Polscy libertarianie cierpią na brak sensownego przywódcy. Dowcipy kabareciarza JKM śmieszyć już przestały, a jego obrona „praw nabytych” przez ubeków mało komu w smak. Nic więc dziwnego, że Jarosław Gowin poczuł nagle wiew wolności.
W ramach „oczyszczania przedpola” J. Gowin zmierzył się z siedmioma trudnymi pytaniami libertarian. Najciekawsza jest odpowiedź na piąte z nich: „dlaczego głosowałem przeciw zniesieniu bankowego tytułu egzekucyjnego?” W odpowiedzi - zamiast przyznać, że głosował tak, jak mu „Donaldinio” kazał, opowiada coś o Trybunale Konstytucyjnym (on chyba rzeczywiście wierzy, że to ostoja naszej wolności). Wskazany przez byłego ministra wyrok Trybunału Konstytucyjnego jest znakomity. „nie narusza zasady zaufania obywateli do państwa i stanowionego przez nie prawa, prawa do sądu ani zasady równości regulacja […] w zakresie, w jakim nadaje określonym dokumentom bankowym moc tytułu wykonawczego, bez potrzeby uzyskiwania sądowej klauzuli wykonalności, o ile dłużnik, zawierając umowę z bankiem, mógł znać wszystkie skutki prawne, jakie ona wywoła, łącznie z egzekucją” (WYROK z dnia 26 stycznia 2005 r. Sygn. akt P 10/04). Czyż to nie znakomita logika? Sejm może zgodnie z Konstytucją wprowadzić prawo, że bankierzy mogą wyjątkowo zatwardziałych dłużników wbijać na pal. Jeśli dłużnik będzie wiedział o tym prawie, no to jak najbardziej w porządku.
Pewnymi osiągnięciami pan Gowin jednak może się pochwalić: „w Ministerstwie Sprawiedliwości udało mi się usprawnić proces wystawiania bankowych tytułów egzekucyjnych wprowadzając elektroniczny obieg dokumentów pomiędzy sądami i bankami”. A jakby tak pominąć sądy i wprowadzić elektroniczny obieg dokumentów o razu między bankami a komornikami – to byłoby dopiero usprawnienie.
Libertarianom wypada pogratulować nowego kandydata na przywódcę.