Rosyjska telewizja przygotowuje program na temat Grzegorza Schetyny. Budzi to pewne obawy, bo Schetyna ma bogatą przeszłość z której niejednokrotnie musiał się publicznie tłumaczyć. Tak było z finansowaniem wrocławskiego klubu koszykarskiego czy znajomości z bohaterem tzw. afery hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem, w efekcie której podał się do dymisji z fotela szefa MSWiA.
Ale Ruskim przecież tłumaczyć się nie musi. Mało tego – każdy, kto rozmawia na jego temat z sługusami Putina zasługuje na potępienie. Nic więc dziwnego, że Polacy poczuli nagle wielki przypływ solidarności: „FSB wzięło się profesjonalnie do roboty wysyłając ekipę telewizyjną. Choć jestem z innej opcji niż Schetyna uważam że nikt nie powinien zgadzać się na rozmowę z nimi - ocenia Grzelczyk”.
A może prościej byłoby, gdyby ministrem był ktoś, komu bliższa byłaby stara sentencja: prawdziwa cnota krytyk się nie boi?