Mija 25 lat od chwili, gdy „Imperium Zła” (ZSRR) zostało pokonane. Konfederacja, której Imperium Zła przestało zagrażać ulega degeneracji, ale wciąż obowiązuje w niej narracja „jasnej strony mocy”. Taki charakter miało wczorajsze przemówienie Baracka Obamy. Można by je streścić w jednym zdaniu: popełniamy błędy, ale to my jesteśmy ci dobrzy - wierzymy w ideały i szanujemy zasady.
Zupełnie innego zdania jest znany krytyk Obamy, Paul Craig Roberts, który ostatnio napisał na swoim blogu:
Świat musi zrozumieć, że rząd USA to jest neokonserwatywna III Rzesza na sterydach. To złowroga siła, bez poczucia sprawiedliwości i szacunku dla prawdy, prawa, lub życia ludzkiego. […] Obama oświadczył, że USA to „wyjątkowy naród”. To jest neokonserwatywna wersja deklaracji Hitlera, że naród niemiecki był wyjątkowy, a zatem góruje nad wszystkimi innymi. Jedyna różnica między Waszyngtonem i nazistowskimi Niemcami jest taka, że Waszyngton ma o wiele bardziej potężne państwo policyjne i broń nuklearną.
Pycha i arogancja, które wynika z przekonania Waszyngtonu, że jest to rząd „niezbędnego i wyjątkowego narodu” oznacza, Waszyngton nie ma szacunku dla jakiegokolwiek innego kraju , ani dla prawa – niezależnie, czy jes to jego własne prawo, czy też prawo międzynarodowe. Waszyngton może najeżdżać inne kraje bez przyczyny i popełniać zbrodnie wojenne. Waszyngton może porwać i torturować ludzi, co jest przestępstwem w świetle prawa międzynarodowego.
Cytowany tekst zawiera także opinię, którą można uznać za hipotezę wyjaśniającą dlaczego Rosja może być naprawdę niebezpieczna dla USA: Dolar amerykański jako waluta rezerwowa świata jest źródłem amerykańskiego imperializmu. Pięć krajów, które tworzą BRICS obejmuje połowę ludności świata. Mogą prowadzić swoje rozliczenia gospodarcze bez dolara.
A może amerykański imperializm to nic złego? Może to jedynie sposób na zapewnienie ładu na świecie? Taką tezę można było ostatnio przeczytać na łamach businessinsider.com.
Globalizacja zależy od bezpiecznych szlaków komunikacyjnych dla przesyłania towarów i energii. Bez amerykańskiej marynarki wojennej , nie byłoby globalizacja i związanego z tym rozkwitu.
Rozkwitu? Tak. Ale też eksplozji bezrobocia i nierówności.
Świat stał się bardzo skomplikowany i czarno-biała jego wizja nijak nie pasuje do rzeczywistości. Tymczasem doskonałe zresztą co do formy przemówienie Obamy było w swej treści taką właśnie czarno-białą opowieścią. To dobry przykład wytworu polityki traktowanej jak teatr. Może na Amerykanów to działa? W Europie stale malejąca ilość osób biorących udział w wyborach wskazuje na to, że nas taki show coraz mniej interesuje. Zwłaszcza, gdy efektem tej zabawy są ludzkie tragedie. Czy zachód doczeka się przywódcy, który nie będzie postacią komiksową?