W związku ze szczytem NATO w Warszawie wczoraj odbyła się mała wojenka, która była testem na spójność sojuszu. Obiektem ataku byli organizatorzy szczytu, a konkretnie wystawa jaką zorganizowali na Stadionie Narodowym. Przez polskojęzyczne media przeszła fala oburzenia: „Organizacja wystawy nie została wcześniej uzgodniona z kwaterą główną NATO, która teraz domaga się jej usunięcia”. Po południu atak został odparty. Sekretarz generalny NATO powiedział: „Jest to polska wystawa. Poinformowano nas o tej wystawie. Rozumiem, że jest to kwestia dla Polski ważna, ponieważ był to dramat narodowy i wszyscy zdajemy sobie sprawę jak ważna to dla Polski tragedia”. Niektóre media nawet dodały informujący o tym dopisek do wcześniejszych informacji. Ale co sobie wcześniej polskojęzyczni poużywali to ich. 

Ilość ataków na polskie władze nasiliła się przed szczytem NATO tak bardzo, że trudno uznać to za przypadek. Nie tylko ze strony polskojęzycznych. Dużym echem nad Wisłą odbił się artykuł w NYT (amerykańskiej wersji Gazety Wyborczej) w którym postawiono tezę: „Polskiemu rządowi należy powiedzieć: Sojusz, z którego strony żąda ochrony ma służyć nie tylko ochronie terytorium, ale - co może nawet ważniejsze - ochronie wspólnych wartości”. Głupota tej wypowiedzi jest tak porażająca, że nawet polska „elita” by tego nie wymyśliła. Nic więc dziwnego, że artykuł odbił się nad Wisłą szerokim echem (choć po prawdzie tylko dlatego, że nasi „dziennikarze” odczytali go jako atak na Kaczyńskiego).

Niemieckie media jątrzą po swojemu: „80 proc. Polaków jest za Unią. To dlaczego wybrali taki rząd? Nie wiadomo”. Jaki rząd? Taki jakim przedstawiają go polskojęzyczni na demonstracjach KOD. Dziwić się jednak można niemieckim dziennikarzom, że są aż tak głupi, by tą demonstrującą hołotę traktować poważnie. Zwłaszcza, że jak dotąd widzieliśmy zadziwiającą spójnść między mediami i rządem za Odrą. Teraz zaś politycy niemieccy najwyraźniej zmienili ton (który nigdy nie był oficjalnie zbyt krytyczny). Zwyciężył pragmatyzm – a nawet pojawiły się gesty przyjaźni. Rzecznik MON poinformował, że Polska ma pełne poparcie Niemiec w NATO – wbrew donosom polskich mediów (która zachowują się jak lustrzane odbicie niemieckich). Portal dw.de otwiera dzisiaj Angela Merkel z przesłaniem „NATO musi być obecne w Polsce. To konieczność”.

Przez ostatnie miesiące trwa w mediach festiwal plucia na rząd, Prezydenta, i rządzącą partię. Wypowiedziały się już chyba wszystkie „autorytety”. Ta strategia wydaje się tyleż oczywista co nieskuteczna. Skoro tylu mądrych ludzi mówi to samo co „opozycja”, to ta opozycja musi mieć rację. Problem w tym, że każdy kto posłucha przez chwilę Kopacz, Schetyny, Kijowskiego czy Komorowskiego może dojść do wniosków wręcz odwrotnych – ta „elita” jest tak samo głupia jak „opozycja”.

Dlatego z wielką satysfakcją należy odnotować zmianę strategii „Trybuny Ludu”. Zamiast dowodzić mądrości popieranych liderów – pokazują, że jednak jest ktoś od nich głupszy. Bo chyba nie ma innej przyczyny, dla której wczoraj przez cały dzień na topie strony rp.pl widniał fragment wywiadu z niejakim Peją: „Głosowałem jak byłem biedny – dziś nie muszę”.

Szczere gratulacje.

Żaden rozsądny prokurator nie wniósłby oskarżenia przeciwko Hillary Clinton w tej sprawie. Żadne zarzuty nie są tu wskazane. Tak szef FBI skwitował „skrajne niedbalstwo” Hillary Clinton, która używała prywatnej skrzynki pocztowej wysyłając tajne wiadomości (co zostało w śledztwie potwierdzone). Co prawda piwnica jej nowojorskiego domu pani Clinton „to nieodpowiednie miejsce na umieszczenia serwera używanego do służbowych mejli”. Ale - zdaniem FBI - „nie ma żadnego dowodu na to, że Clinton albo jej współpracownicy zamierzali złamać prawo, tak samo jak nie ma dowodu, że hakerzy włamali się na jej konto clintonemail.com”. No to cały świat odetchnął z ulgą. Na szczęście „wyroki” FBI nie podlegają prawy precedensu. Inaczej na pewno usłyszelibyśmy wkrótce coś takiego: nie ma żadnego dowodu na to, że kierowca zamierzał zabić przechodnia na pasach – przecież sam mówi, że nie zauważył znaków!

Najciekawszą częścią tej opinii jest stwierdzenie dotyczące hakerów. Przekładając to z urzędniczego na ludzki należy tą wypowiedź przetłumaczyć następująco: naród jest tak głupi, że na pewno kupi od władzy każde zapewnienie. Tymczasem:

  1. Technologia przesyłania maili jest taka, że przesyłka przechodzi przez wiele serwerów i zazwyczaj jest przechowywana trwale na serwerze nadawcy i odbiorcy. Zapewnienie więc o braku dowodów w sprawie włamania na clintonmail.com to typowe dla polityków kłamanie przez uściślanie. Jeśli ktoś zapyta na przykład, czy rodzina Clintonów brała pieniądze od zagranicznych sponsorów w czasie gdy Clinton była sekretarzem stanu, to na pewno dowie się, że Hillary Clinton nie brała w tym czasie żadnych pieniędzy od obcych (bo brała je fundacja Clintonów).

  2. Wikileaks jest wyszukiwarka maili pani Clintom - łatwo znaleźć te ze słowem „CONFIDENTIAL” (na przykład: https://wikileaks.org/clinton-emails/emailid/12549). Widać to dla FBI nie jest ani dowód ani poszlaka.

  3. Przy okazji tej afery okazało się także, że Clinton publicznie kłamała i to w tak ważnej sprawie, jak atak na amerykańską placówkę dyplomatyczną w Bengazi.

Termin wydania opinii przez FBI nie jest przypadkowy. Zbliża się konwencja wyborcza Demokratów i trudno sobie wyobrazić namaszczenie Clinton na przyszłego Prezydenta USA bez zapewnienia, że nie będą jej w czasie kampanii ciągać po sądach. Ludzie rozsądni muszą trzymać się razem i nie można teraz atakować ich ostatniej nadziei.

Wraz z jej wyborem amerykańska demokracja ma szansę przejść na nowy „level”. Kiedyś jeden z prezydentów powiedział, że Ameryka współpracuje z różnymi draniami, bo to co prawda s...syny, ale „nasze s...syny”. Najwyraźniej ta zasada ma teraz według Demokratów obowiązywać także w polityce krajowej.

To nieważne, że rozbiór” OFE zaczął poprzedni rząd. Komentarze pod informacją na temat najnowszych posunięć w „Trybunie Ludu” mówią wszystko: „To zlodzieje tacy sami co poprzednicy!!! Ludzie odkladali kapital na swoich kontach, a teraz panstwo to zabiera ?!?!?!”. „Mamy dyktature ciemniakow”. Na tym portalu komentarze są moderowane o wiele intensywniej niż gdzie indziej – więc można to uznać za zgodne ze stanowiskiem redakcji. Dobór komentatorów też jest znaczący. Ryszard Petru płaczący, że PiS kradnie mu marzenia przywodzi na myśl reklamy z czasów wprowadzania OFE (chyba tylko on jeszcze wierzy, że marzenia o emeryturze pod palmami były realne).

O co konkretnie chodzi? O to aby środki z OFE przekazać ludziom. Szczegóły nie są jeszcze znane, ale zapewne pieniądze te zasilą fundusze inwestujące w polską gospodarkę.

O co więc tyle hałasu? Jego źródłem są propagandowe kłamstwa, którymi przykryto jeden z największych przekrętów 25-lecia – czyli właśnie wprowadzenie OFE.

Dla ludzi rozsądnych, zwłaszcza z wykształceniem technicznym – sprawa nie budzi żadnych wątpliwości. Technik widząc skomplikowane obliczenia na podstawie których ma zamontować belkę żelbetową o przekroju 100 cm2 i długości 20 metrów wie, że obliczenia są błędne – i nie musi ich analizować. Podobnie z OFE – nie trzeba analizować sofistycznych argumentów, aby ocenić efekty. Wystarczy odrobina wiedzy.

A jakie były te efekty [zob. http://www.gepardybiznesu.pl/content/view/2005/107/]?

- wielkie zyski (kilkanaście miliardów) dla zarządzających OFE funduszy PTE (procent składki jakie te fundusze pobierały był absurdalnie wysoki)

- zadłużenie państwa z powodu powstania OFE wzrosło o 232 mld zł. Same koszty obsługi tego zadłużenia to kilkadziesiąt miliardów.

Do tego dochodzą koszty społeczne: totalne ogłupienie społeczeństwa propagandą ludzi, którzy OFE wprowadzali. Nieliczne głosy sprzeciwu były ignorowane.

Polecamy: „Krzysztof Dzierzawski masakruje twórców i zwolenników reformy ZUS” (a także komentarz pod tekstem jednego z obrońców OFE, który z trudem można nazwać polemiką).

Wszystko co robi Microsoft jest genialne. Niestety niektórzy ludzie nie potrafią docenić tego geniuszu i wybrzydzają. Zamiast się cieszyć nowymi Windowsami 10 – chcieliby jeszcze aby ich stare aplikacje działały na nich bez zarzutu. Na dodatek niektórym ludziom przeszkadza to, że coś co było w starych Windowsach pod ręką, w nowych trzeba szukać w zakamarkach systemu. Są też tacy, którzy chcieliby zachować resztę prywatności i totalne szpiegowanie przez Windows 10 im nie pasuje.

Pewna kobieta w USA okazała się na tyle niewdzięczna, że gdy Microsoft uraczył ją swoim systemem (bez jej wiedzy) – poszła z tym do sądu. W ramach ugody Microsoft wypłacił jej 10 tys. Dolarów. Obiecał także nie zmuszać użytkowników do przejścia na nowy system.