Nic tak nie irytuje polskiej pseudo-elity, jak pobożni Polacy śpiewający „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Oni widzą to tak: Jak można odbudować poczucie wspólnoty Polaków, gdy liderzy tego ugrupowania głoszą, że Polska jest kondominium niemiecko-rosyjskim, i to znajdującym się w ruinie, a prezydent Lech Kaczyński zginął w wyniku rosyjskiego zamachu, w którym maczali też palce jego polscy adwersarze spod znaku PO? Gdy stawia się taką diagnozę stanu Polski, zrozumiałe staje się śpiewanie w trakcie uroczystości religijnych i narodowych: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie...". Olbrzymia część narodu takiej diagnozy nigdy nie zaakceptuje i będzie na nią reagować z oburzeniem.
Mniejsze oburzenie wzbudzają okrzyki „tu jest Polska”, wznoszone na demonstracjach. A przecież ich wymowa jest bardzo podobna. Zawsze, gdy Polakom brakowało politycznej wolności, odnajdywali polskość w lokalnych wspólnotach, podejmując działania dla odbudowy Ojczyzny. Hasła takie jak „tu jest Polska” oraz patriotyczne śpiewy są spoiwem i zachętą do takich wspólnych działań. Buntownicy nie kierują się chłodną analizą, tylko swoimi odczuciami. Gromkie „ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” w kościołach całej Polski stanu wojennego wyrażało przede wszystkim brak zgody na to, co się w kraju dzieje. Teraz jest podobnie. Nie znaczy to jednak wcale, że dosłowne rozumienie tęsknoty za wolną Ojczyzną jest nieuprawnione.
Czy Polska jest okupowana?
W Polsce termin „okupacja” jest mocno związany z czasami II Wojny Światowej. Mamy przez to problem z jego stosowaniem poza kontekstem historycznym. Jeśli jednak uda się abstrahować od historii, to można poddać stan okupacji analizie we współczesnym kontekście. Potrafimy wówczas wskazać na cechy stanowiące o tym, czy dany kraj jest wolny i suwerenny, czy też jest okupowany.
Eurosceptycy bez problemu potrafią wykazać, że Polska nie jest suwerenna w sensie prawnym. To przecież stanowione w Polsce prawa bada się na zgodność z prawem unijnym, a nie odwrotnie. Z drugiej strony przedstawiciele Polski mają wpływ na kształtowanie prawa w UE. Ponadto państwa Europy zachowują jednak dużą autonomię w porównaniu z federacjami. Widać to w kontekście głośnego ostatnio wyroku, nakazującego stanom USA akceptację 'homo-małżeństw'. Pięciu ludzi sprawujących władzę zdecydowało nie tylko o zmianie prawa, ale fundamentalnych wartości, na których zbudowano Amerykę. W uzasadnieniu nie ma mowy o ułatwieniu życia „kochającym inaczej”. Jest za to mowa o tym, że „rodzina” jest „kamieniem węgielnym” amerykańskiego porządku społecznego - także „rodzina” osób jednej płci. Zwycięstwo pedalstwa jest więc pełne i bezapelacyjne. W Polsce nadal możliwa jest obrona tradycyjnego porządku z Konstytucją w ręku. Przykłady Grecji i Węgier pokazują, że nawet małe i słabe państwa mogą w obrębie Unii Europejskiej kierować się własnym rozumieniem racji stanu. Wbrew tezom mędrków takich jak cytowany na wstępie Aleksander Hall, nie ma podstaw do przypuszczeń, że tęsknota za wolną Ojczyzną rodzi się z politycznej dominacji obcych potęg. Jest natomiast poczucie ucisku nie tylko w sferze politycznej (przeciw czemu buntują się obecnie młodzi) ale także (a może przede wszystkim) w sferze ekonomicznej i kulturowej.
Język humanistów – język wroga
W czasach „festiwalu Solidarności” wykonano w Polsce badania socjologiczne, których wyniki zebrała Mirosława Marody w książce „Technologie intelektu”. Jest to diagnoza o wiele bardziej dogłębna, niż współczesne dzieła profesora Czapińskiego. Odsłania między innymi efekty działania komunistycznej propagandy w sferze języka. Chodzi jednak nie tyle o różnice terminologiczne czy nawet semantyczne, ale o kod kulturowy, jaki jest przenoszony w żywym języku. Wyróżniono przy tym kod wypracowany (w procesie socjalizacji i edukacji) oraz kod ograniczony. Ten drugi dominuje wśród ludzi pracy, którzy stale konfrontują swoje opisywanie świata z rzeczywistością z jaką się stykają. To dlatego rolnicy są najbardziej odporni na propagandę – bo posługują się innym kodem językowym, niż propagandyści. Kiedy mówi się o oderwaniu elit od społeczeństwa, albo „zniewoleniu umysłów”, to w jakimś stopniu dotyka to obrazu świata kształtowanego przez te elity. Im bardziej fałszywy ten obraz – tym większe zniewolenie. Ludzie zniewoleni w taki sposób nie mają poczucia odrębności. Nie dostrzegają tego, że zagubili się w służbie kłamstwu. Stąd ich bezbrzeżne zdumienie, gdy ktoś myśli inaczej i traktuje ich jak zgniliznę.
Poziom zakłamania „elit” oraz ich wpływ na społeczeństwo w Polsce jest tak duży, że obecnie takie dzieło jak cytowana książka Mirosławy Marody nie mogłoby powstać. Nie oznacza to, że każdy wykształcony człowiek, który posługuje się wypracowanym kodem językowym jest zakłamany. Kiedy język służy nam przede wszystkim do opisu rzeczywistości, którą kształtujemy – dążenie do poznawania prawdy jest jednym z fundamentów profesjonalizmu. Inżynier lub lekarz mogą do woli budować oderwane od rzeczywistości teoryjki, ale zawsze przychodzi moment, gdy ich weryfikacja w działaniu jest nieunikniona. Nie dotyczy to ludzi działających w sferze tak zwanych „nauk humanistycznych”. Według encyklopedycznej definicji humanizm to antropocentryczna postawa intelektualna i moralna, wyrażającej się troską o potrzeby, szczęście, godność i swobodny rozwój człowieka. Bez zakotwiczenia tej „troski” w tradycji „humaniści” zyskują pełną swobodę nawet w kształtowania takich pojęć jak „wolność”, „szczęście” i „godność”. Komuniści, którzy ukształtowali obecną „elitę” zadbali zaś o zerwanie z polską tradycją opartą na katolicyzmie. Po 1989 roku tak ukształtowane masy ludu pracującego miast i wsi (z naciskiem na „miast” i to tych dużych) zyskały mocne wsparcie ze strony coraz bardzie opresyjnego dla ogółu obywateli państwa. Nastał dla nich „złoty wiek”. Dlatego nie zrozumieją dlaczego to nie wykształcone bydło nie weźmie się do pracy, tylko śpiewa po kościołach durne piosenki. To „bydło” stara się zaś zrozumieć skąd się bierze przeświadczenie zniewolenia. Jeśli weźmiemy pod uwagę słowa Chrystusa, który mówił, że zabójcy duszy są gorsi niż ci, co jedynie fizycznie nas niszczą, to nie tylko tęsknota za wolnością, ale także słowa o „boleśnie gnębionym narodzie” są aktualne:
Zapowiedź odbudowy wspólnoty humaniści traktują jak obietnicę akceptacji ich kłamliwego świata jako równoprawnego. A to przecież „głupiego robota”, bo tylko prawda może nas wyzwolić. Prawda o zniewoleniu Polski przez zdegenerowaną klasę „humanistów”.
Kultura w zdegenerowanym świecie
Jaka jest fundamentalna różnica między funkcjonariuszem III Rzeszy Hansem Frankiem, a funkcjonariuszem medialnym Tomaszem Lisem? Na pewno w obu przypadkach mamy do czynienia z człowiekiem, który gardzi społeczeństwem, które z kolei jest zmuszone aby go utrzymywać. Tyle, że obecnie dominuje coś, co nazywa się terrorem medialnym. Dziś poczucia zniewolenia nie wywołują ludzie w mundurach, tylko ludzie z przyklejonym uśmiechem politowania. Współcześni gnębiciele narodu są ludźmi kulturalnymi. Jeszcze bardziej niż kulturalny naród Niemiecki. Politycy rządzącej Platformy Obywatelskiej wznieśli na wyżyny sztukę słownej agresji wyrażanej językiem pozbawionym epitetów i w łagodnej tonacji. To sprzeciw wobec ich zakłamania wygląda na „mowę nienawiści” - zwłaszcza jeśli przyjmuje gwałtowne formy. Jednak rację mają ci, którzy uważają, że problem nie ogranicza się do jednej formacji politycznej. Teza, że całe „zło to PO” jest równie głupia jak szukanie na siłę zewnętrznego wroga. Polska tak jak wiele innych państw musi się mierzyć z różnymi zagrożeniami – także zewnętrznymi. Nie są one jednak na tyle wielkie, aby mądre elity nie potrafiły im sprostać. Zniewolenie ekonomiczne i kulturowe jest tylko następstwem naszego wewnętrznego zniewolenia. Zniewolenia, które przejawia się w akceptacji „pseudoelity”. Można snuć domysły, czy Paweł Kukiz to „self made man”, czy tylko efektem „projektu Kukiz”. Jednak wielkie poparcie dla działalności politycznej tego muzyka, to oznaka budzenia się Polski. To próba wymiany „elity” na ludzi autentycznych. Wielkie nadzieje na możliwość takiej zmiany obudził Andrzej Duda. Jednak nic nie jest przesądzone. Politycy PiS zauważyli, że odejście od „strategii smoleńskiej” przynosi efekty. Czy jednak to tylko zejście z linii ciosu, czy też autentyczne zrozumienie, że szukanie wroga jest działalnością głupią i szkodliwą? Czereda ludzi ogarniętych antyrosyjską fobią, którzy kręcą się wokół prezydenta elekta nie napawa optymizmem :-(.
Odmowa niezgoda i upór
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Ten fragment „Potęgi smaku” Herberta trochę się zdezaktualizował. Retoryka oprawców już nie jest tak parciana. Ich głupota jest aż nadto widoczna dla ludzi prostych lub szczerej młodzieży, której proces socjalizacji nie została jeszcze zakończony. Nasza odmowa, niezgoda i upór wymaga więc nieco więcej mądrości i odwagi. Choć bez przesady – gdy śladami Herberta podążymy ku klasycznym fundamentom naszej kultury, dostrzegamy, że współczesne rządy ciemniaków nie różnią się zbytnio od intelektualnej nędzy komunistów. Takie samo jest też oderwanie od realiów ciężkiego życia społeczeństwa. Profesor wyższej uczelni zarabiający krocie za kilka godzin „pracy” tygodniowo może czuć się szczęśliwy i nawet się nie zastanowi, do czego naprawdę został powołany. Herbert w "Przesłaniu Pana Cogito”:
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych
Nie – to nie do zaakceptowania. Humaniści mają prawo i obowiązek nami rządzić, bo oni są najlepsi. To jest ich powołanie. Mina mędrca dla przyjaciół i uśmiech politowania dla wrogów – to są ich podstawowe narzędzia władzy. Miejsce dla Herberta z jego uwielbieniem dla ludzi oddanych Wielkim Sprawom jest w bibliotece. Sam się o to prosił: „oni wygrają; pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę; a kornik napisze twój uładzony życiorys”. Oni wygrywają i być może wygrają – dla świata. Bo dla każdego z nas liczy się tylko to, czy dochowamy wierności. Dlatego pesymizm nie zwalnia od odmowy, niezgody i uporu.
Niezgoda na kolaborację
Dzisiaj miałem być w Warszawie w związku z drugą częścią debaty na temat zmian ustrojowych. „Humaniści” raz jeszcze pokazali jednak niezwykłą sprawność w przejmowaniu każdego przejawu niezależnego myślenia. Moja odmowa ma z pozoru błahy powód i została uznana za egoistyczną reakcję na krytykę. Własne ego zwyciężyło nad troską o losy ogółu. Zostałem mianowicie uznany za chama z powodu nazwania „bolszewickimi” kryjących się w przedstawianych propozycjach prób pozbawiania przedsiębiorców ich własności na rzecz pracowników.
Przypomniał mi się poseł Szeinfeld, który uznał za głupka mnie i kilkanaście innych osób pracujących nad ustawą umożliwiających integrację rolnictwa z handlem i przetwórstwem w formie klastrów. Zawsze znajdą się ludzie tacy jak Szeinfeld – uważający, że osiągnięta przez nich pozycja społeczna daje im prawo do pouczania innych. Unikanie takich ludzi i porzucanie wszystkiego, czego oni się tkną można by uznać za hodowanie własnego ego, gdyby nie stan „oblężenia”. W stanie oblężenia granica między pobłażaniem a kolaboracją jest bardzo cienka. Według mojego rozeznania podróż do Warszawy byłaby legitymizowaniem czegoś, na co zgodzić się nie wolno: legitymizowaniem władzy humanistów.
Jerzy Wawro, 28-06-2015