Problem czarnej skrzynki samolotu, który rozbił się w Smoleńsku po raz pierwszy zaistniał jeszcze w roku 2010. Jesienią tego roku Antoni Macierewicz zarzucił wówczas ministrowi Jerzemu Millerowi, że kłamał w tej sprawie (5-11-2010):

Zdaniem Macierewicza, z dokumentów, którymi dysponuje jego zespół wynika, że Miller najpierw potwierdził, że otrzymane przez niego kopie nagrań tzw. czarnych skrzynek są "tożsame z ich oryginałem pozostającym w dyspozycji rosyjskiej", a później okazało się to "nieprawdą".

- Pan Jerzy Miller poświadczył nieprawdę stwierdzając, że to, co otrzymuje jest dokładną, wierną kopią oryginału rosyjskiego, w związku z tym najpóźniej w poniedziałek zostanie skierowany wniosek do prokuratury w sprawie poświadczenia przez pana ministra Jerzego Millera nieprawdy i utrudniania w ten sposób postępowania śledczego przez prokuraturę polską - zapowiedział poseł PiS. […]

W czerwcu tego roku media pisały, że Miller dwukrotnie udawał się do Moskwy po kopię zapisu rejestratorów prezydenckiego samolotu, ponieważ w pierwszej kopii, którą otrzymał od MAK, miało brakować 16 sekund nagrań.

Warto zwrócić uwagę na specyficzne dla tej sprawy standardy rzetelności. Bo cóż to znaczy „miało brakować”? Jeśli brakowało – to dlaczego zapewniano nas, że skrzynki niepotrzebne, bo mamy wierną kopię? I czy nie rodzi to podejrzeń o fałszowanie dowodów?

Dwa miesiące później pojawia się zadziwiająca informacja: „Jerzy Miller przywiózł nowe zapisy z czarnych skrzynek” (13-01-2011):

Czy wreszcie poznamy całą prawdę o katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku? Jest na to szansa. Minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller (52 l.) wrócił wczoraj z tajnej wizyty w Moskwie. Oficjalnie nie podano, po co tam pojechał. Ale jak się dowiadujemy, szef MSWiA przywiózł z Rosji nowe zapisy z czarnych skrzynek.

Dopytywany przez dziennikarzy w Sejmie minister tłumaczył, że poleciał do Rosji po nowe kopie zapisów czarnych skrzynek. Jedna z płyt z nagraniem miała bowiem usterkę. Dlatego w jego obecności Rosjanie odpieczętowali czarne skrzynki i jeszcze raz skopiowali ich zapis.

Na czym polegała „usterka” - nie podano. Może tym razem nagranie było za długie...?

 

Ile można!!! Przecież chodzi o najważniejszy dowód w katastrofie, która nie miała precedensu w historii!!! Ale każdy, u kogo takie postępowanie „śledczych” wzbudza wątpliwości oszołom jest i tyle.....

W połowie roku 2011 wypraw po „wierne kopie” zapisów z czarnych skrzynek było już pięć!!! Jeden z blogerów pokusił się o podsumowanie (2-06-2011 – warto przeczytać w całości):

Tematem tygodnia w sprawie tragedii smoleńskiej jest długo oczekiwana 5-ta (słownie „piąta”) „wyprawa na Moskwę” w celu kolejnego skopiowania czarnej skrzynki CVR (Cockpit Voice Recorder). Napisałem długo oczekiwana gdyż tym razem podobno pozwolono polskim przedstawicielom nie tylko uzyskać 5-tą już kopię CD jednego z najważniejszych dowodów ale po 13-tu miesiącach zezwolono również na uczestniczenie w badaniu polskiej własności czyli czarnej skrzynki Tu-154m.

 

I tak dalej … i tak dalej....

Pół roku później prasa donosi o nowych odczytach z czarnych skrzynek (16-01-2012): Wśród osób zidentyfikowanych na taśmie z kokpitu Tu-154 lecącego do Smoleńska, nie ma głosu ówczesnego Dowódcy Sił Powietrznych Andrzeja Błasika - poinformował szef Okręgowej Prokuratury Wojskowej w Warszawie, pułkownik Andrzej Szeląg. Nadal jednak nie wiemy czy generał Błasik przebywał w kokpicie czy nie. To wynik ekspertyz krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych z Krakowa. [...]

Prokuratura wojskowa poinformowała też, że nagranie z miejsca katastrofy smoleńskiej jest oryginalne, a taśma jest ciągła i nienaruszona. Utrwalono łącznie 38 minut nagrań. Informację o przebywaniu generała Błasika w kokpicie podał jako pierwszy rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy. W stenogramie ogłoszonym latem 2011 roku przez komisję Jerzego Millera generał Błasik był w spisie osób, których osoby zidentyfikowano. W raporcie stwierdzono wówczas, że Dowódca Sił Powietrznych odzywa się trzykrotnie.

Sprawa generała Błasika jest w tych nagraniach kluczowa. Wedle ukutych przez wrogów oszołomstwa teorii to on miał zmusić pilotów do lądowania (za namową Lecha Kaczyńskiego oczywiście).

Komisja Millera „odpuściła” ten wątek, ale nagle tuż przed wyborami (i oczekiwaną książką dziennikarza niemieckiego, dowodzącą, że to jednak był zamach), generał Błasik wraca i naciska. Służy do tego już 9 (dziewiąta!!!) wierna kopia nagrania, która oczywiście jak wszystkie poprzednie sprawia, że czarne skrzynki do niczego potrzebne nie są (zob. ponoć kompletne „nowe stenogramy”).