Wśród technik twórczego myślenia (opisywanych między innymi w książkach Andrzeja Góralskiego) można znaleźć strategię zmiany perspektywy. Spojrzenie na problem z innej strony może pomóc go zrozumieć lub znaleźć nietypowe rozwiązanie. Zastosowanie takiej techniki do otaczającej nas rzeczywistości daje bardzo interesujące rezultaty.
1. W USA trwają prawybory, których motorem jest Donald Trump – człowiek „niewybieralny”. Znaczna część Amerykanów po prostu go nienawidzi. Mówi on o wielkim murze na granicy z Meksykiem, bazie muzułmanów (podobnej do funkcjonującej bazy pedofilów) itp… Republikańscy „eliciarze” są przekonani, że to Demokraci wkręcają ich w Trumpa. Bo przecież on nie ma szans z Hillary Clinton i po raz kolejny prezydent będzie Demokratą. Spójrzmy na to jednak z drugiej strony. Znalezienie kandydata po stronie Demokratów, z którym Trump miałby większe szanse, niż z umoczoną po uszy Hillary byłoby naprawdę trudne. Może więc to Trump wkręca Demokratów? Trump wspierał finansowo Demokratów – w tym Clintonów. Może dalej to robi? Przecież Hillary to dla niego wymarzony przeciwnik ;-).
2. Filmy z Hollywood wytworzyły w nas przekonanie, że jeśli na Ziemię przybędą kosmici, to będą bardziej inteligentni od nas. Skąd to przekonanie? Bo oni nas znaleźli, a my ich nie? Ziemianie szykują się do podróży na Marsa (NASA wydała już nawet folder „turystyczny”). To ma być podróż w jedną stronę. Czy ktoś sądzi, że do tej misji zgłosili się ludzie inteligentni (albo choćby normalni)? Także osiągnięcie wyższego poziomu technologicznego może degenerować społeczeństwa, a przyszłością ludzkości może być idiokracja. Jeśli nawet na Ziemię przybędą wysłannicy znacznie bardziej rozwiniętej cywilizacji, to przecież tymi wysłannikami mogą być cyborgi, które nie są w stanie zaliczyć „testu Turinga” w bardziej złożonej sytuacji. Weźmy na przykład byłego premiera Buzka. Już w czasach jego premierowania co bardziej bystrzy obserwatorzy mogli nabrać wątpliwości. Ale od kiedy został pozbawiony armii doradców i musi czasem coś powiedzieć samemu – sprawa staje się oczywista. Ludzie nie są aż tak głupi, by straszyć nas wojną z powodu nie przyjęcia imigrantów. Takich podejrzanych osobników jest więcej. W internecie pojawia się na przykład mnóstwo kpin i memów na temat Rzeplińskiego, Schetyny czy Petru. Nie ma się z czego śmiać, bo sprawa jest poważna. Stanowczo powinni to zbadać „faceci w czerni”.
3. Na dzieło kosmitów wygląda też nowa propozycja Komisji Europejskiej o której donosi włoska „La Stampa”. Sprowadza się ona do tego, że jeśli nie przyjmiemy uchodźców z „relokacji”, to za każdego uchodźcę zapłacimy 250tys euro (milion PLN) kary. Pomysł tak księżycowy, że zadałem sobie trud odszukania źródła – choć wiadomość podał raczej wiarygodny PAP. Rzeczywiście Włosi o tym napisali. W mediach był to temat dnia – chyba nawet ważniejszy niż niesłychane wyczyny Rzeplińskego. Nawiasem mówiąc sprawa szykanowania pracownika TK za poglądy stała się okazją do festiwalu hipokryzji. Zachowanie prezesa nie jest bowiem czymś nietypowym dla polskich urzędów wszelkich szczebli. Nie jest też czymś dziwnym to, że wysokie stanowisko w tak zwanej „sprawiedliwości” sprawuje ktoś zupełnie pozbawiony klasy. A tym bardziej nie odbiega od normy atak na wolność wypowiedzi ze strony bojowników o „wolność i demokrację”. Skoro zaś mamy rzecz zwyczajną – to skąd ta wrzawa?
Wróćmy do ewentualnych kar. Publicyści zareagowali stadnie: polskocentrycznie. Popatrzmy na to jednak z drugiej strony. Niemcy zamiast martwić się o przyszłość demokracji w Austrii (która podobnie jak Polska mocno skręca w prawo), poparły żądania tego państwa wobec Włoch – aby powstrzymać falę uchodźców. Uszczelnienie granicy włosko-austriackiej byłoby dla Włoch sporym kłopotem. Jeśli do tego dołożymy (zapewne taktyczną) przerwę w niemieckich atakach na Polskę, to widać, że Niemcom jednak zależy na ratowaniu takiego obrazu Unii, który byłby do przełknięcia dla eurosceptyków. Zapewne z powodu zbliżającego się terminu referendum w Wielkiej Brytanii. Cała sprawa z karami może więc być elementem wojny podjazdowej między Berlinem a Rzymem.
4. Wspomniane ataki medialne na Polskę są także dość zagadkowe. Trudno uwierzyć w to, że Niemcy rzeczywiście martwią się o demokrację w naszym kraju, albo chcą pomóc zdegenerowanej „elicie”. A może te ataki nie wynikają z poczucia siły, ale słabości? Od dawna wiadomo, że najlepszą obroną jest atak. Nietrudno zaś dostrzec zagrożenie idące ze wschodu – może nie dla Niemiec, ale dominujących na razie w tym kraju sił politycznych. Praktycznie cały obszar byłego cesarstwa Austro-Węgier plus Bawaria łączy podobne spojrzenie na europejskie problemy. A jeśli nad Wisłą komuś wpadnie do głowy, że zamiast odgrywać rolę ofiary, należy przejść do ofensywy i odnowić projekt europejskiej wspólnoty? W zasadzie to już przyszło do głowy narodowcom. Ich eurosceptycyzm wyklucza jednak skuteczność. Co jednak by się stało, gdyby rządzący Polską politycy dostrzegli potrzebę zmiany roli i wystąpili z inicjatywą powrotu do sprawdzonych zasad współpracy? Może napływ do stolicy polityków z Galicji nie skończy się ich totalną degeneracją, ale choć odrobinę zmieni mentalność warszawki? Zarówno I Rzeczpospolita jak i Austro-Węgry były projektami europejskiej integracji. Mamy więc tradycje, po które można sięgnąć. Mamy też gotowy program budowy prawdziwej wspólnoty europejskiej – wystarczy sięgnąć po teksty Jana Pawła II. Na początek to krótkie zdanie: „nie lękajcie się”.