Przy okazji prac nad rezolucją ONZ skierowanej przeciw terroryzmowi, minister spraw zagranicznych Rosji skrytykował działania USA: Jeśli walczymy z terroryzmem, trzeba z nim walczyć wszędzie i zawsze. Natomiast dzielenie terrorystów na „dobrych”, którzy pomagają w obalaniu liderów, którzy mogą się komuś nie podobać, chociaż zostali wybrani legalnie i kierują krajem, będącym członkiem ONZ, oznacza, że można na to przymknąć oczy. Natomiast „źli terroryści” to ci, którzy mordują Amerykanów. Dlaczego Amerykanie nie uświadomili sobie tego zagrożenia wcześniej? Dlatego, że traktowali to zadanie – zadanie walki z terroryzmem – z pozycji podwójnych standardów. Nie słuchano nas, gdy wzywaliśmy do zespolenia wysiłków, aby pomóc, na przykład rządowi syryjskiemu w utworzeniu wspólnie z patriotyczną opozycją jednolitego frontu przeciwko terrorystom.

Gdyby to mówił przynajmniej Zbigniew Brzeziński, albo inny Kissinger (zbrodniarz wojenny, który po staremu układa świat jak klocki lego), to pewnie te słowa skłoniłyby „elity” do refleksji. Ale to mówił ruski minister – więc nie ma znaczenia co mówił. Na razie musimy się zadowolić jedynie tym, że szacunek dla wolności słowa w USA nie pozwala zupełnie przemilczeć tej krytyki. Portal businessinsider.com umieszcza ją w kontekście kryzysu ukraińskiego, co ma zapewne osłabić wymowę słów Ławrowa (przyznać należy, że dla Ławrowa Ukraina to jeden z przykładów stosowania podwójnych standardów). Deklaracje Ławrowa przeczą także oskarżeniom o dążenie do ponownej polaryzacji świata. Wręcz przeciwnie – jego zdaniem próba tworzenia nowych podziałów w Europie jest niebezpieczna, gdyż może prowadzić do podziału na „zachód” i resztę świata. Aby tego uniknąć potrzebna jest współpraca i rezygnacja z przekonania o monopolu naprawdę. Nikt nie powinien próbować kształtować globalnych i regionalnych procesów pod własne egoistyczne potrzeby. „Narodowy egoizm nie powinien przeważać nad odpowiedzialnością za całą ludzkość”.