FBI opublikowało raport opisujący ataki "ruskich hakerów" które stały się pretekstem do wydalenia rosyjskich dyplomatów. Jednak raport ten nie zawiera żadnych dowodów na to, że to Rosjanie dokonali kradzieży danych. Nie ma nawet opisu mechanizmu włamania – poza kilkoma schemacikami i ogólnymi stwierdzeniami, że chodziło o spear phishing – czyli fałszywe strony wyłudzające dane. Oczywiście nie chodzi w tym wypadku o kradzione dane, ale dane ułatwiające włamanie na serwery. Duża część „raportu” to poradnik – jak uniknąć tego typu ataków.

Rosjanie też nie potraktowali dowcipów odchodzącego Prezydenta USA zbyt poważnie. Prezydent Putin powiedział, że nie będzie żadnych retorsji. W tej samej konwencji zareagował Prezydent-elekt Donald Trump – zapewniając, że jego zdaniem Putin to fajny gość („very smart”) - co stało się momentalnie hitem internetu.

Może zamiast się wygłupiać, prezydent Obama zafundowałby amerykańskim urzędnikom i politykom tłumaczenie reklam mBanku z cyklu „nie rób tego w sieci”?

Ciąg dalszy tej hecy z hakerami miał miejsce w stanie Vermint – gdzie według Rosjanie zaatakowali amerykańską sieć elektryczną. Gubernator stanu mówił: "Mieszkańcy Vermont i wszyscy Amerykanie powinni być zaalarmowani i oburzeni, że jeden z największych światowych zbirów, (prezydent Rosji) Władimir Putin, próbuje zhakować naszą sieć elektryczną, która pomaga w utrzymaniu jakości życia, gospodarki, służby zdrowia i bezpieczeństwa". Niedługo potem Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA zaprzeczył doniesieniom WP. Ale kto by się tym przejmował – przecież to oni są od prawdy, a ich przeciwnicy to post-prawda.