Amerykańscy naukowcy zrobili mięso w laboratorium. Po co? No bo bydło żre, niszczy dziką przyrodę, produkuje szkodliwy metan i brudzi. Poza tym jego zabijanie jest niehumanitarne, a produkcja nie jest opatentowana przez USA (na razie).

Tymczasem rozwija się dynamicznie dziedzina zwana bioprinting. Stwarza ona nadzieję na tworzenie organów do przeszczepu na zasadzie podobnej do druku 3D. Ktoś wpadł przy okazji na pomysł, że można „wydrukować” w ten sposób stek. Na razie koszt tej produkcji wypada po $100 za sztukę.

Przy okazji znów pojawiają się katastroficzne wizje rozwoju ludzkości, której już wkrótce zabraknie pożywienia. W roku 2100 ma być na świecie 12 mld ludzi, którzy do reszty zdewastują środowisko naturalne.

Gdy Facebook debiutował na giełdzie w maju 2012 roku, jego wartość wyceniono na $ 19 mld. Nie brakowało przy tym głosów, że jest to wartość zawyżona (rzeczywiście ceny akcji spadły o 1/3). Teraz jest to $ 104 mld. Jeszcze bardziej szokuje wycena debiutującej na geiłdzie Alibaby - na poziomie $ 168 mld.

Nic więc dziwnego, że coraz więcej osób zastanawia się, czy nie mamy do czynienia z powtórką z bańki internetowej lat 1999/2000. Pęknięcie bańki internetowej wieszczą różni eksperci już od lat (vide artykuł z 2011 roku „Druga bańka dotcomowa – prawda to czy mit?”: Warren Buffett ostrzega, że serwisy społecznościowe to ryzykowna inwestycja, ponieważ są wyceniane powyżej swojego realnego potencjału.

Najnowszą analizę tego problemu prezentuje weekendowy The Guardian. Autor tego komentarza John Naughton uważa, że jednak teraz sytuacja jest mniej groźna, gdyż inwestorzy nie płacą za miraże przyszłych biznesów, ale wyceniają (być może za wysoko) biznesy istniejące. Jeśli firmy wydają miliardy na przejęcie start-upów, to można mieć nadzieję, że kryją się za tym przemyślane strategie rozwoju, a nie spekulacje. Drugą kwestią, na którą Naughton zwraca uwagę jest znaczenie takich odważnych decyzji dla rozwoju społeczeństw – nawet jeśli prowadzi to do kryzysów i strat inwestorów.

 

W artykule Guardiana brakuje jednak refleksji nad kierunkiem tego rozwoju. Narastające napięcie na świecie powinno skłonić do refleksji. W przeszłości zawsze długotrwały brak równowagi prowadził do wojny. W Europie wymyślono politykę spójności, aby temu przeciwdziałać. Jednak ta polityka zaczyna zawodzić w świecie zdominowanym przez technologie i wielki kapitał. Oczekiwanie, że Dolina Krzemowa wymyśli technologie, które poprawią świat jest irracjonalne. Potrzebny jest nowy paradygmat w ekonomii. Taki w którym nie będzie tak dużej koncentracji kapitału i wiedzy. Trudno oczekiwać, że pomysły takie zrealizują ludzie, którzy do perfekcji doprowadzili obecny system.

Założyciel i prezes Oracle, Larry Ellison ustąpił ze stanowiska. Będzie miał więcej czasu pławić się w luksusie, który uwielbia (ma nawet prywatną wyspę). Może też Oracle przestanie wreszcie mieszać w środowisku otwartego oprogramowania (niestety po zakupieniu Sun'a, to Oracle stał się właścicielem kilku ważnych projektów otwartych). Choć osoba jednego z jego następców (ma ich być dwójka) może być jeszcze bardziej kontrowersyjna. Mark Hurd (bo o nim mowa) rozstał się kiedyś wskutek skandalu z fotelem prezesa HP.

 

Sztandarowy produkt firmy – baza danych Oracle, był kiedyś klasą sam dla siebie. Ale te czasy minęły już dawno, a rozwój produktów konkurencyjnych, połączony ze wzrostem mocy obliczeniowych sprawił, że coraz mniej ludzi chce się „doktoryzować” nad Oraclem (jego optymalna konfigutracja wymaga solidnej wiedzy i sporo pracy).

 

Firma Amazon – gigant w branży handlu internbetowego – wyprodukował smatrfon: Amazon Fire Phone. Najważniejszą aplikacją w tym smartfonie jest Firefly, który sprawia, że Fire Phone wie niemal wszystko. Za Firefly kryje się baza danych produktów Amazona, w której zapisane jest około 100 milionów artykułów. Kiedy użytkownik na przykład na plakacie zobaczy okładkę CD, fotografuje ją i w chwilę później Fire Phone wyświetli nie tylko wszystkie informacje o albumie, ale także zaoferuje możliwość kupienia płyty CD - naturalnie w Amazonie. Podobnie ma się rzecz z książkami, płytami DVD i artykułami AGD. Obojętnie, co sfotografujemy w Firefly, Amazon prawie zawsze przekieruje nas do swojego sklepu.

amazon-fire-phone-rys1-s.jpgOprócz tego dostępna będzie rewolucyjna usługa Amazon Maydey (łącząca błyskawicznie z serwisem) oraz bezpłatny dostęp do pamięci w chmurze do przechowywania zdjęć. Użytkowników może także skusić bezpłatny, roczny dostęp do filmów na życzenie w usłudze Prime Instant Video. Muzykę można ściągać z Prime Music a książki pożyczać z biblioteki Kindle. Do tego bezpłatna dostawa towarów zakupionych w Amazonie. I wreszcie - to co najważniejsze pierwotna cena $299 została obniżona do $0,99.

 

Tak, 99 centów (!!!) - w kontrakcie na 2 lata.

 

Gdy Amazon ogłosił plany produkcji smartfonu, nie brakowało głosów, że na tym rynku już nie ma miejsca na debiut. Ale takiego debiutu chyba się nikt nie spodziewał.

 

Umowa dotyczy sprzedaży przez AT&T. Nie ma informacji, by taka promocja objęła Polskę.

Wprowadzając nową wersję systemu lub nowy model telefonu dla milionów odbiorców – korporacje muszą znaleźć coś, co zachęci klientów do zmiany. Apple w swoich iPhonach ma zużywającą się z czasem baterię, której nie da się wymienić. Żeby jednak klient nie czuł się za bardzo oszukany, poza tym „kijem” musi być też „marchewka”. Do tej pory kolejne zwiększano głównie ekran. Tym razem ma być inaczej. Model 6 iPhone ma ułatwiać dokonywanie transakcji mobilnych. A tak konkretnie, to ma być wyposażony w technologię NFC, którą konkurencyjne smartfony oferują już od dawna.

Płatności mobilne wydają się pomysłem rewelacyjnym. Jednak w praktyce ich rozwój jest ograniczony. Czy zmieni to udostępnienie ich na najpopularniejszym w USA smartfonie?

Apple dysponuje patentem na infrastrukturę płatności mobilnych iWallet. Ta firma już nieraz pokazała, że potrafi nadać nowy impuls technologii, która z trudem przebija się w społeczeństwie. Czy tak samo będzie tym razem? Wątpliwości jest wyjątkowo dużo. Banki i operatorzy kart płatniczych nie oddadzą łatwo tego rynku. Na przykład w Polsce największy bank detaliczny (PKO) wdrożył swoje rozwiązanie (iPKO).

 

Platforma Apple ma oferować lepsze zabezpieczenie (czytnik linii papilarnych). Czy to przekona użytkowników, coraz bardziej świadomych niebezpieczeństw związanych z gromadzeniem przez prywatną firmę ogromnej ilości danych osobowych? W tym wypadku będą to dane o najdrobniejszych zakupach.

Francuzi najwyraźniej są zadowoleni z wyboru Donalda Tuska na „prezydenta UE”. Swoje obiekcje wyrażają odnosząc się do znajomości języków: Tusk nie mówi po francusku, słabo po angielsku, ale doskonale po niemiecku. Takie też ma być jego zrozumienie dla interesów największych państw UE. Biorąc taką miarę pod uwagę należałoby wyrazić nadzieję na to, że premier jednak lepiej mówi po polsku niż po niemiecku. A patrząc na socjalistyczną republikę islamską rozwijającą się Francji – można wątpić, czy znajomość wszystkich języków świata pozwoliłaby to zrozumieć ;-).

 

Jeszcze poważniejsze kłopoty językowe są udziałem Amerykanów. (Oni muszą być szczerze zszokowani, gdy ktoś nie mówi po angielsku - skoro nawet kosmici to potrafią). Może to być źródłem okropnego stresu budowanego na zasadzie głuchego telefonu. Oto agencja Interfax poinformowała o słowach Putina: "Нужно немедленно приступить к субстантивным, содержательным переговорам, и не по техническим вопросам, а по вопросам политической организации общества и государственности на юго-востоке Украины с целью безусловного обеспечения законных интересов людей, которые там проживают".

Czyli Putin chce rozmawiać o organizacji społeczeństwa i państwa na Wschodniej Ukrainie, z uwzględnieniem interesów mieszkających tam Rosjan. Portal www.interpretermag.com (anglojęzyczny portal poświęcony Rosji, ale redagowany na zachodzie) przetłumaczył słowa Putina po swojemu: „We must immediately get down to a substantial, substantive negotiations, and not on technical questions, but on the questions of the political organization of society and statehood in the south-east of Ukraine with the purpose of unconditional provision of the lawful interests of people who live there”.

Jeśli zajrzymy do słownika rosyjsko-angielskiego, to możemy zauważyć pewne różnice znaczeniowe między rosyjskim государственность i angielskim statehood. Słowo rosyjskie może być używane w kontekście organizowania struktur państwa, gdy tymczasem statehood oznacza raczej ukonstytuowanie państwowości (tak jak 'państwowość' w języku polskim).

 

Co przesądza o znaczeniu słowa? W tym wypadku fakt, że Putin to zła bestia, więc nie może troszczyć się o cudze państwo. Wiadomość poszła w świat. Dla przykładu ww.businessinsider.com napisał wiadomość na czołówkę, która głosiła, że Putin chce państwowości dla południowo-wschodniej Ukrainy. Tytuł później zmieniono (w linku jest po staremu) na „Putin znów podbija stawkę”, ale w środku nadal jest o państwowości (tyle, że z podaniem jako źródła tłumaczenia).

 

Bariery komunikacyjne między ludźmi zanikają – także dzięki coraz sprawniejszym systemom wspierającym tłumaczenia. Ale żaden automat nie pomoże, jeśli ludzie po prostu nie chcą się porozumieć.

Prywatna firma Digital Globe dysponuje technologią robienia z kosmosu bardzo dokładnych zdjęć Ziemi. Opublikowane przez nią próbki szokują swą ostrością. A nie jest to kres możliwości firmy, tylko przepisy w USA nie pozwalają na publikowanie bardziej szczegółowych zdjęć. Digital Globe będzie sprzedawać woje zdjęcia Ziemii. Z pewnością kupców nie braknie. Zastosowań komercyjnych takich zdjęć może być bardzo wiele. Już w tej chwili mogą pomóc w rozwoju logistyki i geomatyki (w tym systemów GIS). Oczywiście rodzi to także problemy związane z ochroną prywatności. Także zastosowań w świecie przestępczym takich zdjęć może być bez liku. Dla przykładu porównanie kolejnych zdjęć bogatej dzielnicy może pomóc w wytypowaniu nieruchomości, które stoją puste (cel rabunku).

 Świat technologii był do niedawna dwubiegunowy. Azjaci pracowicie pracowicie produkowali miliony urządzeń wymyślanych przez Amerykanów. Problemem stanowił podział zysków. Amerykanie nie dość, że płacili grosze, to jeszcze coraz mniej wartym pieniądzem. No i rosły coraz większe długi – także rozliczane słabnącym papierem. Pewną przeciwwagę ze strony Chin stanowiło powszechne tam piractwo komputerowe – na czym cierpiał głównie Microsoft. Niedawno doszło do sporu na tle szpiegostwa przemysłowego.

W tej sytuacji Chińczycy doszli do wniosku, że innowacyjności można się nauczyć, a Amerykanie nie mają monopolu na przemysłowe wykorzystywanie osiągnięć całej ludzkości.

Ostatnio pojawiła się informacja o wprowadzeniu na rynek całkowicie nowego, chińskiego systemu operacyjnego:

Nikt nie ukrywa, że jest to działanie mające na celu przede wszystkim uniezależnienie się chińskich użytkowników (nie tylko administracji) od różnych wersji "amerykańskiego" Windows. To zresztą kolejny krok na drodze do niezależności, poprzedzony wcześniej takimi działaniami jak administracyjny zakaz przechodzenia na Windows 8 albo też "drobna złośliwość" w postaci ujawnienia listy patentów Microsoftu dotyczących systemu Android.

Świat przestaje być dwubiegunowy. Czy Chińczycy zdołają zdetronizować Amerykanów? A może Amerykanie zrekompensują sobie „straty” w Chinach umową TTIP z UE? Czy UE włączy się do tego współzawodnictwa? Europejski system Ubuntu pomimo wielu lat rozwoju nie jest nadal konkurencją ani dla Windows ani dla Androida – władze Monachium postanowiły wrócić do Windows.

 

FBI namierzyło podejrzanego, którego szukała od 14 lat. Znał on wiele języków i mógł ukrywać się na całym świecie. Okazało się, że mieszka w Nepalu i został rozpoznany dzięki systemowi rozpoznawania twarzy, zintegrowanemu z kamerą umieszczoną w amerykańskiej ambasadzie.

 

Można się cieszyć, że łapano przestępcę. Można też zadumać nad przerażającym kurczeniem się przestrzeni prywatności. Bo rozpowszechnienie się takich systemów jest raczej nieuniknione. A kamery mamy już na każdym rogu....

 



 

Wolne oprogramowanie otwarte jest odporne na zawirowania polityczne i ekonomiczne. Jedynym kryterium decydującym o jego rozwoju z założenia powinno być istnienie chętnych do jego używania i tworzenia. To się jednak zmieniło, gdy „opiekę” nad częścią znanych produktów przejął Oracle. Od tamtej pory firmie udało się rozbić na dwa projekt Open Office i wygrać z Google absurdalny proces o ochronę praw autorskich API Javy. Kolejnym takim wątpliwym osiągnięciem jest zablokowanie możliwości pobierania Javy (JDK i JRE) z terytorium Rosji.

Informację o tym umieścił szanowany portal www.zdnet.com, więc raczej nie jest to bujda – choć naprawdę trudno w to uwierzyć. Redaktor ZDNet informuje, że poprosił Oracle o komentarz. Ciekawe czy (i co) odpowiedzą.

Przy próbie pobraniu Javy z Rosji pojawia się komunikat o zablokowaniu takiej możliwości z powodu embarga.

Sprawa ta jest absurdalna z wielu powodów. Przede wszystkim Rosjanie mogą sobie postawić niezależny serwer z oprogramowaniem, a ponieważ źródła Javy zostały opublikowane na otwartej licencji GPL, w skrajnej sytuacji może powstać niezależna implementacja.

Jszcze większe kontrowersje budzi fakt, że prywatna firma postanowiła podjąć taką decyzję zupełnie nie wiadomo jakim prawem i w czyim imieniu. Wolne oprogramowanie tworzą wolni ludzie – nie wykluczone że także Rosjanie. Nikt ich o zdanie nie pytał.

 

Gdy ludzie biznesu starają się kreować przemiany polityczne, rzadko przynosi to pozytywne efekty. Z drugiej strony zawirowania polityczne mogą szkodzić przedsiębiorstwom zbyt zaangażowanym w bieżącą politykę. Ale Oracle jest widać czuje się zbyt potężny, aby się tym przejmować.

 

 Jakbyśmy mieli mało straszenia wirusem ebola i Ruskimi – Bloomberg postanowił postraszyć nas sztuczną inteligencją. Polskie tłumaczenie artykułu ma sugestywny tytul „sztuczna inteligencja może być dla człowieka gorsza niż wynalezienie bomby atomowej.

Głębsza obawa dotyczy sytuacji, w której sztuczna inteligencja nie tylko przewyższyłaby ludzką, ale stale się ulepszała, tworząc za każdym razem coraz doskonalsze wersje. W tym wypadku motywy sztucznej inteligencji mogłyby stać się coraz bardziej niejasne, jej logika coraz bardziej nieprzenikniona, a jej zachowanie nieprzewidywalne. Stałaby się bardzo trudna lub wręcz niemożliwa do kontroli.

Różni eksperci szacują w ankiecie, że gatunek ludzki wymyśli sztuczną inteligencję pomiędzy 2040 a 2050 rokiem, zaś kilka dekad później sztuczna inteligencja wyprzedzi możliwości człowieka. Eksperci sugerują także, że istnieje 33 proc. prawdopodobieństwo, że taki rozwój wydarzeń będzie dla ludzkości „zły” lub „bardzo zły”.

 

Ankietowani eksperci nie są jedynymi, którzy wyrażają takie obawy. Elon Musk, twórca PayPal i TeslaMotors, uważa, że sztuczna inteligencja może być nawet bardziej niebezpieczna niż bomba atomowa. Z kolei słynny fizyk Stephen Hawking nazwał ją „potencjalnie najlepszą lub najgorszą rzeczą w historii, jaka może się przytrafić ludzkości”.

Ten tekst jest najlepszym dowodem na to, że z pewnego punktu widzenia maszyny już prześcignęły człowieka. Bo ludzkość rozwija swą cywilizację w anty-humanistycznym kierunku. Jest to cywilizacja kłamstwa, gdy tymczasem przez wieki uważano, że celem człowieka jest dążenie do prawdy. Maszyny nie potrafią kłamać i nigdy tego się nie nauczą. Bo kłamstwo to świadome mówienie nieprawdy, a maszyny nie są w stanie osiągnąć świadomości.

Firma Apple jest znana z sądowych harców, w trakcie których stara się niszczyć konkurentów. Opatentowanie przez nią prostokąta z zaokrąglonymi rogami to chyba szczytowe osiągnięcie amerykańskiej Temidy.

Jednak tym razem to Apple wraz z innymi gigantami z Doliny Krzemowej znalazła się na ławie oskarżonych. Chodzi o ciche porozumienie w ramach którego największe firmy zobowiązały się nie podbierać sobie pracowników i nie windować ich wynagrodzeń. Dowodem jest ujawniona korespondencja Steve Jobsa. Firmy zaproponowały poszkodowanym, którzy się zgłosili 324 mln dolarów. Jednak jeden z byłych pracowników Adobe nie zgodził się z tym, pisząc list do prowadzącej sprawę sędzi Lucy H. Koh (znanej z innych spraw związanych z Doliną Krzemową).

 

Sędzina zgodziła się z jego argumentacją uznając, że 324mln to o wiele za mało.

 

Pomimo nieprzebranych zasobów posiadanej gotówki, ta sprawa może mocno uderzyć w Apple, bo jak twierdzą amerykańscy dziennikarze, ten przypadek może spowodować głębsze zainteresowanie praktykami biznesowymi Steve Jobsa. Sędzia Koh twierdzi, że posiada liczne dowody udziału jego firmy w szerokiej zmowie.

 

 Jednym z podstaw fenomenu Doliny Krzemowej jest swobodny przepływ inżynierów między zlokalizowanymi tam firmami. Portal www.businessinsider.com opublikował ciekawy wywiad, w którym były pracownik Google, Microsoft i Facebook, Dima Korolev porównuje organizację pracy w tych firmach.
Google zdaniem Koroleva to najlepsze miejsce dla młodego inżyniera, który chce się dużo nauczyć. Pierwsze 9-18 miesięcy w Google jest z tego punktu widzenia bezcenne. Ludzie bardziej doświadczeni i z większą wiedzą są bardzo chętni do pomocy. Przyswajane są najlepsze praktyki i procedury.

Facebook z kolei to idealne miejsce dla kogoś, kto chce skupić się na tworzeniu innowacji. Ta firma, która nadal uważa siebie za startup-a nie ma rozbudowanej organizacji. Pracownicy są pogrupowani w zespoły, które są nastawione szybkie dostarczanie rozwiązań i nie narzuca im się specjalnych reguł – jak mają to robić. Praca w Facebooku jest przesiąknięta kulturą hakerską.

 

Microsoft jest to firma bardziej uporządkowana, w której nowi pracownicy mają silniejsze poczucie dołączania do dużego organizmu. Proces ten trwa znacznie dłużej niż w Facebooku, gdzie już po 1-3 miesięcy inżynier może w pełni wykorzystywać swe możliwości. W firmie Microsoft może to trwać nawet rok. Biorąc pod uwagę skalę złożoności tworzonych produktów to nie jest niczym dziwnym.


Jedną z różnic między powyższymi firmami, na którą zwrócił uwagę Korolev, jest otwartość Prezesa dla szarych pracowników. W Google i Facebook, prawie co tydzień spotkania z prezesem, na których każdy może zadać mu dowolne pytanie. Dostęp do prezesa Microsoft nie jest już tak swobodny.

Facebook uznał, że autentyczność nazwiska jednej z użytkowników budzi wątpliwości i zażądał dowodów jego autentyczności. Gdy Melinda Kiss z Nowego Jorku wyszła za mąż za Boba Fleckera, postanowiła przyjąć oba nazwiska. Problem w tym, że Kiss oznacza pocałunek i jej nowe nazwisko „Kiss Flecker” można odczytać jako „całowanie Fleckera”. Historię opisał poważny portal (www.businessinsider.com), podając przy okazji „dowód” autentyczności w postaci zdjęcia z wakacji.

Anegdota wydaje się być zwykłą wakacyjną historyjką, typową dla tak zwanego „sezonu ogórkowego”. Jednak dotyczy ona jednej z najważniejszych kwestii dotyczących funkcjonowania Facebooka, a mianowicie jakości gromadzonych przez ten portal danych o użytkownikach. Firma nie ma sposobu na weryfikację autentyczności podawanych danych. Kiedy więc pojawia się profil jakiejś znanej osoby, może on być równie dobrze założony przez jakiegoś fana, wroga, lub zupełnie obcą osobę, która wybrała sobie takie nazwisko za pseudonim. Facebook jest żywotnie zainteresowany poprawą jakości tych danych, bo ich jakość ma znaczenie dla firm wykorzystujących media społecznościowe do reklamy. Wysiłek wkładany w poprawę jakości gromadzonych danych stanowi o przewadze Facebooka nad coraz bardziej popularnym Twitterem.

Niedawno ujawniono, że także amerykańskie służby specjalne mają problem z jakością gromadzonych danych. Wskutek tego na ich liście ludzi podejrzanych o terroryzm jest – jak się szacuje – prawie 300tys osób, które niczego wspólnego z terroryzmem nie mają wspólnego. Lista jest ściśle tajna, tak jak i informacja o jej wątpliwej jakości. Nie wiadomo czy z powodu dbałości o ochronę danych osobowych, czy obawy przed kompromitacją. Lista powstała przy wykorzystaniu programu „Hydra” (logo programu na ilustracji). Portal The Intercept publikuje grafikę charakteryzującą dane ze zbioru potencjalnych terrorystów:

 

Technologia Google umożliwiła wyodrębnienie maila jednego z użytkowników, który zawierał zdjęcie zaginionego dziecka. Mężczyzna, który wysłał mail był wcześniej karany za pedofilię. Google powiadomił Krajowe Centrum Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych (National Center for Missing and Exploited Children), które z kolei zwróciło się do policji. Policja dokonała przeszukania i natrafiła na więcej dowodów winy pedofila. Został on aresztowany.

Ta historia rzuca nowe światło na problem prywatności w internecie. Zapewne większość osób zgodzi się z tym, że prawo do prywatności nie może chronić przestępców. Należy także przyjąć jako fakt to, że poziom ochrony z technicznego punktu widzenia jest niewielki. Google może pełnić rolę Wielkiego Brata i jak widać nie waha się w pewnych wypadkach tego robić. Problem jest trochę podobny do problemu reportera wojennego, który waha się – czy się zaangażować po słusznej stronie. Wydaje się że podstawowym problemem jest tutaj to, czy raz przekroczonej granicy zaangażowania nie będzie się przekraczać coraz częściej i z coraz bardziej błahych powodów. Chyba nie chcielibyśmy aby Google wyręczało policję, typując na przykład osoby podejrzane o zakłócanie ciszy nocnej....

 

 

W gospodarce rynkowej sądy powinny służyć głównie rozstrzyganiu sporów. Jednak obecnie stanowią jeden z najważniejszych elementów walki konkurencyjnej. Dotyczy to szczególnie nowych technologii oraz praw patentowych. Wojna patentowa to jedna z amerykańskich specjalności. W Europie natomiast częściej mamy do czynienia z procesami dotyczącymi praw konsumentów. Taki proces czeka zapewne niedługo firmę Facebook. Jego wyjątkowość polega na tym, że to nie Komisja Europejska, ale pewien prawnik prywatnie złożył pozew. Jak informuje niemiecki portal Deutsche Welle: „Austriak skarży Facebook w imieniu wszystkich Europejczyków”: Przekazywanie dalej danych użytkowników i ich inwigilacja, współpraca z NSA: lista zarzutów wobec Facebooka jest długa. Austriacki prawnik i obrońca danych osobowych skarży serwis społecznościowy i szuka sprzymierzeńców.

 

Facebook Kuss Teenager Marokko Gefängnis

 

Google testuje nową funkcjonalność swojej wyszukiwarki, nazwaną grafem wiedzy.Jest to metoda wyszukiwania semantycznego (czyli oparta na analizie treści, a nie tylko tekstu). Źródłem wiedzy ma być Wikipedia. W wynikach wyszukiwań podawane będą zależności między znalezionym hasłem, a innymi informacjami. Mogą to być na przykład zależności czasowe.

 

 

Jednak wyszukiwanie tekstowe nadal będzie podstawą Google. Najbardziej znaną wyszukiwarką działającą na zupełnie innych zasadach (podstawą jest wyszukiwanie semantyczne) jest brytyjski portal Wolfram Alpha.

 Europejski Bank Centralny dopuścił do kradzieży danych osobowych użytkowników swojej strony internetowej. Informuje o tym w wydanym w czwartek oświadczeniu. Kradzież miała miejsce w ubiegły weekend, ale bank dowiedział się o niej dopiero kilka dni później, gdy włamywacz zażądał okupu. Kradzież akurat teraz nabiera szczególnego posmaku, EBC dokonuje bowiem właśnie oceny bilansu największych europejskich instytucji kredytowych. Liczne banki już przed rozpoczęciem tej wszechstronnej oceny przeprowadzanej przez EBC, pytały o bezpieczeństwo dostarczanych przez nie danych.

 

Na szczęście kradzieży dokonano łamiąc jedynie zabezpieczenia strony internetowej. Wewnętrzne systemy banku są – miejmy nadzieję – bezpieczne.

 

Wolność w internecie jest związana z równym dostępem wszystkich dostarczycieli treści. Te zasady zdają się odchodzić w przeszłość. Informuje o tym portal businessinsider.com: dwaj wielcy dostawcy łączności bezprzewodowej AT&T oraz T-Mobile wprowadzają usługi sponsorowanej transmisji. Dostawcy treści płacą za to, aby korzystanie z ich usług nie było wliczane do abonamentu opłacanego przez klienta. Pozwoli to klientom na przykład słuchać muzyki lub oglądać telewizję przez bezprzewodowy internet, bez zwracania uwagi na koszty. Ale tylko od tych dostawców, którzy podpiszą stosowne umowy z właścicielami sieci....

 

Amerykańska giełda została zhakowana przez rosyjskich hakerów. Taką informację przyniósł Bloomberg Businessweek. Na szczęście działo się to w roku 2010 i teraz już jest bezpiecznie – zatem bez paniki. Celem hakerów nie było też manipulowanie giełdą, ale po prostu Rosjanie chcieli zobaczyć, jak funkcjonuje genialny amerykański system finansowy!

 

W trakcie śledztwa znaleziono ponoć ślady działalności kilku różnych grup hakerów (w tym chińskich), śledzących giełdę przez wiele lat. Widać byli strasznie tępi – a powtarzanie to przecież matka nauki.

 

Refren popularnego ostatnio w Polsce przeboju zaczyna się od słów „będzie zabawa, będzie się działo”. Nieoczekiwanie ta biesiadna piosenka nabrała politycznego charakteru. Zimna Wojna w wersji internetowej przybiera coraz bardziej groteskowy charakter.