W jednej z komercyjnych telewizji dziennikarka komentuje fakt porzucania obozu rządzącego przez kolejne autorytety: wiedzą, że rządy się zmieniają, a hańba pozostanie…..

Rzeczywiście partii rządzącej można wiele zarzucić, ale przecież tych wszystkich „trzaskających drzwiami” coś skłoniło do jej poparcia. Czy zatem rzeczywistość okazała się nie tylko gorsza od spodziewanej, ale też działania PiS są gorsze od działań poprzedników?

A może to raczej podtrzymanie naszej narodowej tradycji, którą opisał Karol Zbyszewski w swojej książce „Niemcewicz od przodu i od tyłu” (str. 76): Gdy Moskale zrabowali dziedzicowi całą stajnię, wynieśli z domu nawet garnki — siedział cichutko i Bogu dziękował, że nie dostał po mordzie na dodatek, gdy powstańcy zarekwirowali mu worek kaszy i prosiaka — pędził rozwścieczony do samego Kościuszki, wrzeszczał: — To niecny gwałt! Oddajcie prosiaka albo znać nie chcę waszej insurekcji!

W myśl tej tradycji traktowanie przez poprzednią władzę Polski jak zastaw czerwonego sukna było do zaakceptowania. Prywata, poniżenia inaczej myślących, donosy na własną Ojczyznę – też do zniesienia. Ale każde uchybienie nowej władzy urasta do rangi tragedii. A już szczególnie wtedy, gdy skutkiem tych działań cierpi nasze ego. Tylu mądrych dookoła – czemuż ten Kaczyński ich nie słucha, tylko robi swoje? Gdyby na przykład Jadwiga Staniszkis została prominentnym doradcą, to czy plułaby teraz jadem na PiS?

Słabości PiS

1. Bez wątpienia najgorzej wygląda w wykonaniu partii rządzącej polityka międzynarodowa. Żyjemy w czasach przełomu. Jeśli dojdzie do Brexitu (oby) – Unię Europejską będzie trzeba poukładać na nowo. Może tym razem bardziej sensownie. To wymaga dogadania się z Niemcami. Tymczasem stosunki polsko-niemieckie nigdy po 1989 roku nie były tak złe. Świętowana właśnie rocznica traktatu o dobrym sąsiedztwie została nazwana przez niemiecką prasę ćwierćwieczem trudnego sąsiedztwa. Czy w tej sytuacji ciepłe słowa prezydentów obu państw to tylko kurtuazja? A może po 25 latach deklarowanej przyjaźni przyszedł czas na normalne stosunki między sąsiadami, którzy intensywnie ze sobą współpracują, ale mają też swoje interesy – czasem sprzeczne ze sobą?

2. Podobnie mogą wyglądać relacje z naszym drugim wielkim sąsiadem – Rosją. Tu nie ma się co oszukiwać – polska polityka zagraniczna została dobrze zdefiniowana przez ministra Sikorskiego. Gorliwość z jaką realizujemy amerykańskie strategie może być niesmaczna – ale nie mamy pewności, czy to nie jest najlepsza strategia dla Polski. Brak nam wiedzy – by jednoznacznie ocenić to co planują i czynią wielcy. Nie wiemy też nic o ukrytych motywach i strategiach naszych przywódców. Na przykład entuzjastyczne deklaracje poparcia traktatu TTiP wyglądają na czystą głupotę. Jednak prawdopodobieństwo tego, że Obamie uda się wymusić na Europie ten traktat przed końcem kadencji maleje z każdym dniem. Co nam w tej sytuacji szkodzi popieranie go?

Niewykluczone, że sprawy się mają tak jak wyglądają i nasza polityka zagraniczna emocjonalna – brakuje dyplomacji opartej na pragmatyzmie i racjonalnym oglądzie sytuacji. Może rzeczywiście minister Waszczykowski nie ma do innej polityki kwalifikacji. Nawet przyjmując takie założenie – trzeba się zapytać: a jaka jest alternatywa?

GUS opublikował dane dotyczące gospodarki za miesiąc maj:

Poprawa wskaźników jest mniejsza, niż wynikałoby to z wróżb ekonomistów. Na dodatek złotówka słabnie – co analitycy wiążą z groźbą Brexitu. Jest okazja, aby wyrazić wątpliwości co do efektu 500+.

Rząd ocenia jednak sytuację na tyle korzystnie, że płacę minimalną na rok 2017 ustalił na poziomie 2tys. PLN – czyli więcej niż wynegocjowano wcześniej ze związkami zawodowymi. Spotkało się to oczywiście z zadowoleniem ze strony związkowców i powszechnym biadoleniem ze strony ekonomistów. Bo rząd „rozdaje pieniądze” i spowoduje zahamowanie wzrostu wynagrodzeń.

Negatywnie oceniają polski rząd także zagraniczni inwestorzy, którzy wycofują swoje środki z Polski (biedny pan Balcerowicz).

Tak mniej więcej widzą sytuację bieżącą kraju ekonomiści. Czy to jest obraz obiektywny? Są podstawy do wątpliwości. Posługiwanie się liczbowymi wskaźnikami nie pozwala na opis rzeczywistości w całej jej złożoności. Przykładem jest zadziwiający wzrost ilości nowych samochodów (w maju zarejestrowano ich 20% więcej niż przed rokiem). Tyle, że w tej liczbie mieszczą się samochody masowo rejestrowane w przygranicznych powiatach przez Ukraińców – gdyż koszty rejestracji w Polsce są dużo niższe niż na Ukrainie.

Płaca minimalna to nie jest „rozdawanie pieniędzy”, tylko ustalenie parametru gospodarczego, niosącego wiele informacji. Między innymi o pożądanej rozpiętości wynagrodzeń (która nie powinna być zbyt duża). Nie można też tej informacji rozpatrywać w oderwaniu od planowanych zmian podatkowych (które może wreszcie skończą z niesprawiedliwą „składką” ZUS). Wycofywanie się kapitału spekulacyjnego także należy uznać z trend korzystny – im mniej go na rynku, tym łatwiej o stabilizację. Analiza poszczególnych branż wskazuje, że efekt 500+ jednak działa: Polacy kupują więcej sprzętu AGD i częściej odwiedzają centra handlowe. Wiąże się z nim zresztą wzrost deklarowanego w sondażach poparcia dla rządu Beaty Szydło. Wygląda na to, że społeczna gospodarka rynkowa przestaje być pustym zapisem w Konstytucji.

W Wielkiej Brytanii zabito posłankę Partii Pracy Jo Fox. W związku z tym zawieszono na jeden dzień kampanię przed referendum na temat wyjścia z UE. Śmierć polityka ma znaczenie polityczne. Jednak pisanie o męczeństwie przeciw Brexitowi, to już chyba lekka przesada. Kiedy Antoni Macierewicz użył słowa „męczeństwo” w odniesieniu do Prezydenta Kaczyńskiego – wywołało to falę hejtu.

Podobno zamachowiec który zabił brytyjską posłankę krzyczał „Britain First”. W Wielkiej Brytanii istnieje prawicowa partia polityczna o takiej nazwie. Jej lider stanowczo potępił zamach, mówiąc o tym, że atak na młodą matkę rodziny jest rzeczą haniebną. Joe Cox osierociła dwójkę dzieci.

To rzeczywiście barbarzyństwo i jeśli morderca nie był człowiekiem szalonym – to stoją za nim ludzie, którzy nie cofną się przed niczym. Gdyby byli to zwolennicy Brexitu – to trzeba by ich określić nie „skrajną prawicą”, ale „skrajną głupotą”. Jeśli stałyby za tym wielkie pieniądze – to miałoby to sens i mieściło się w tradycji działań banksterów, opisanych w „Wojnie o pieniądz”.


 

Financial Times ogłosił, że spekulanci wycofują kapitał z Polski. Taki artykuł w opiniotwórczej gazecie to nie tylko stwierdzenie faktów, ale też sygnał wzmacniający pewne trendy. Nic więc dziwnego, że frank szwajcarski znów kosztuje powyżej 4 PLN. Według autorów artykułu „polityczny impas pomiędzy Brukselą i nowym, nieszablonowym polskim rządem podkopie warunki inwestowania w ósmej co do wielkości gospodarce Unii Europejskiej”. Niestety Polska suwerenność zawsze była kosztowna. Na szczęście podobnie jak w czasach poprzednich rządów PiS mamy szybki spadek bezrobocia (według Eurostatu już poniżej 8%). Rosną też inwestycje, a rząd zamierza przeznaczyć 3 miliardy na wsparcie rozwoju startup-ów w Polsce.

Jeśli mamy się postawić Brukseli – to chyba teraz jest więc odpowiedni moment. Rząd ogłosił, że nie zamierza spełnić pozatraktaktowych żądań KE i odpowiedzieć w wyznaczonym na opinię w sprawie praworządności w Polsce. Mówiła o tym na antenie Polsatu szefowa gabinetu politycznego Premier – Elżbieta Witek. Dobrą informacją wynikającą z tej rozmowy jest to, że w polskiej telewizji można jeszcze spotkać dziennikarzy. Dorota Gawryluk potrafi prowadzić rozmowę w sposób nienapastliwy, ale dociekliwy.

Dodatkową okolicznością jest zbliżający się Brexit. Reakcja KE nie będzie zapewne z tego względu zbyt ostra. Choć to już chyba bez znaczenia. Szwajcarzy podpowiadają Brytyjczykom: nie warto.  

Piłka nożna to jedna z najbardziej skomercjalizowanych dyscyplin sportu. Zakup zawodnika to nie tylko wzmocnienie klubu, ale też inwestycja. Ceny są liczone w milionach euro – więc nie każdego stać na dobrego zawodnika. Kwitnie proceder inwestowania w takie transfery instytucji finansowych (z uwagi na rosnący ich wpływ na kluby – FIFA zakazała bezpośrednich udziałów finansistów w transferach). Trwające mistrzostwa Europy mają w sobie coś z targu niewolników. Zawodnik który dobrze wygląda na boisku może liczyć na wzrost wartości transferowej. Polski zawodnik Bartosz Kapustka półtora roku temu był wyceniany na 150 tys euro. Po dobrym sezonie w lidze i udanym debiucie w reprezentacji jego wartość wzrosła do 2,5mln. Sukces na mistrzostwach Europy może sprawić, że ta wartość wzrośnie dwukrotnie. Najdroższym obecnie piłkarzem jest Portugalczyk Cristiano Ronaldo (wyceniany na 100 mln euro). Suma wartości wszystkich reprezentantów Islandii to tylko 25mln funtów. A jednak wczoraj reprezentacja malutkiej Islandii zremisowała z Portugalią 1:1. Dlatego Polacy mogą mieć nadzieję, że nasza reprezentacja wygra z Niemcami, których wartość jest wyceniana ponad dwa razy wyżej. Wartość tą ostatecznie zweryfikuje boisko.

 

 źródło rysunku: dailymail.co.uk