: ‘idea prawdy korespondencyjnej głosząca, że prawda polega na korespondencji zdania (prawdziwego) z rzeczywistością jest najcenniejszą ideą prawdy [. . . ]. Przyjęcie tej idei, opowiadanie się za nią oraz dążenie do prawdy w jej korespondencyjnym rozumieniu jest ważnym świadectwem człowieczeństwa bezinteresownego, zachowującego pragnienie poznawania dla intelektualnej potrzeby, a nie z powodów utylitarnych, które są często egoistyczne. Ujęty w długim ciągu zależności, człowiek uznający ideę prawdy korespondencyjnej nie kieruje się jedynie własnymi interesami, nie zamyka się w kręgu tak samo myślących (uznających te same „prawdy” na podstawie utylitarnych konsensów), lecz niezależnie od presji społecznej, kulturowej i osobistych pożytków pragnie poznawczo dotrzeć do rzeczywistości, zachowując przy tym obiektywność w maksymalnym realizowalnym stopniu’.
Problem w tym, że tego typu obrona wydaje się omijać sedno problemu, a więc jest nieskuteczna. Przede wszystkim musimy przyznać, że rzeczywiście nie jest nam dostępna absolutnie pewna wiedza o świecie. Gdy czujemy krople deszczu i mówimy, że właśnie pada – informujemy tylko o swych odczuciach, które przecież mogą być zwodnicze. Także prawdy opisane w teoriach nauk przyrodniczych są w pewnym sensie umowne. Godzimy się zaakceptować pewne teorie i uznajemy prawdy jakie wynikają z zastosowania tych teorii w praktyce. Znamy więc jedynie opis rzeczywistości zgodny z przyjętą teorią. To zaś nie jest prawdą absolutną (która w nauce jest nieosiągalna). W czym więc problem? Skoro nikt nie oponuje przeciw fizykom czy astronomom opisującym obserwowaną przez nich rzeczywistość, to czemu mamy się oburzać na socjologów?
1.Mamy powody sądzić, że prawda o świecie jest odkrywana, a nie kreowana. Cały nasz wysiłek zmierza ku maksymalnemu obiektywizmowi i ciągłej weryfikacji. To czy społeczność ekspertów się z nami zgadza czy nie – ma znaczenie tylko o ile przyłączą się oni do prac zmierzających do weryfikacji. Świat opisywany przez socjologów może być odkrywany, albo kreowany – to bez znaczenia.
2.Jeden przypadek przeczący teorii jest dla fizyków powodem do zakwestionowania tej teorii. Dla socjologów sto takich przypadków to pomijalny błąd statystyczny.
3.Brak pełnej wiedzy jest tylko brakiem wiedzy (być może nieusuwalnym), a nie powodem do zwątpienia w możliwość ustalenia jakiejkolwiek obiektywnej prawdy o świecie.
4.Fizyk może posługiwać się statystyką - na przykład formułując prawa przepływu cieczy. Jednak takie prawa mają zastosowanie w opisie makroskopowym. Nie mówią one nic o zachowaniu pojedynczych elementów badanego zbioru. Statystyczne prawdy socjologii służą do wyrokowania o pojedynczych osobach lub (co gorsza) – manipulowania nimi.
W tym miejscu można się spodziewać obrony prawdy socjologii (konsensualno-koherencyjnej), która jest przecież tylko reakcją na oczywisty fakt, że doświadczanie rzeczywistości jest zawsze indywidualne, a bajki socjologów nie mogą ignorować oczywistości. Naprawdę?
Jako przykład takiej prawdy, która jest dla socjologów oczywistością, Zybertowicz podaje odwrotną zależność rozwoju gospodarczego od religijności. Pierwotnie ta teza dotyczyła wyższości protestantyzmu nad katolicyzmem (Max Weber). Fakt, że spektakularne sukcesy gospodarcze osiągnęły po wojnie te regiony Europy, które są katolickie i religijne (Bawaria, Hiszpania, Irlandia, południe Polski) nie przeszkadza socjologom. Owszem - istnieje jeden obiektywny czynnik ułatwiający “bezbożnikom” osiągnięcie sukcesu: gdy “pierwszy milion trzeba ukraść” - dekalog może w tym przeszkadzać. Ale tego statystyka nie ujawni.
Zapraszamy do lektury całej książki….
Jerzego Wawro „Uwaga na lemingi. Filozofia dla inżynierów”