Dla wielu Polaków nie ma już „symbolu Solidarności” Lecha Wałęsy, a został jedynie agent „Bolek”. Często słychać też opinię, że to on sam reakcją na zaistniałą sytuację niszczy swoją legendę. Pomimo tego, że nikt nie ma wątpliwości co do współpracy Wałęsy z SB – on nadal idzie w zaparte, snując spiskowe teorie: „nie wierzę, aby bez przymusu grafolog potwierdził to, co jest oczywistą nieprawdą - oświadczył w niedzielę były prezydent”. Broniąc siebie – rzuca ciężkie zarzuty na innych. Wcześniej chciał zniszczyć Wyszkowskiego, a Sławomira Cenckiewicza oskarżył o przyczynienie się do śmierci syna. Ten historyk uważa, że na historii Lecha Wałęsy zaciążyła „zdrada okrągłego stołu”. Uczestnicy tego spisku mieli od początku świadomość, że nie są to działania szlachetne. Cenckiewicz przytacza treść meldunku MSW na temat opinii Jacka Kuronia: „jest to najważniejsze posunięcie w ostatnich latach dezorganizujące opozycję, chociaż chwilowo połączyło ją. W obawie przed własnym środowiskiem, opozycjoniści musza zyskać w obradach „okrągłego stołu” ustawę o związkach zawodowych. W przeciwnym razie skompromitują się. Zaznaczył, iż byłby w dużo lepszej sytuacji gdyby nie był wytypowany do uczestnictwa w obradach”. Z kolei Stanisław Ciosek miał powiedzieć o swoim dylemacie „czy uczestnicy negocjacji są reformatorami czy targowiczanami”.
Być może Cenckiewicz ma rację i to współpraca z SB sprawiła, że Wałęsa stał się akceptowalnym partnerem dla komunistów. Warto w tym miejscu przypomnieć historię Jana III Sobieskiego, który dokonał aktu zdrady, stając po stronie Szwedów w czasach „potopu”: Zbigniew Wójcik stawia tezę, że szkody wyrządzone Polsce swoją niewiernością Sobieski zrekompensował państwu z wielką nadwyżką w późniejszych latach m.in. właśnie dzięki umiejętnościom zdobytym w tym okresie. Poznał bowiem wówczas tajniki prowadzenia wojny w jednej z najlepszych i najlepiej zorganizowanych armii ówczesnego świata, ucząc się np. operowania piechotą i dragonią.
Taka relatywizacja zdrady wyjaśnia dlaczego na ocenie czynów Lecha Wałęsy rzutuje ocena efektów „okrągłego stołu”. Ci którzy uważają, że to był początek udanych reform – będą bagatelizować to, że de facto był to spisek. Zdrajcą pozostanie Wałęsa dla tych, którzy – jak Cenckiewicz twierdzą, że „Magdalenka, a później okrągły stół, stały się symbolem współczesnej Targowicy i zdrady, zmowy elit, podziału władzy i majątku, zakotwiczenia Polski w systemowym postkomunizmie, rosyjskiej strefie wpływów i państwowej niemocy”.
Ale nawet Cenckiewicz rozumie to, że „okrągły stół” był tylko częścią procesu historycznego o globalnym zasięgu. Nikt nie był zainteresowany tym, by w Polsce upadek komunizmu miał gwałtowny charakter. Był więc klimat sprzyjający właśnie takim procesom, jaki obserwowaliśmy przy okrągłym stole. Nie znaczy to, że to co się stało było zdeterminowane. Nie jest też jednoznaczna ocena osiągniętych efektów. Pewne jest tylko jedno: nie było wówczas mądrych elit świadomych celów i możliwości. To dlatego w walce z komuną Polacy się zjednoczyli, a później nastąpił silny rozłam: brakło jednoczącej idei, bo brakowało elit, które miały ją wypracować. Wałęsa jako przywódca stał się emanacją tej niemocy. Pozbawiony intelektualnego wsparcia i prawdziwych przyjaciół zaczął otaczać się tłumem pochlebców, dając upust słabościom swego charakteru. Polskie przysłowie mówi: „z jakim przystajesz takim się stajesz”. A Wałęsa przystał do „pseudoelity”.