To co obecnie dzieje się w Polsce można uznać za wojnę elit ze społeczeństwem. Prawdopodobieństwo uniknięcia klęski jest bardzo niewielkie. Także dlatego, że współpraca „elit” z ośrodkami poza Polską słusznie kojarzy się z Targowicą (a historia ponoć lubi się powtarzać). Jednak sedno problemu leży gdzie indziej. Przeciw rządzącej – demokratycznie wybranej - większości występują nie tylko wszystkie duże media, ale też instytucje państwa.
Rządzącym ewidentnie brakuje dobrego rozeznania zagrożeń. Dlatego rozpoczęto walkę o zneutralizowanie Trybunału Konstytucyjnego, gdy tymczasem istnieją o wiele groźniejsze instytucje, które można zreformować zwykłą zmianą regulaminową.
Rządząca partia ma wolę „dobrej zmiany”, a niektóre prezentowane idee są bezdyskusyjnie warte poparcia (w tym sztandarowy program 500 zł na dziecko). Jednak wiele aspektów w tych projektach jest nie przemyślanych i wymagałyby solidnego przepracowania. To z kolei wymagałoby albo rzeczowej dyskusji z opozycją (co wobec totalnej wrogości tejże jest w praktyce niemożliwe), albo dobrego wsparcia eksperckiego. I tu niestety jest wielka mina, której PiS nie dostrzega, lub ją lekceważy: zaplecze eksperckie sejmu (Biuro Legislacyjne, Biuro Analiz Sejmowych).
Weźmy na przykład prace nad ostatnią „reformą” Trybunału Konstytucyjnego. Projekt, który został opracowany przez Komisję Sejmową jest sprzeczny z Konstytucją.
Projekt ustawy zawiera bowiem wymóg, by decyzje były podejmowane większością 2/3. Tymczasem artykuł 190 Konstytucji mówi: Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zapadają większością głosów. Artykuł 235 (o trybie zmiany Konstytucji) mówi o większości co najmniej 2/3 głosów. Jest więc rzeczą dość oczywistą, że tam gdzie w Konstytucji mowa o „większości” bez określenia o jaką większość chodzi – należy to rozumieć jako większość arytmetyczną. Zazwyczaj nie rodzi to żadnych kontrowersji. Wśród opinii opublikowanych na stronach z zapisem procesu legislacyjnego jest opinia Biura Analiz Sejmowych, w która jednak dotyczy wyłącznie zgodności z prawem Unii Europejskiej. PiS ewidentnie (oraz najpewniej złośliwie i z premedytacją) został wprowadzony na minę.
Sam proces legislacyjny w polskim sejmie wymagałby gruntownej poprawy. W ten sposób o wiele łatwiej byłoby też zneutralizować działanie grupy przestępczej, która opanowała Trybunał Konstytucyjny. Obecnie rolą zaplecza eksperckiego sejmu jest wyłącznie opiniowanie prowadzonych prac. Tymczasem posłowie nie są prawnikami specjalizującymi się w pracach legislacyjnych i trudno oczekiwać, że zrobią to naprawdę dobrze. Inicjatorzy zmian ustawowych powinni jedynie przedstawić ideę, którą na język prawniczy powinien przełożyć ktoś, kto się na tym zna: podpisany z imienia i nazwiska legislator. To powinien być prawdziwy ekspert w tej właśnie dziedzinie. Niekwestionowany autorytet prawny, dla którego taka rola mogłaby być zwieńczeniem kariery. Zakwestionowania ustawy przez Trybunał Konstytucyjny byłoby ewidentnym podważeniem kompetencji legislatora. Powszechna jest opinia, że „kruk krukowi oka nie wykole”: dlaczego tego nie wykorzystać? O wiele trudniej jest powiedzieć komuś, że popełnił rażący błąd, niż oceniać bezosobowy twór.
Destrukcyjna opozycja nie jest tak groźna, jak pozornie usłużni dywersanci na zapleczu Sejmu.