Kończąca się kampania wyborcza w Polsce była wyjątkowo gorąca. Niemrawy jej początek był typową licytacją kto zrobi Polakom lepiej za unijne pieniądze. Wszystko się zmieniło po informacjach o tym, że polski rząd współpracował z NSA przy podsłuchiwaniu Polaków. To rodzi zasadne podejrzenia, że łamane były (są?) nie tylko przepisy prawa, ale podstawowe normy wedle których państwa działają dla dobra swych obywateli. Opozycja zażądała swym zwyczajem komisji śledczej. Rozgorzała jednak także merytoryczna dyskusja na temat współpracy z USA – także w kontekście przygotowywanego traktatu o wolnym handlu. Nieoczekiwanie więc to właśnie współpraca UE-USA stała się głównym tematem zażartych dyskusji w kampanii. Dzięki temu masy wyborców uzyskały wiedzę na temat TTIP. Opozycja zażądała ujawnienia szczegółów negocjowanych zapisów oraz zapewnienia, że w Polsce ratyfikacja traktatu zostanie poprzedzona referendum. Dyskutowano także o FACTA. Euroentuzjaści wskazywali na to, że tylko działając razem Europa jest w stanie przeciwstawić się nachalności amerykańskich służb. Przedstawiciele mniejszych ugrupowań politycznych zwietrzyli szansę na wyróżnienie się i trafienie do znaczących grup wyborców. Zażądano nawet natychmiastowego wprowadzenia na zasadach wzajemności wiz dla Amerykanów. Gorące dyskusje biły rekordy popularności, a frekwencja wyborcza po raz pierwszy w wyborach do PE zapowiada się na poziomie co najmniej takim, jak w wyborach krajowych....

 

To oczywiście political fiction.

Przy pomocy przeglądarki Google nie udało się znaleźć wzmianki o skandalicznej działalności rządu Tuska w głównych mediach polskojęzycznych.

Nie brak natomiast obaw o niską frekwencję w wyborach. Czy to nie dziwne?