Wojewoda lubelski uznał, że pałacyk w Gardzienicach nie podlegał działaniu dekretu PKWN z 1944 roku. Uzasadnienie to piękny przykład kazuistyki godnej III RP: Konfiskacie podlegały wyłącznie nieruchomości rolne, gdy tymczasem osoby, które pracowały w rolnictwie nie mieszkały w pałacu, ani na terenie zespołu pałacowo-parkowego, tylko w części gospodarczej.
Przykład jakich w Polsce wiele i w zasadzie nie ma się nad czym rozwodzić. Skoro Polska ma płacić Radziwiłłom za dziesiątki tysięcy hektarów, które pozostały poza granicami kraju, to czemu nie miałaby zwrócić jakiegoś pałacyku? Prawo prawem, ale sprawiedliwość („Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna”) musi być po stronie „elit” – bo jak nie to poskarżą się w Brukseli.
Sprawa Gardzienic jest ciekawa z innego względu: trzy lata temu zakończył się gruntowny remont pałacu. Prace pochłonęły prawie 20 mln zł (17 mln zł pochodziło ze środków unijnych). Wojewoda pytany dlaczego zwlekał z decyzją do końca remontu stwierdził, że nikt nie kazał właścicielom (Ośrodek Praktyk Teatralnych „Gardzienice”) tam inwestować. Nie kazał, ale dał na remont środki (Ministerstwo Kultury). Za niegospodarność oczywiście nikt nie odpowie, bo co by to było, gdyby za marne 20mln miała w Polsce władza odpowiadać?
Najważniejsze jest jednak w tej historii coś innego: szczęśliwymi spadkobiercami są Rzewuscy. Z tego rodu pochodził Seweryn Rzewuski – wyjątkowy zdrajca, gotów dla prywaty sprzedać Ojczyznę. Jeden z przywódców targowicy. „Sprawiedliwość” dla spadkobierców sprzedawczyka jest więc bardzo na czasie.
Ponoć dzieci nie odpowiadają za grzechy ojców. Ale do majątków tych ojców mogą się przyznawać? Teza, że dzieci nie odpowiadają za grzechy ojców budzi wątpliwości. Jednak dziedziczenie nazwiska i majątku zdrajcy to przecież kwestia woli. Może więc „dziedziczenie hańby” byłoby w polskich warunkach tamą dla tradycji zdrady? Wiązanie hańby z nazwiskiem, a nie osobą miałoby działanie terapeutyczne. Zwłaszcza, że z osobistą odpowiedzialnością za haniebne czyny są w III RP duże problemy. Polscy sędziowie przeszli samych siebie (czego ta banda jeszcze nie wymyśli?), pisząc skargę do ministra Ziobry. Bo dziennikarze wypominając przeszłość jednemu z ich kolegów sprawili mu przykrość i ten stres zdaniem sędziów przyczynił się do ataku serca u staruszka. I nie jest to żadne „granie trumnami” ani „ferowanie wyroków”. Bo to przecież pochodzi z samej krynicy sprawiedliwości. Brzydcy dziennikarze zamiast pokajać się i obiecać, że więcej sprzedawczykom przykrości robić nie będą, chcą skarżyć sędziów do sądu! O przysłowiu „kruk krukowi oka nie wykole” nie słyszeli?
Internet to doskonałe narzędzie dla społecznej dydaktyki. Baza informacji o wszystkich czynach i rozmowach „elit” może być praktycznie utrwalona na wieki. Polskie prawo dopuszcza w pewnym zakresie przetwarzanie także informacji o więzach rodzinnych (osób publicznych). Skoro „elita” nie ma sobie nic do zarzucenia, to na pewno ich dzieci, wnuki i prawnuki z dumą będą opowiadać, jak to przodkowie donosili na Polskę, jak oskarżali Polaków o antysemityzm i tępili wszystkie próby suwerennych działań. Hańba (lub chwała) na wieki….